
Ludowe powiedzenie głosi, że gdy ktoś się spieszy to się diabeł cieszy. Chęć szybkiego i efektownego rozliczania poprzedniej władzy napotkały na opór i w konsekwencji skompromitował Koalicję 15 października.
Marcin Romanowski, wiceminister sprawiedliwości w poprzednim rządzie, został widowiskowo na zlecenie prokuratury aresztowany przez ABW, by za chwilę, decyzją sądu, opuścić areszt jako niezgodny z prawem. Otóż, co prawda komisja sejmowa zarekomendowała uchylenie jego immunitetu i wydała zgodę na uwięzienie, jednak prokuratura zignorowała fakt, że Romanowski objęty jest też drugim, a mianowicie członka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, i w związku z tym nie można go aresztować. Rozdział pod tytułem wsadzamy pisowców do więzienia okazał się parodią.
Tym bardziej, że prokuratura wiedziała o drugim immunitecie, a mimo to, ponoć na podstawie dwóch opinii prawnych XD, postanowiła w blasku fleszy wyprowadzić w kajdankach z domu byłego wiceministra. Jest to niewątpliwa kompromitacja Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego Adama Bodnara, który zamiast trzymać się procedur postanowił wykonywać polityczne rozkazy. Po orzeczeniu sądu Prokuratura Krajowa ostatecznie wystąpiła do Rady Europy o uchylenie tego immunitetu, tylko pytanie czy nawet kiedy to nastąpi można Romanowskiego aresztować na podstawie tych samych zarzutów?
A zostało mu ich postawionych aż 11, z czego głównym jest ten o nadużyciu władzy, bowiem przyznawał pieniądze z funduszu niezgodnie z celem. Fundusz Sprawiedliwości został założony po to, by pomagać ofiarom przestępstw. Podczas rządów Zjednoczonej Prawicy pieniądze były jednak przyznawane gminom w poszczególnych okręgach wyborczych jako ,,prezenty” od polityków Suwerennej Polski i wydatkowane na słynne już garnki dla kół gospodyń wiejskich, wozy strażackie czy sprzęt ortopedyczny, poza tym na wielomilionowe dotacje (bez konkursów) organizacjom związanym ze Zjednoczoną Prawicą. O tym, że są to wydatki niezgodne z przeznaczeniem doskonale wiedział Jarosław Kaczyński, który w liście odnalezionym w domu Romanowskiego kazał politykom zakończyć ten precedens.
Szkopuł w tym, że choć działania te są nieetyczne i wątpliwe moralnie, to prawdopodobnie zgodne z prawem, bo ustawa o FS ponoć dozwalała na takie wydatki. Zgodnie z zasadą nullum crimen sine lege. Inna sprawa, że tak napisana ustawa, w której politycy mogą sponsorować swoją kampanię z funduszu w ogóle z tym nie związanym, świadczy o patologii demokracji.
Nie zmienia to faktu, że samo teatralne wyprowadzenie byłego wiceministra budzi kontrowersje tym bardziej, że zarzuty nie dotyczą pospolitego przestępstwa, jak zabójstwo czy kradzież, a sam Romanowski przed aresztowaniem złożył wizytę w prokuraturze, tylko że został wówczas odesłany z kwitkiem. Wygląda to wszystko niezbyt profesjonalnie, bardziej jak obsesyjna chęć stworzenia igrzysk dla Silnych Razem niż próba realnego rozliczenia poprzedników.
Gdyby obecnej władzy zależało na tym drugim, to prokuratura najpierw stworzyłaby merytoryczny akt oskarżenia, by później na jego podstawie odbył się sprawiedliwy proces i następnie wyrok. Bo rozliczać w praworządnym państwie powinny sądy, nie zaś rządząca władza. Z tym, że procesy trwają długo, są nużące i nie tak spektakularne, a nie tego przecież oczekuje elektorat.
Koalicja rządząca na własne życzenie znalazła się w defensywie. Po pierwsze miała odpolitycznić prokuraturę, a dotąd tego nie zrobiła, co tylko te wydarzenia uwypukliły. Prokuratorem Generalnym jest wciąż minister sprawiedliwości, poza tym niezbyt samodzielnym, bo wykonującym polecenia szefa rządu. Co prawda obecna władza, jak zazwyczaj w trudnych dla niej sytuacjach, zasłania się wetem prezydenta. Tylko, że nawet nie podjęła próby, by się o tym przekonać. Odpowiedniej ustawy rozdzielającej te funkcje nie ma. Po drugie, dymisja Bodnara teraz nie wchodzi w grę, bo oznaczałaby przyznanie się do błędu, a tego rząd Tuska nie zrobi. Oczywiście cały ten falstart rozliczeniowy jest na rękę PiS-owi, który może teraz uskuteczniać narrację o niekompetencji władzy.
Wygląda na to, że to, co obecny rząd będąc w opozycji strofował u swoich poprzedników, teraz bierze jako wzór do naśladowania. Bo w tym wszystkim najbardziej niebezpieczne jest to, że każde takie działanie może rozochocić następców do powielania i być może eskalacji bezwzględnych rozliczeń poprzedników, nawet gdyby nie było ku temu podstawy prawnej. I zamiast demokratycznego państwa prawa, będziemy mieli terror praworządności. Coś na wzór niefortunnej wypowiedzi Bodnara w wywiadzie dla Radia Zet, w której stwierdził (chodziło wówczas o przejęcie mediów publicznych), że szukają jakiejś podstawy prawnej, by przywrócić konstytucyjność, to jest by je przejąć. Zabrzmiało to zarówno absurdalnie, jak i złowrogo.