
Sophie Gilbert w książce Girl on Girl. How Pop Culture Turned a Generation of Women Against Themselves opisuje kulturę początku milenium jako wsteczną względem feminizmu lat 90. W polskim symulakrum teza ta brzmi kontrowersyjnie, zwłaszcza że w kinematografii znad Wisły królowały takie filmy jak ,,Psy” Władysława Pasikowskiego czy ,,Sara” Macieja Ślesickiego, gdzie protagonistki są bynajmniej silnymi, pewnymi siebie i niezależnymi kobietami. Jednak warto wspomnieć, że autorka skupia się na popkulturze amerykańskiej i przede wszystkim późnych latach 90. Zauważa, że po ruchu Riot Grrrl reprezentowanego przez Joan Jett i Patti Smith nastał czas estetycznie ponętnych, ale oprócz epatowania nagością i zachęcania do wiecznej zabawy nie mających nic dla młodych dziewczynek do przekazania Spice Girls. Można postawić tezę, że od tego czasu kapitalizm zamiast sprzedawać idee zaczął handlować różnej maści towarami, które girlsband promował, od lizaków po gumy do żucia, a Girls Power stało się już tylko hasłem reklamowym.
Popularność najpierw tabloidów, później wraz z rozwojem internetu portali plotkarskich, a także reality show doprowadziła do trendu nastawiania kobiet przeciwko sobie, a także rezygnacji z prywatności. Doskonałym tego zobrazowaniem była rzekoma przyjaźń wówczas będących na topie młodych celebrytek: Paris Hilton, Linsay Lohan i Britney Sprears, których oprócz imprezowania i bycia na szczycie nic nie łączyło, a każdy pretekst do kłótni niósł też szansę na monetyzację ze skandalu. W tym akurat przypadku źródłem poróżnienia był syn greckiego magnata Stavros Niarchos. Kobiety zaczęły rywalizować ze sobą o uwagę, mężczyzn, popularność, a droga do sławy została znacznie ułatwiona, wystarczyło wystawić na widok publiczny swoje życie. Tak w końcu zaistniała cała rodzina Kardashianów, a wcześniej swoje triumfy święciła wspomniana już Paris Hilton i Nicole Richie w pierwszej chyba takiej satyrze na elity jakim był program ,,Simply Life”, gdzie dziewczyny z wyższych sfer miały zmierzyć się z prozą zwykłego życia, przy okazji robiąc z siebie ignoranckie kretynki.
W taki oto sposób feminizm drugiej i trzeciej fali został wyparty przez postfeminizm bądź popfeminizm, akceptujący kulturę popularną, zamiast ją odrzucać. Według tego założenia kobiety osiągnęły już swoje prawa, więc teraz mogą zachowywać się jak mężczyźni, czyli być wyzwolone seksualnie i społecznie silne. W przypadku kobiet to wyzwolenie miało polegać nie na edukacji czy doświadczeniu zawodowym, ale na eksponowaniu swojego ciała, a więc pewnej formie samouprzedmiotowienia. Coś jak w tekście piosenki Pink o znamiennym tytule ,,Stupid girl”: ,,What happend to the dreams of a girl president? She’s dancing in the video next to 50 Cent”, która w teledysku parodiuje notabene wyżej wspomniane celebrytki.
Erotyzm w kulturze masowej był dostrzegalny mniej więcej od czasów kontrkultury lat 60., by wspomnieć ,,Barbarellę”, ,,Ostatnie tango w Paryżu” czy ,,Nocnego Portiera”, choć i wcześniej był zauważalny za sprawą filmu Louisa Banuela ,,Belle de jour” z 1957 roku czy ,,I Bóg stworzył kobietę” Rogera Vadima. Natomiast to, co nastąpiło po tym to ewaluowanie erotyzmu w kierunku pornografii, którego okresem kulminacyjnym były późne lata 90. i początek lat dwutysięcznych. Jak twierdzi Gilbert było to spowodowane ogólnym wzrostem popularności pornografii, najpierw za sprawą coraz bardziej powszechnych kaset VHS, a później internetu. Według niej ten wojeryzm był skutkiem epidemii AIDS w latach 80., który spowodował większą ostrożność we wchodzenie w relacje seksualne z przypadkowymi osobami, a tym samym dawał możliwość bezpiecznego rodzaju spełnienia seksualnego w zaciszu swojego domu. Za przykład podaje tytuł artykułu o Madonnie zamieszczonego w Newsweeku z 1992r., który brzmiał ,, W czasach, gdy uprawianie go stało się niezwykle niebezpieczne, oglądanie, myślenie i czytanie o nim stało się koniecznością”. Wówczas Madonna święciła triumfy, przekraczając kolejne granice kontrowersji jak w przepełnionym sadomasochistycznymi scenami teledysku ,,Justify My Love”, a pornografia stała się formą sztuki. Bo do jej stylistyki sięgali nie tylko twórcy kultury popularnej, ale też niezależni reżyserzy jak choćby Lars von Trier czy Gaspar Noe.
Choć Gilbert opisuje kulturę 2YK, to jej jednoznacznie nie potępia. Dostrzega pewien regres względem początku lat 90., bo seksualizacja na przełomie tysiącleci osiągnęła szczyt. Był to czas, w którym nastoletnia Spears tańczyła wymownie w stroju uczennicy do teledysku piosenki ,,Baby One More Time”, Oscarem został nagrodzony film ,,American Beauty” o podstarzałym mężczyźnie fantazjującym o koleżance swojej córki, niepełnoletnie wówczas gwiazdy były odpytywane przez dziennikarzy w programach typu talk show o swoją inicjację seksualną, a popularną rozrywką było odliczanie dni przed wejściem w dorosłość sióstr Olsen, by już legalnie móc roztaczać erotyczne wizje względem gwiazd Disneya. Bo do czasów #metoo to rzekome wyzwolenie często realizowało się w coraz silniejszej pozycji mężczyzn, którzy nierzadko nadużywali swojej władzy względem młodych dziewczyn. Jak na przykład Terry Richardson, niegdyś znany ze stylu porno-chic topowy fotograf, pracujący dla takich marek jak Marc Jacobs czy Yves Saint Laurent, a także magazynów Rolling Stone, GQ, Vouge i Vanity Fair, który w okresie swojej świetności molestował i napastował modelki, co przez wiele lat było ignorowane przez środowisko celebryckie, zresztą tak jak w przypadku Harveya Weinsteina czy Jeffreya Epsteina.
Zauważa jednocześnie, że obecnie mamy do czynienia z coraz bardziej świadomymi siebie młodymi kobietami, które posiadają o wiele więcej narzędzi do dekonstruowania rzeczy, by zwalczać seksistowskie i mizoginistyczne względem nich zachowania. Potrafią też wykorzystywać potencjał swojego ciała, ale na własnych warunkach, czego przykładem jest choćby Sabrina Carpenter, czy wcześniej Miley Cyrus. Ta ostatnia, by odciąć się od wizerunku grzecznej gwiazdy Disneya, który czerpał niewspółmierne w stosunku do artystki zyski z popularności serialu ,,Hannah Montana”, postanowiła specjalnie zmienić swój wizerunek na bardziej drapieżny i często kontrowersyjny (sławny już teledysk do ,,Wrecking Ball”, gdzie półnaga Cyrus kołysze się na kuli, albo gdy na gali MTV Music Awards 2013 ociera się o krocze Robina Thicke’a). Innym przykładem zupełnie odmiennego podejścia do kobiecej seksualności prezentuje Lena Dunham. Jej serial ,,Dziewczyny” jest nie tylko hipsterską odpowiedzią na ,,Seks w wielkim mieście” opowiadającym o zmaganiach millenialsów z Nowego Jorku, ale też przedstawieniem nagości i seksu w zupełnie inny sposób, bardziej realistyczny, bez upiększeń i z niedoskonałościami ludzkiego ciała.
I choć moda na bimbo girl (nisko opuszczone spodnie, crop topy, błyszczące dodatki, welurowe dresy) wraca, to o ile wcześniej była traktowana poważnie, dzisiaj jest formą świadomej zabawy z kulturą. Na początku tysiąclecia seksualizacja i samouprzedmiotowienie były wymyślonym przez menadżerów środkiem do osiągnięcia sukcesu przez młode dziewczyny, dzisiaj w znacznej mierze są świadomym wyborem artystek na kreowanie swojego wizerunku, wolnego od wyzysku i zabezpieczonego zmianami społecznymi jak ruch #metoo. Girl on Girl to książka o historii popkultury i tak też należy ją czytać. Jedni będą patrzeć na te czasy z nostalgią, inni z niesmakiem. Jednak jak to bywa z trendami, prędzej czy później przemijają, by w ich miejsce pojawiły się następne. I choć na początku tego millenium popkultura była wsteczna do tradycyjnych idei feminizmu to można odnieść wrażenie, że w ostateczności doprowadziła do większej świadomości kobiet i ich miejsca w show biznesie.