Data napisania:23.04.2021

Radykalne skrzydło konserwatywnej prawicy chciałaby widzieć rzeczywistość w XIX – wiecznych kategoriach, gdzie to kilkuletnie dziecko zmuszone jest do ciężkiej harówki w ponadnormatywnych godzinach, najlepiej bez kodeksu pracy i bez związków zawodowych, co by żaden delikwent nie skupiał się na zbytecznych przywilejach. Z drugiej radykalnej, lewicowej strony jest nie mniej ciekawie. Według przedstawicieli lewicy, żadne dziecko nie powinno szargać się jakąkolwiek formą pracy, nawet gdyby miała być lekka, przyjemna i, co najważniejsze, była z własnej, nieprzymuszonej woli.

Najlepiej, żeby młodzi w ogóle nie pracowali, nawet jeżeli chcą podjąć taki wysiłek, bo najwyraźniej, według co niektórych lewicowych komentatorów, mylą się co do swoich chęci. Argumentem wysuwanym przez nich za tym by nie posyłać młodych ludzi do pracy jest też ten o odciąganiu ich od nauki i szkoły. Zgodnie z tym tokiem myślenia, przemęczone rzadziej przykładają się do nauki, nie mają już na nią sił, co doprowadza do absencji, a w konsekwencji do porzucenia edukacji. Może i brzmi on rozsądnie, ale tylko pod warunkiem, że system edukacji działa. Wkuwanie budowy mitochondrium i kolejnych bitew w wojnie prusko – francuskiej nie zawsze przekłada się na sukces, czyli dobrą pracę i płacę w przyszłości. Jak wiemy nie jest to zero – jedynkowa kalkulacja. Tysiące godzin spędzonych czy to w szkole czy na uczelni, często nie prowadzi do przyszłego sukcesu. O czym, kiedy pasuje do kontekstu problemu, lewica raczy przypominać, powołując się na dziaderskich libków, którzy to wiele obiecywali, ale na obietnicach zazwyczaj się kończyło. Poza tym nie każdy przeznaczony jest do pracy intelektualnej, co więcej, nie każdy chce wykonywać taką pracę. Jest to, a przynajmniej powinien być, relikt marksistowskiej utopii, który niestety powiela współczesna lewica. Karol Marks twierdził, że jeżeli przeciętnego robotnika wyzwoli się od pracy, zapewniając mu godny byt, to tenże robotnik w wyniku nadmiaru czasu jakim będzie dysponować, przeznaczy na wszelkiej maści rozrywki intelektualne. Jest to tego samego typu błąd rozumowania jak dla ,,dobra ogółu” zagospodarowanie przestrzeni miejskiej z arbitralnie narzuconą estetyką aktywistów miejskich, czy zabieganie o rozrywki wyższych lotów niż koncerty Zenka Martyniuka w telewizji publicznej, na które nie tyle jest zapotrzebowanie, ale odbywa się kosztem, dajmy na to, teatru telewizji, którego tak łaknie ponoć społeczeństwo. Do pracy mechanika czy hydraulika nie potrzebna jest znajomość rodzajów literackich czy roślinności tundry i tajgi. Te godziny, które bezproduktywnie dzieci, chcące wykonywać tego typu zawody, spędzają w szkole, mogłyby przeznaczyć na zapoznanie się z technikami pracy, która ich interesuje. Nie dość, że byłoby to dla nich ciekawsze, to jeszcze otrzymywałyby za to jakieś adekwatne do zaangażowania wynagrodzenie, uczyli się odpowiedzialności i szacunku do pieniędzy. Ale po lewicowej stronie od razu pojawia się zarzut, że praca w tak młodym wieku, nie daj boże jeszcze fizyczna (a taką, ze względu na młody wiek i brak doświadczenia, mogą głównie wykonywać młodzi ludzie), to pewnie na alkohol i narkotyki. No chyba, że rachityczna, w granicach kilku godzin tygodniowo, jest jeszcze do zaakceptowania, w przeciwnym razie, wiadomo, uzależnienie. Wywrotowa diagnoza młodych ludzi, którzy zamiast żerować na czyichś pieniądzach, wolą sami na siebie zarobić. Nie dziwne, że tego typu argumentacja skłania ludzi do myślenia, że ,,lewicy nie trzeba zwalczać, wystarczy pozwolić jej mówić” albo że ,,nie dziwne, że to prawica wygrywa wybory w Polsce”.

No dobrze, jeżeli nie praca, to jaka jest dla niej alternatywa, w przypadku kiedy młody człowiek chce uzbierać pieniądze na jakiś cel? Żerowanie na datkach i zbiórkach społecznych? W zrzutce internetowej nie ma nic złego, jeżeli ktoś chce nieprzymuszenie na nią wpłacać. Z tym że, wg lewicy, wydaje się to być jedynie akceptowalną, by nie powiedzieć pożądaną forma uzyskania pieniędzy, którą chcą widzieć w kategoriach przedsiębiorczości. Natomiast, analogicznie, praca na taki cel, jawi się już jako coś haniebnego, rozumianego w XIX – wiecznych kategoriach wyzysku, nawet zwrot ,,wynająć się do pracy” dla co niektórych ma konotacje niewolnicze. Pomijając, że argument za tym, że może dojść do wyzysku pracownika przez pracodawcę oscyluje w granicach absurdu, na zasadzie patologii, która może zdarzyć się wszędzie, ale nie musi. Posiłkowanie się tego typu argumentacją prowadzi do sytuacji, w której praca przestaje być użyteczna, bo staję się zagrożeniem. W jej wyniku, nie tyle z braku chęci, ale przed odpowiedzialnością karną, młodzi ludzie, by uniknąć ryzyka, będą bać się podejmować jakąkolwiek pracę. Przy czym warto zaznaczyć, że jeżeli chodzi o dzieci, to nikt racjonalny w XXI wieku nie zabiega o to, by pracowały na etacie w fabryce. Jeżeli już jest mowa o jakiejkolwiek pracy młodych ludzi, to raczej dorywczej, na zasadzie wyprowadzenia psa czy ostrzyżenia trawnika sąsiadowi tak, by dziecko poczuło wartość pieniądza i etos pracy. Zbiórka internetowa, choćby najbardziej kreatywna, nie wpoi tego rodzaju wartości.

Krótko mówiąc, zrzutka internetowa jest pomocna i fajnie, że ludzie sobie pomagają, ale nie powinna być alternatywą dla pracy. Zakazywanie choćby tej dorywczej młodym ludziom, trudno nie oprzeć się takiemu wrażeniu, zachęca niechybnie do lenistwa przyszłych dorosłych, a to uśmiech w stronę populistycznych rządów gotowych kusić atrakcyjnymi programami socjalnymi w zamian za głos oddany przy urnie wyborczej. Innymi słowy, często ta walka z  wyimaginowanym wyzyskiem kończy się zależnością od władzy.