Zgrzyty w koalicji 15 października nie są czymś nadzwyczajnym, w tym sensie że były łatwe do przewidzenia. Partie ją tworzące muszą dbać o swoją tożsamość, bo bez tego stracą wyborców. Innymi słowy muszą się od siebie odróżniać, ale nie na tyle by koalicja się pod wpływem różnic rozpadła, bo taki scenariusz dla mniejszych partii najpewniej oznaczałby anihilację. I nawet jeżeli przyczyniłby się do pozyskania części wyborców przez Platformę, to zdecydowanie nie wszystkich, co sumarycznie zmniejszałoby poparcie dla obozu antypisowskiego. Stąd aborcja i składka zdrowotna są istotne dla Lewicy i Trzeciej Drogi, ale jeżeli przegrzeją temat – nic nie załatwią, a jeżeli nie pójdą na kompromis może się to spotkać z nieprzyjemnymi dla nich konsekwencjami.


Wzmożenie na realizację obietnic spowodowany jest zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Partie będą musiały wystawić swoich kandydatów, bo na wspólnego całej koalicji chyba jak na razie się nie zanosi. Same obietnice, zwłaszcza partii wchodzących w skład koalicji 15 października, w tej kampanii nie wystarczą, bo są u władzy, a to do sprawczości zobowiązuje. W oczach wyborców brak dowożenia programu kompromituje kandydata i nie skłania do oddania na niego głosu.


Dlatego też przy okazji każdych zbliżających się wyborów Lewica podnosi temat aborcji. Jednak uporczywa chęć zaimponowania kobietom jak na razie nie przynosi korzyści, a jedynie rozczarowanie. Nie dlatego, że kobiety nie zgadzają się z ustawami przygotowanymi przez tą partią, ale dlatego że wszelkie starania wyglądają na cynicznie obliczony zysk wyborczy. Lewica zamiast przedyskutować temat z koalicjantami, dojść do jakiegoś kompromisu w tej sprawie i przede wszystkim wybrać dogodny czas na procedowanie ustawy, woli na rympał cisnąć temat w celu upokorzenia Trzeciej Drogi. I być może kompromituje to żółto-zieloną koalicję w oczach kobiet, czego przykładem wystąpienie Władysława Kosiniaka – Kamysza na Campusie Polska, to nie wzmacnia też Lewicy, która do liberalizacji ostatecznie nie doprowadziła. Projekt depenalizacji aborcji złożony przez szefową klubu Annę Marię Żukowską też raczej nie ma szans na sukces, tym bardziej że ludowcy twardo opowiadają się za referendum w tej sprawie.


Zresztą to nie jedyny problem Lewicy. Oprócz tego, że nie dogaduje się wewnątrz koalicji rządzącej, to ma też problemy we własnym środowisku. Zwłaszcza jeżeli chodzi o mieszkania na wynajem. Choć partia Czarzastego wywalczyła, by w budżecie znalazły się na to środki, to według partii Razem nie są one wystarczające, by poważne potraktować temat.


Tym zaś, czym Lewica może się pochwalić w przyszłorocznej kampanii jest bez wątpienia renta wdowia, czyli emerytura po zmarłym współmałżonku. Co prawda na razie nie w pełnej kwocie, ale to już dobry początek do kolejnego podwyższania świadczenia. Poza tym postulaty socjalne mają to do siebie, że żadna partia nie odważy się z nich zrezygnować, więc Lewica będzie mogła przez kolejne lata odcinać od tego kupony.


Trzecia Droga, która kreuje się na konserwatywną i wolnorynkową, ma w tym rządzie zdecydowanie bardziej pod górkę. Postulaty takie jak obniżenie składki zdrowotnej są mniej populistycznie atrakcyjne, stąd nie znajdują sprzymierzeńców. Tym gorzej dla Szymona Hołowni jako ewentualnego kandydata TD na prezydenta, który z ,,innowacyjnego” i ,,ekologicznego” na początku swojej kariery politycznej stał się orędownikiem przedsiębiorców. Zwrot w Polsce 2050 dokonał się w czasie wzrostu poparcia dla Konfederacji w zeszłym roku przed wyborami parlamentarnymi i od tamtej pory jest dość silny, głównie za sprawą medialnego Ryszarda Petru. I o ile były szef Nowoczesnej nie jest stricte kojarzony z żadną konkretną partią, to Katarzyna Pełczyńska – Nałęcz już tak. A jej wypowiedź o konieczności podwyższenia wieku emerytalnego stała się numerem dwa ,,kontrowersyjnych” wystąpień Polski 2050. Szczególnie, że to temat drażliwy dla Tuska, w końcu między innymi dlatego jego partia przez część wyborców stała się niepopularna.


Poparcie dla Trzeciej Drogi topnieje również dlatego, że od jakiegoś czasu bardziej niż realizującego swój program, ma opinię ,,blokującego” koalicjanta. Tym, co ewentualnie mogłoby pójść na konto Trzeciej Drogi, a szczególnie PSL, jest rekordowe podwyższenie wydatków na zbrojenia, w końcu Kosiniak – Kamysz zarządza ministerstwem obrony, a jego zaangażowanie na rzecz modernizacji armii jest widoczne. Pytanie tylko, czy rzeczywiście tak będzie, w końcu za cały rząd i w konsekwencji za bezpieczeństwo odpowiada finalnie szef, czyli Donald Tusk.


Bo Platforma Obywatelska walczy w zupełnie innej wadze. Jest największą partią koalicyjną, ma swojego premiera i finalnie to ona podejmuje najważniejsze decyzje. W wyniku polaryzacji bez względu na kogo postawi w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, czy to na Trzaskowskiego, Tuska czy nawet Sikorskiego, jej kandydat wejdzie do drugiej tury. Kluczowe jest tylko to czy wygra z kandydatem PiS-u. Stąd z jednej strony to okopywanie się Platformy w bezpiecznym centrum, z odchyleniami raz w prawą (kwestia migracji), innym razem w lewą (aborcja) stronę. Z drugiej widowiskowe (decyzja PKW o odrzuceniu sprawozdania finansowego czy areszty kolejnych polityków opozycji) rozliczanie PiS-u. Z tym, że to drugie zaspakaja głównie betonowy elektorat i w pozyskiwaniu wyborców ,,niezaangażowanych plemiennie” może nie być wystarczający. Samymi Silnymi Razem wyborów prezydenckich Platforma nie wygra, dlatego ważny jest też przekaz pozytywny. Tym chyba w założeniu Tuska miała być zapowiedź organizacji Mistrzostw Olimpijskich. Pomijając czy w ogóle ma się to szansę wydarzyć, odległa perspektywa ich realizacji nie brzmi atrakcyjnie. Wszystkie pomysły na modernizację Polski na razie utknęły na mieliźnie, z Megalopolis włącznie. Być może większe wydatki na opiekę zdrowotną przewidziane w przyszłorocznym budżecie mają być tym, co przyciągnie wyborców, choć jak wiemy z historii samo zasilenie gotówką nieradzącej sobie z logistyką służby zdrowia nie sprawi, że będzie działała lepiej.


Każda z partii tworzącej rząd ciągnie w swoją stronę, a ich postulaty się często wykluczają. Donald Tusk z jednej strony stoi na straży sprzeczek swoich mniejszych koalicjantów, z drugiej podchwytuje od nich popularne postulaty przedstawiając je jako rządowe, czyli w domyśle swoje. Te zaś, które nie zyskują społecznej aprobaty są wygodnym zrzucaniem odpowiedzialności. Rząd wydaje się być chwiejny, ale jak na razie na tyle stabilny, by się nie rozpaść. W końcu żadna z tych partii nie jest na tyle sprawcza i silna by samodzielnie rządzić. Mało tego, dla niektórych może być to ostatnia deska ratunku przed całkowitym rozkładem. Innymi słowy, stawka większa niż życie.