Prawo i Sprawiedliwość jako typowa partia opozycyjna jest w defensywie. Odpowiada na narrację, którą kreuje rząd. Odpiera zarzuty, krzyczy o łamaniu prawa i upadku demokracji. Na razie z braku nowych pomysłów, wraca do starych, oklepanych metod, tj. smoleńskich rocznic, straszenia obecną władzą, wmawiania im proniemieckości i prorosyjskości jednocześnie, czy organizacji demonstracji, jak ostatnim razem pod hasłem ,,stpoPATOwładzy”. Na ile to jest skuteczne, nie wiadomo. Na pewno mobilizuje betonowy elektorat, a ta baza wyborców jest bez wątpienia newralgiczna, bo lojalna. Jednak to nie wystarczy, by przejąć władzę, a przekaz negatywny na większość społeczeństwa nie działa, czego dowodem antypisizm Platformy w postaci chociażby KOD-u.


Wydaje się jednak, że są to działania obliczone na chwilę, do momentu wyrwania się z letargu w których PiS się obecnie znalazł. Bo dzisiaj żadna wrzutka PiS-u się medialnie nie przebija. Nawet informacja o połączeniu się z Solidarną Polską nie wzbudza aż takich emocji. Dla przeciętnego wyborcy od początku nie było między nimi różnicy, obie partie są w końcu częścią Zjednoczonej Prawicy, czyli dla niewtajemniczonych w meandry polskiej polityki po prostu PiS-em.


Wybór kandydata na prezydenta też nie przedstawia się na razie perspektywicznie. Być może jest to zamierzony szum medialny, ale bardziej prawdopodobny jest scenariusz w którym PiS naprawdę ma kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego pretendenta. Z wywiadu, którego jakiś czas temu udzielił Kaczyński, opinia publiczna dowiedziała się, że kandydat jego partii ma być wysoki, postawny i przystojny. Rozbrajająca szczerość prezesa PiS połączona z brakiem rozumienia współczesnych środków komunikacji rozczula, ale też skłania do refleksji, czy aby na pewno partia ta szuka kandydata na prezydenta, bo rysopis bardziej przypomina ewentualnego mistera niż głowę państwa.


Poza wszystkim powszechne rozliczanie polityków tej partii przez obecnie rządzących coraz bardziej przyspiesza i spycha do narożnika partię Kaczyńskiego. Aresztowanie Romanowskiego w związku z nieuczciwym dysponowaniem pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości i księdza Michała Olszewskiego jako beneficjenta tych ,,przekrętów”, ściganie listem gończym szefa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych w związku z zachodzącymi w niej nieprawidłowościami, przeszukiwanie domów Ziobry i Bąkiewicza, czy decyzja PKW o obcięciu subwencji to tylko najbardziej głośne z rozliczeń i zapewne nie ostatnie. Co najmniej do wyborów prezydenckich PiS musi być przygotowany na kolejne tego typu ataki. Następna batalia najprawdopodobniej będzie dotyczyła tzw. neosędziów i neoKRS. Poza tym jest jeszcze sprawa europosła Ryszarda Czarneckiego oskarżonego o korupcję i pranie brudnych pieniędzy.


Donald Tusk już zapowiedział, że zamierza przywracać praworządność nie zawsze praworządnymi środkami w ramach ,,demokracji walczącej”, co brzmi niepokojąco, ale też zaskakująco uczciwie. Co prawda przywracanie praworządności poprzez jej łamanie brzmi jak oksymoron, ale to nie przeszkadza obecnie rządzącej koalicji w urzeczywistnianiu swoich planów. Tym bardziej, że w polaryzacyjnej narracji druga strona to wróg nie tylko danej partii, ale państwa, więc w ramach wyższego celu jakim jest obrona niepodległości nie tylko można, ale też trzeba implementować ekstraordynaryjne środki. Zresztą to nie tylko casus Platformy, PiS robił to przez ostatnie osiem lat.


Wycofanie kontrasygnaty pod dokumentem powołującym do Izby Cywilnej Sądy Najwyższego tzw. neosędziego prawdopodobnie się do tego zalicza, choć oczywiście opinie prawne są podzielone. PiS nie szanował instytucji i szukał luk, by skutecznie omijać prawo. Zdemolował Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa i Sąd Najwyższy. Obecna władza idzie krok dalej i już nie tylko zamierza omijać prawo, ale w razie wyższej konieczności nawet je łamać.


Poprzednia władza naruszała procedury z pobudek centralistycznych, w celu podporzadkowania sobie instytucji państwa. Obecna, by zadowolić swój elektorat, który już samo dojście tych partii do władzy uważa za demokratyczne i praworządne. To właśnie bezwarunkowa legitymizacja pozwala koalicji 15 października na brawurowe posunięcia bez ryzyka konsekwencji. Dla betonowego, plemiennego wyborcy nie liczy się, czy coś jest ,,po bandzie”, ważne by było skuteczne. W przypadku braku realizacji programu, to właśnie rozliczenia są kołem napędowym obecnej władzy.


Prawo i Sprawiedliwość otworzyło furtkę, obecna władza postanowiła wyważyć drzwi. Taki modus vivendi obecnych jak i poprzednich polityków prowadzi do podważenia niezawisłości wymiaru sprawiedliwości poprzez skrajne jego upolitycznienie. Jedyną różnicą w tym demontowaniu państwa prawa jest to, że PiS robił to ukradkiem, obecna władza mówi o tym otwartym tekstem.


Platforma atakuje, PiS się broni to pokrótce zwiastun tego, co będzie się działo przez kolejne miesiące w polskiej polityce. Jeżeli partia Kaczyńskiego nie znajdzie narracji na miarę 500 plus, a na to się na razie nie zanosi, i co istotne, odpowiedniego kandydata na prezydenta, prawdopodobnie przez kolejne lata będzie grzać ławy opozycyjne. No chyba, że koalicja 15 października przyjdzie im z pomocą i rozpadnie się pod wpływem ruchów odśrodkowych.