Karol Nawrocki stwierdza, że są tylko dwie ,,pucie”, a Rafałowi Trzaskowskiemu to się ,,w pale nie mieści”. To zdanie jak w soczewce skupia przaśność obecnej kampanii. I żeby była jasność, krindżem zaszczycały nas niemal wszystkie wybory, więc nie jest to jakieś novum, nowe są tylko dekoracje.

Adrian Zandberg pozyskuje swoich wyborców w sposób ,,nowoczesny” poprzez granie z nimi w gry. Miejmy nadzieję, że z ludźmi, którzy mają czynne prawa wyborcze, w innym razie może być to wysiłek zbędny, choć bez wątpienia przyjemny jak na kampanię. Sławomir Mentzen, bądź jak ktoś woli Sławula jeszcze niedawno pił piwo ze swoimi sympatykami, ale z tego względu, że jest to sport niebezpieczny i może przynieść nieoczekiwane skutki, postanowił pozostać przy konwencji tiktokowej, w końcu przed wrzuceniem krótkiego, chwytliwego filmiku jest szansa na doszlifowanie kontentu. No chyba, że zostanie się przyłapanym na ucieczce przed dziennikarzami, wtedy już tylko muzyka z Benny’ego Hilla i mamy gotowy memcen. No ale wpadki zdarzają się każdemu i o ile kiełbasa wyborcza to must have każdej kampanii, to żelazna zasada głosi ,,kiełbasę obiecuj, nie jedz przed obiektywem aparatu”. Sztab Karola Nawrockiego vel Tadeusza Batyra (pseudonim jaki przyjął, by pisać przychylne o sobie książki) niestety nie zdał tego egzaminu, czego konsekwencją jest zdjęcie jedzącego kiełbasę ,,kandydata obywatelskiego”. Nie wyszło poważnie, ale śmiesznie już tak. Podobnie zresztą jak w przypadku faworyta tych wyborów, Rafała ,,bonżura” Trzaskowskiego, który pod wpływem sondaży porzucił garnitur elitarnego, wielkomiejskiego kandydata, na rzecz swojskiego everymana, który to może i słucha na co dzień jazzu, ale i Zenkiem Martyniukiem nie pogardzi. Udało się Aleksandrowi Kwaśniewskiemu (niezapomniane ,,Ole!Olek” zespołu Top One), może i mu pomoże. A czy tak będzie? Jak stwierdził w filmiku wokalista zespołu Akcent ,,czas pokaże”. Magdalena Biejat też nie próżnuje, łamiąc stereotypy progresywnej Lewicy, co to tylko aborcją się interesują, na plakacie wyborczym drukuje Tadeusza Kościuszkę, a co!, w końcu ,,łączy ich więcej” niż nam się wydaje. Niestety, prawdopodobnie pod wpływem kiepskich sondaży, albo też zmęczenia materiału, w końcu ile można świecić gwiazdą najjaśniejszą w Sejmflixie, Szymon Hołownia nie stara się nazbyt, tak jakby porzucił nadzieję na przyszłą prezydenturę. Chyba, że to przemyślany plan na doładowanie baterii, by na końcówce tego wyścigu, uderzyć z całą mocą bon motów. Jeśli oczywiście uda mu się nie zirytować resztki niezdecydowanych wyborców gotowych oddać na niego głos, w końcu już nie raz udowodnił, że ,,ma talent”.

Taki to mamy karnawał obwoźnego cyrku. Do tej pory sondaże nieprzejednanie wskazują, że numerem jeden tej kampanii jest Rafał Trzaskowski. O ile nic spektakularnego się nie wydarzy (jak legendarna pijana zakonnica na pasach), to on prawdopodobnie zamieszka na Krakowskim Przedmieściu. No chyba, że … wyborcy trzeciego na podium oddadzą głos na kontrkandydata obecnego prezydenta stolicy, wówczas strażnikiem żyrandola zostanie ktoś inny. Ale czy to będzie Karol Nawrocki, czy Sławomir Mentzen ciężko dzisiaj rozstrzygnąć. Jeszcze na początku tej kampanii pewnym było, że najpoważniejszymi (czyt. mającymi realne szanse na wygraną) kandydatami są ci z POPiS-u, ale w wyniku wystawienia (albo w zależności od stopnia wiary w mity poparcia), co tu dużo mówić, dosyć drewnianego kandydata przez Prawo i Sprawiedliwość, coraz większą popularnością zaczął cieszyć się inny kandydat ,,prawicy” Sławomir Mentzen. Choć nie tylko dlatego, z pewnością nie bez znaczenia są nastolatkowie ze smartfonami w rękach robiący Sławuli zasięgi w sieci, ale też ciężka praca jakiej podjął się kandydat Konfederacji, a mianowicie konsekwentny objazd po wszystkich powiatach w Polsce. Spotkania, które nie są zaaranżowane, a mimo to pojawia się na nich nie rzadko więcej ludzi niż na konwencjach dwóch głównych pretendentów. Być może to zaangażowanie przynosi jedynie zwyżki w sondażach, które dostrzeżone przez dziennikarzy mainstreamu w drugiej turze, sprowadzą kandydata na ziemię przypominając mu kontrowersyjne wypowiedzi (co w zasadzie już się dzieje, patrz Justyna Dobrosz-Oracz kolejny raz przypominająca ,,piątkę Mentzena” po spotkaniu kandydata z Prezydentem), i historia z wyborów parlamentarnych zatoczy koło. No chyba, że nic dwa razy się nie zdarza, i efekt szoku wyborcy już przeżyli, teraz zaś świadomie popierają, w ich przekonaniu, kandydata racjonalnego, który o patriotyzmie gospodarczym i ochronie granic mówił zanim to było modne.

No właśnie pozostaje pytanie, czy autentyczność kandydatów jest w ogóle ważna dla wyborców. W końcu pamięć jest krótka, liczy się tu i teraz. Poza tym zdecydowana większość wyborców nie głosuje na program kandydatów, ale wizerunek i prezencję. Być może dlatego, że aż tak bardzo nie interesują się polityką, a może po prostu wiedzą, że kompetencje prezydenta zgodnie z Konstytucją z 1997r. są znikome. Oprócz funkcji blokującego, ma on nie wiele możliwości manewru. Bardziej reprezentuje na zewnątrz, niż rządzi. Stąd w zależności od wrażliwości i kryteriów estetycznych, wyborcom bliżej do jednego bądź drugiego kandydata. Jedni głosują barwami partyjnymi, inni tym, co dany kandydat reprezentuje, w jaki sposób się wypowiada, a jeszcze inni wybierają po prostu mniejsze zło w zależności jak je plemiennie definiują (jedni będą chcieli wetującego prezydenta, inni wręcz przeciwnie, ,,długopisa”). Jedno jest pewne, kandydaci w wyborach są jak celebryci, zrobią wszystko by zwrócić na siebie uwagę. A że obciach? The sky is the limit.