Data napisania:19.12.2020
Burzliwe negocjacje na szczycie UE dobiegły końca, pozostały te wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy. Informacje o rzekomej dymisji wiernego żołnierza Zbigniewa Ziobry, husarza w obronie suwerenności, rejtanowskiego obrońcy niepodległości, Janusza Kowalskiego, okazały się plotką. Nie ma, co prawda, weta, ale nie ma też śmierci. Po prostu od czasu do czasu obóz Solidarnej Polski musi zaznaczyć swój twardy kurs, tak by dla wszystkich było jasne, że nie poddaje się wraz z PiS, albo raczej premierem Morawieckim pod dyktat Niemiec. Radykalna retoryka, do której, co ciekawe, dołączył Donald Tusk. Były przewodniczący Rady Europejskiej o polityce zdecydowanie proniemieckiej! No ale tak już w polityce na ogół jest, że nie liczy się interes państwa, a partii. Platforma Obywatelska jeszcze w lipcu grzmiała, że wynegocjowany budżet na kolejne lata jest dla Polski niekorzystny. Kilka miesięcy później, kiedy okazało się że będzie powiązany z praworządnością, a rząd polski grozi wetem, zdanie konsekwentnie zmienili. Od tej pory porozumienie w sprawie budżetu było najwyższej wagi, a jego brak utożsamiany z polexitem.
Brak weta to przegrana bitwa Ziobry, którego wizja Solidarnej Polski jako dużego gracza, wywierającego wpływ na politykę większy niźli tylko przystawka, legło w gruzach. Bo co prawda, Polska może i nie otrzymałaby unijnych pieniędzy, ale największy wróg w obozie ZP zostałby unicestwiony w kolejce do sukcesji, a ,,miękiszon” na stałe przylgnąłby do Mateusza Morawieckiego. Tym razem demagogiczna taktyka dociskania do końca prawej strony zawiodła, co nie znaczy, że nie nastąpi wewnątrzfrakcyjnych walk ciąg dalszy.
W między czasie PiS nie traci czasu. W wyścigu do retrosocjalizmu nie ma sobie równych. Dekoncentracja mediów w orwellowskim znaczeniu, czyli pod państwowym sztandarem przejmowanie kolejnych mediów przez spółki kontrolowane przez państwo. Zresztą PiS ma wprawę w koncentracji władzy. Najlepszym przykładem jest Zbigniew Ziobro, który łączy w swojej skromnej osobie całą monteskiuszowską władzę. Jako poseł jest częścią władzy ustawodawczej, jako minister sprawiedliwości pełni władzę wykonawczą, a jako prokurator generalny – sądowniczą. Jeszcze nie opadł kurz oburzenia z przejęcia lokalnej prasy przez PKN Orlen, a już pojawiają się zapowiedzi wykupienia Gremi Media, do której należą m.in. Rzeczpospolita i Parkiet. Z tym, że o ile w tym pierwszym przypadku można było jeszcze posługiwać się terminem repolonizacji, to w tym drugim należałoby mówić już o rePiSacji mediów. Gremi Media to firma prywatna z polskim kapitałem, ale wiadomo, polski polskiemu nie równy. Taka np. Gazeta Wyborcza, zło wcielone wśród prasy politycznej, z pewnością polska nie jest. Usilnie taką udaje, ale niech pozory nas nie zmylą, co innego Sieci. Tutaj ,,słuszna” linia redakcyjna zaznacza się w doborze dziennikarzy, publicystów i ,,poprawnych” artykułów, nie szkalujących rządu, a potrafiących dostrzec trud Prawa i Sprawiedliwości mierzenia się ze wszystkimi aspektami sprawowania władzy. Rządy Prawa i Sprawiedliwości obok personalnej ,,reformy” sądownictwa, rzutko rozdawanych pieniędzy w postaci 500 plus i nie tylko, reżimowej telewizji, repolonizacji banków, zakazu handlu w niedziele i podniesieniu płacy minimalnej, masą afer mniejszych i większych, to też chaos jesienny w postaci braku szczepień, kolejnych lockdownów, protestów kolejnych grup społecznych czy też burzliwe rekonstrukcje rządu.
No właśnie, tylko co w zamian? Chyba chocholi taniec Platformy Obywatelskiej byłby najlepsza odpowiedzią. PO tak długo już jest w opozycji, że chyba zapomniała o co walczy, mianowicie o przejęcie w przyszłości władzy. Chyba, że już sama w to nie wierzy. Najlepszym tego przykładem było ustalanie nowego statutu partii, który tak absorbował polityków tejże, że nie starczyło im siły na nowy program, ciekawą alternatywę w kontrze do PiS. Samo odsunięcie PiS od władzy, to zdecydowanie za mało, by zająć ich miejsce. Ta ,,panna na wydaniu” nie jest już atrakcyjna. A może przespała swój czas? Bo wydaje się, że takich momentów już trochę było, jak choćby wybory prezydenckie i Rafał Trzaskowski z 10 mln głosów. To było w lipcu. Szumnie zapowiadany ruch Trzaskowskiego powstał dopiero jesienią. Po takim czasie zostało mu kilkanaście tysięcy sympatyków i ruch, którego nazwy nikt nie pamięta, łącznie z politykami Platformy.
Teoretycznie teraz jest najlepszy moment na odzyskanie wyborców. Prawo i Sprawiedliwość topnieje w sondażach, na ulicę wychodzą niezadowoleni ludzie. Nie tylko z zarządzania kryzysem pandemicznym, ale także na skutek orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Pytanie tylko, co z tego? Bo może i PiS traci, ale na pewno PO nie zyskuje. Szybciej już Szymon Hołownia, który nie ma nawet własnej partii. W kółko powtarzane hasła o demokracji i konstytucji nikogo, oprócz działaczy PO, nie ruszają. A zapowiedź wprowadzenia w Polsce autorytaryzmu czy dyktatury przez partię rządzącą – nie brzmią poważnie, kiedy są używane przy każdej możliwej okazji wprowadzanych przez PiS reform. Zresztą kolejne zapowiedzi odświeżenia wizerunku partii, do znudzenia powtarzane jak mantra, nic nie znaczą. Nie bez powodu do PO przylgnęło określenie bezideowych dziadersów, nie mających poglądów na żaden temat. Partia konformistów, która ma tak szeroki elektorat zróżnicowany ideowo, że nie może wychylić się w żadną ze stron, no chyba, że ,,drobnymi kroczkami” – jak to ujął jej przewodniczący Borys Budka.
Smutna kontestacja polega na tym, że polska scena polityczna składa się: z jednej strony z partii rządzącej uosabiającej jesienny chaos, a z drugiej, z opozycji bez alternatywy na ten chaos.