Data napisania:29.06.2020
Pandemia nie powstrzymała wyborców przed udaniem się do lokali wyborczych. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie, frekwencja była rekordowo wysoka. Pytanie, czy był to efekt wielości kandydatów czy raczej coraz większej polaryzacji Polaków, a może, zakładając idealistycznie, jest to efekt rosnącego zaangażowania obywateli w życie polityczne? Po wstępnych wynikach exit poll dla Ipsos zwycięzcą pierwszej tury wyborów został Andrzej Duda, co nie stanowi jakiegoś zaskoczenia. Taki wynik mniej więcej wskazywało większość sondaży. Rafał Trzaskowski tuż za nim, z wynikiem około 30 procentowym też był bardziej niż pewny.
Zapowiadają się gorące dwa tygodnie zaciekłej rywalizacji. Mimo że faworytem jest Andrzej Duda, to znalazł się w dość nieciekawej sytuacji, biorąc pod uwagę fakt, że nie zdołał zmobilizować sporej części elektoratu, który w wyborach parlamentarnych oddał głos na Prawo i Sprawiedliwość. Poza tym teraz, żeby zyskać dodatkowe głosy musi zrobić coś w rodzaju szpagatu programowego, przychylnego zarówno dla prawicy jaki i lewicy. Pytanie czy takie balansowanie będzie wiarygodne. Lewicowi wyborcy mogą odczuwać niemały niesmak jeszcze niedawnymi wypowiedziami prezydenta i jego obozu politycznego dotyczącego osób homoseksualnych. Wyborcy Konfederacji zaś zniesmaczeni coraz obfitszymi programami socjalnymi, począwszy od 500 plus przez trzynastą emeryturę na wozach strażackich kończąc, mogą zrezygnować z poparcia kandydata, który, co zresztą podkreśla, jest ich uosobieniem. Koalicja Obywatelska po zmianie kandydata wróciła do gry, co już wcześniej wskazywały sondaże wyborcze a teraz zostało to potwierdzone we wstępnych wynikach. Rafał Trzaskowski wchodzi do drugiej tury i ma ogromne szanse by wygrać. Kandydat KO przez cały czas kampanii starał się być wyważony. Bardziej krytykować poczynania rządu niż odnosić się personalnie do rywala, co może być odczytywane pozytywnie przez większość niezdecydowanych wyborców, od których teraz wszystko zależy. Zmiana w szeregach Koalicji Obywatelskiej niekorzystnie natomiast wpłynęła na wynik Szymona Hołowni, który przed 10 maja był na silnej fali rosnącej z ogromną szansą wejścia do drugiej tury. Szansę na lepszy wynik stracił też Kosiniak – Kamysz, który z potencjalnego miejsca na podium odnotował wynik gorszy od Roberta Biedronia. Jednak warto zauważyć, że zważając na klimat polityczny, zarówno Bosak jak i Hołownia wypadli bardzo dobrze. Ponad 13 – procentowy wynik Szymona Hołowni jest po części rezultatem jego względnej nowości w świecie polityki, ale do dobrego wyniku przyczyniło się też jego zaangażowanie, jasny przekaz, zdolności oratorskie, koncyliacyjność. Dobry wynik był pewnie też efektem zmęczenia duopolem, który trawi Polskę od kilku ładnych lat. Natomiast Bosak, jak zwykle miał duże poparcie w grupie młodych wyborców. Pomógł mu też, mimo że deklaruje się jako narodowiec, konglomerat różnych opcji pod egidą Konfederacji i wolnorynkowy przekaz. Dobrze też zaprezentował się podczas debaty prezydenckiej, na której przedstawił się jako autentyczny kandydat z jasnym programem, dalekim od oszołomstwa, z jakim często utożsamiana jest jego partia. Dużo gorzej było w przypadku Roberta Biedronia i Władysława Kosiniaka – Kamysza. W przypadku tego pierwszego na pewno nie pomógł fakt nie złożenia mandatu europarlamentarzysty, co wcześniej deklarował. Jednak za słabym wynikiem bardziej przemawia to, że lewica w Polsce jest w odwrocie od ładnych kliku lat i prawdopodobnie start jakiegokolwiek kandydata oscylowałby w podobnie niskich granicach, jeśli nie gorzej. Nie wykluczone, że to właśnie Biedroń był najlepszym kandydatem, na którego w tym momencie mogła sobie pozwolić Lewica. Jeżeli chodzi o szefa ludowców to miał on swoją chwilę w momencie, gdy Kidawa – Błońska bojkotowała wybory. Kiedy okazało się, że wybory są niemożliwe do przeprowadzenia 10 maja, a w KO nastąpiła zmiana kandydata, słupki sondażowego poparcia zaczęły spadać. Warto jednak zaznaczyć, że w tym wypadku start w wyborach prezydenckich jest zaledwie przystankiem tego kandydata do dalszej kariery politycznej, który ma niebywały potencjał by za kilka lat stać się nawet premierem tego kraju.
Biorąc pod uwagę, że dobry wynik Bosaka to rezultat poparcia nie tyle narodowców, co w dużej mierze ludzi o poglądach wolnorynkowych, z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że przeniosą oni swoje głosy na Trzaskowskiego. Wyborcom Biedronia też zdecydowanie będzie bliżej do kandydata KO, tym razem ze względu na postulaty światopoglądowe. W końcu to Trzaskowski wprowadził Kartę LGBT w Warszawie, za co został przeczołgany wzdłuż i wszerz przez telewizje publiczną jako propagator szkodliwej ideologii. Jeżeli chodzi o Hołownię, to chyba nie pozostawił swoim wyborcom wątpliwości, mówiąc że na Andrzeja Dudę na pewno nie zagłosuje. Nie oznacza to oczywiście, że jego wyborcy go posłuchają albo też, że zagłosują na Rafała Trzaskowskiego, ale tak można przypuszczać, biorąc pod uwagę program wyborczy tego kandydata. Jedynym wyjściem dla Andrzeja Dudy byłoby zdemobilizować elektoraty pozostałych kandydatów, którzy nie dostali się do drugiej tury. Co może okazać się nierealnym do spełnienia pomysłem. I mimo, że to Duda ma zdecydowaną większość procentową, druga tura może być dla niego bardziej problematyczna. Wynik, który osiągnął może okazać się maksimum jego możliwości. Dla tych wszystkich, którym łamanie praworządności, reformy sądów, programy socjalne są nie do zaakceptowania, bądź tych wszystkich, którzy mają antypisowość zapisaną w DNA, naturalnym będzie stanąć po stronie kandydata opozycji. Dlatego wyborcy Hołowni, Kosiniaka – Kamysza, Biedronia a nawet Bosaka mogą w drugiej turze zagłosować na Rafała Trzaskowskiego.