Data napisania:28.04.2021
,,Ani męskie, ani białe”. Taki tytuł nosi artykuł w ,,Polityce” poświęcony tegorocznej gali rozdania Oscarów i jest laudacją na rzecz osób wyróżnionych i nagrodzonych, którzy, w dużym skrócie, nie są ,,białymi mężczyznami”. Nikt poważny nie neguje istnienia patriarchatu czy rasizmu. Zapisał się niechlubnie na kartach historii. Dzisiaj jednak obserwując postępujące zmiany, ma się wrażenie, że są one nie tyle niepodważalne, co dokonują się kosztem tych, których przodkowie kiedyś należeli do uprzywilejowanej grupy. A dziejowa sprawiedliwość niestety musi być okupiona ich kosztem.
W imię tej zasady, kiedyś jak i dzisiaj, nie tyle liczą się umiejętności, talent i zdolności, ale to jakiego koloru skóry jesteś, bądź którą reprezentujesz płeć. Nie chodzi o to, że ludzie, którzy zostają doceniani nie są zdolni, tylko o to, że przy okazji ich sukcesu podkreśla się to, co nie miało wpływu na ten sukces. A przecież miał to być koszmarny relikt przeszłości, do którego mieliśmy nie wracać. Ale echo przeszłości powraca, tylko zmienia obsadę aktorską. Tak jakby musiał istnieć jakiś manichejski podział na dobrych i złych. Teraz do roli złych zostali wyznaczeni wszyscy ci, którzy do tej pory byli uprzywilejowani, czyli w skrócie biali mężczyźni.
Moda, wyłączając z niej inceli, bo to zjawisko tyle radykalne, co marginalne, na prężne muskuły patriarchatu i białej supremacji (tutaj wyjątkiem może być Wojciech Cejrowski, przedstawiciel folkloru publicystyki dla odważnych, to znaczy takich, którzy nie boją się czytać osobliwości) przemija. I całe szczęście. Z tym, że jej rewersem powoli staje się szeroko pojęta poprawność polityczna, która metodą salami zawłaszcza kolejne poziomy. Na zasadzie, w imię tejże sprawiedliwości nadszedł czas na odkupienie niesprawiedliwości mas do tej pory ciemiężonych. To znaczy, że jeżeli są białymi i do tego jeszcze mężczyznami, to powinni odpowiedzieć za grzechy patriarchatu i w ogóle najlepiej ich wycancelować.
Za przewinienia mniejsze i większe każdy odpowiada indywidualnie sam za siebie. Jakąś aberracją jest twierdzić, że ma je ponosić kolektyw. Ja ukradłam, ale koleżanka w ramach solidarności płciowej również powinna ponieś karę. To powinna się nazywać niesprawiedliwa sprawiedliwość, czyli żadna. Tak samo dzisiejsi artyści, przedsiębiorcy, politycy nie powinni być wybierani, nagradzani i wspomagani ze względu na pseudonaukę, zwaną fizjonomią. Kiedyś, jak i dzisiaj jest to dyskryminujące i nie powinno mieć miejsca. To, że kiedyś coś było patriarchalne, albo rasistowskie, nie oznacza, że teraz mamy kierować się prawem Hammurabiego i wykluczać wszystkich tych, co bardziej zdolnych czy utalentowanych, bo nie są odpowiedniej płci czy koloru skóry. Jest to swego rodzaju nowy patriarchat i rasizm, tylko ubrany w nowe szaty, bardziej glamour.
Zdrowe zmiany powinny być wolne od radykalizmu, w innym przypadku dochodzi do niesprawiedliwości i poszkodowania jakiejś grupy, która skłonna jest do reakcji. Na jedną skrajność, odpowiada się kolejną, co nie przybliża do dialogu, a buduje mury, przez które później trudno jest się przebić. Kobiety słusznie dążą do wyzwolenia, ale nie powinno się to odbywać kosztem mężczyzn. Na zasadzie Jaś dostał trzy razy nagrodę, bo za każdym razem był najlepszy, ale w ramach ,,sprawiedliwości” kolejną damy Małgosi, bo co prawda nie odznaczyła się niczym nadzwyczajnym, ale za sam fakt bycia dziewczynką należy jej się( nie dlatego, że była najlepsza!). Poza tym Jaś ma już trzy, niech nie będzie taki zachłanny. Podobnie rzecz ma się z, choćby galą rozdania jakichkolwiek nagród czy problemem braku kobiet zasiadających w parlamencie.
Jasne, jeżeli kobiety są dobre to powinny być nominowane czy wystawiane na listach, ale nie dlatego, że są przedstawicielkami ,,drugiej płci”, ale dlatego, że są najlepsze w danej dziedzinie. Ostatnio odnosi się niestety wrażenie, że nie tyle za dzieło albo dokonania są doceniani, ale wnioskując po tych wszystkich nagłówkach opiewających laureatów, dlatego że są właśnie przedstawicielkami określonej, wcześniej pokrzywdzonej płci bądź koloru skóry. Jeżeli zostały nagrodzone, to bynajmniej z tego powodu. Stąd i ekscytacja zbędna. To prawda, że kiedyś pewnie było to niemożliwe, ale przesadna laudacja umniejsza wartość nagrody. No chyba, że byłby to wybory miss czy tym podobnych, ale jeżeli dotyczą pracy i umiejętności, to wygląd nie powinien mieć żadnego znaczenia. Premia za płeć czy kolor skóry dawno powinna odejść do lamusa, bez względu kogo dotyczy, czy wczorajszych oprawców, czy dzisiejszych poszkodowanych.
Ciekawy jest dialog w serialu Gambit królowej, skądinąd bardzo dobrego, w której to młoda dziewczyna odnosząca sukcesy w szachach, dziedzinie z przeważającą męską reprezentacją (są to lata 60.), udziela wywiadu dziennikarce. Opowiada o swoich początkach, kto ją wprowadził w magiczny świat gry, wszystkim tym co było dla niej istotne w życiu zawodowego szachisty. Tymczasem to, co zajmuje dziennikarkę to jej płeć i, że stanowi to ewenement w świecie szachowym, stąd większa część artykułu poświęcona jest właśnie temu. Nie trzeba wspominać, że wścieka to główną bohaterkę, bo nie została potraktowana jak pełnowartościowy człowiek, tylko zwierzę cyrkowe, coś nadzwyczajnego, co normalnie się nie zdarza. Nie jej osiągnięcia, wg dziennikarki, były wyjątkowe, ale to, że osiągnęła je mimo bycia kobietą.
Czy biały mężczyzna ma wstydzić się tego jaki jest, albo przepraszać za coś, co nie jest i nigdy nie było kwestią jego wyboru? Chyba nie o to chodzi w wyzwoleniu kobiet, żeby walczyć o nie czyimś kosztem. Z drugiej strony, kobiety, albo wszelkie grupy wcześniej poszkodowane i uciskane, nie chcą chyba być doceniane na zasadzie litości. Nagradzane i awansowane tylko ze względu na to, że wcześniej nie były równo traktowane. Wbrew temu co niektórzy raczą twierdzić, umiejętności, talent i pracowitość to ważne wartości, a one nie są zależne ani od koloru skóry, ani płci, religii, orientacji seksualnej, klasy społecznej, koloru włosów czy wzrostu, a jedynie od indywidualnych uwarunkowań i predyspozycji. Więc tak, kobiety powinny być doceniane tak jak osoby o innym kolorze skóry niż biały, ale tak samo, a nie lepiej, mocniej i bardziej od mężczyzn i białych wszelkiej narodowości.