Data napisania:25.06.2020
Kiedy słyszy się zestawienie słów: pomysł i minister, to można być w 90 % pewnym, że chodzi o nowy podatek. Nie inaczej było tym razem. W tym wypadku ma to być podatek od urządzeń elektronicznych, a pomysłodawcą jest profesor Piotr Gliński – Minister Nauki i Dziedzictwa Narodowego. Opłata reprograficzna ma wspomóc artystów, których ewentualna twórczość może być powielana na różnego rodzaju urządzeniach np. takich jak smartfony, tablety czy laptopy. Dodatkowe 3% od ceny urządzenia ma być w połowie przeznaczone na prawa autorskie, a w drugiej połowie na tzw. fundusz ubezpieczeń, który zabezpieczałby artystów, którzy nie płacą tych wszystkich składek co pozostali, przed ubóstwem. Wszystko ma regulować ustawa o statusie artysty zawodowego. Chciałoby się powiedzieć: sprawiedliwości stała się zadość.
Ustawa ma za zadanie pomóc artystom, którzy doświadczają problemów finansowych, jak to określa wiceminister ,, (…) aby mogli żyć w sposób cywilizowany”. Do tej pory opłata reprograficzna obejmowała papier do drukarki, dlatego że można drukować, np. ściągniętą z internetu książkę, płyty CD i DVD, na których możemy przegrywać muzykę bądź filmy, czy też pendrive’y, mp3, dyski twarde itp. Teraz ma być, zgodnie z ustawą, rozszerzona na smartfony, tablety i laptopy. I mimo, że obciążenie to funkcjonuje w 23 krajach Unii Europejskiej i zdaniem ZAIKS – u jest znacznie wyższe niż w Polsce, to w wielu, takich jak: Wielka Brytania, Finlandia, Łotwa i Hiszpania, nabywcy są z niej zwolnieni. Opłata, co prawda, ma być narzucona na importerów i producentów sprzętu służącego do kopiowania, ale naiwnością byłoby twierdzić, że nie zostanie ona przeniesiona na konsumentów. Oznacza to, że za sprzęt elektroniczny będziemy płacić więcej nie dlatego, że będzie lepszej jakości, ale dlatego że politycy postanowili po raz kolejny uprzykrzyć nam życie. By absurdów było więcej, minister stwierdził, że płacimy za sprzęt tego typu więcej niż w Niemczech, dlatego, rzekomo, producenci nie podniosą cen po nałożeniu opłaty, co jest więcej niż wątpliwe i w co chyba sam minister nie wierzy. Dlatego można dojść do wniosku, że według Glińskiego, dodatkowa opłata jest jakby naturalną koleją rzeczy, skoro było drogo, to może być jeszcze drożej. Wyższe koszty mogą przyczynić się do utrudnionego dostępu do urządzeń elektronicznych w Polsce. Jeszcze całkiem niedawno, kiedy rozpoczęła się pandemia i trzeba było wprowadzić zdalne nauczanie dla wszystkich dzieci, problemem okazał się brak sprzętów elektronicznych w niektórych mniej zamożnych domach, powodując wykluczenie edukacyjne. Dodatkowa opłata nie przybliża rozwiązania problemu, ale jeszcze bardziej go pogłębia. To samo tyczy się tysięcy ludzi, którzy w kształtującej się nowej rzeczywistości pandemicznej musieli przestawić się na pracę zdalną. Pomijając już, że opłata jaką będą musieli ponieść konsumenci po wejściu tej ustawy w życie będzie zdublowana. Na platformy streamingowe, takie jak Spotify czy Netflix przecież został już nałożony podatek w wysokości 1,5 %. Poza tym warto zaznaczyć, że urządzenia tego typu służą nie tylko odbiorcom prywatnym, ale też przedsiębiorstwom, gdzie nie kopiuje się dzieł, co oznacza, że uiszczanie przez nie dodatkowej opłaty jest niesprawiedliwe. W konsekwencji zarówno prywatni polscy konsumenci jak i przedsiębiorcy mogą zacząć robić zakupy w zagranicznych sklepach, co wiceminister kwituje stwierdzeniem ,, Takie jest życie”. W istocie, właśnie takie.
Podsumowując, na producentów zostanie nałożona dodatkowa opłata, którą z dużą dozą prawdopodobieństwa przeniosą na konsumentów. Ci, kierując się własną korzyścią, wybiorą opcje zakupu tego samego sprzętu, tylko że w zagranicznych sklepach. Stracą na tym nie tylko polskie sklepy, ale też rzekomi artyści. Nie ma zakupu sprzętu – nie ma wpływu z opłaty do funduszu ubezpieczeń, który miał wspomóc artystów z pieniędzy, jak zwykle, podatników. Ugnij się podatniku, nowe świadczenia nadchodzą.