Data napisania:06.05.2021

Fundusz Odbudowy, a dokładnie decyzja Rady Europejskiej dot. zasobów własnych UE, budziła kontrowersje aż do momentu ratyfikacji. Bogata w zwroty akcji, zmianę stron, sojuszników i wrogów, została ostatecznie zaakceptowana przez Sejm, teraz trafiła pod obrady Senatu.

A wszystko za sprawą ,,zdrajców”, którzy negocjują z ,,politycznymi szulerami”, czyli Lewicy która wspomogła PiS i zapobiegła, zakładając najgorszy/najlepszy scenariusz, rozpadowi rządu. A do tego dążyła opozycja, a dokładnie Platforma Obywatelska. Stąd wzajemne żale i pretensje. Pomijając już fakt, że utworzenie rządu tymczasowego graniczy z absurdem w sytuacji, w której najoględniej mówiąc opozycja jest równie podzielona, co koalicja rządząca, i taki pomysł ma więcej wspólnego z myśleniem życzeniowym niż z realnym scenariuszem. Trzeba naprawdę mieć bogatą wyobraźnię, by móc sobie wyobrazić rząd techniczny od Bosaka po Zandberga, z prezydentem Dudą i Trybunałem Konstytucyjnym Julii Przyłębskiej, odkryciem towarzyskim Jarosława Kaczyńskiego. A bez współpracy nie ma rządu z prostego powodu, żadna partia nie osiąga przeważającej większości by móc samodzielnie rządzić. Poza tym przegrane głosowanie w sprawie FO nie równa się upadkowi obecnego rządu. Istniała jeszcze opcja B, czyli mała ratyfikacja, którą mógł ewentualnie zakwestionować Trybunał Konstytucyjny, ale jak wiadomo, by tego nie zrobił. Pytanie, czy możliwe, że największa partia opozycyjna jest aż tak naiwna by myśleć, że mogłoby być inaczej? Trudno w to uwierzyć. Już bardziej prawdopodobne jest to, że nie mogła zaakceptować faktu, że Lewica wybiła się na niepodległość, nie konsultując swojej decyzji z ,,większym bratem opozycyjnym”. Złośliwi mogliby powiedzieć, że ma za swoje. Nie czym innym była ,,koalicja 276”, gdzie loga pozostałych partii opozycyjnych zostały umieszczone obok pomarańczowego zarysu Polski na niebieskim tle, bynajmniej za zgodą tychże. Podobnie rzecz wyglądała przy wyborze RPO, kiedy nie poparła Piotra Ikonowicza, czy wtedy, gdy samodzielnie prowadziła negocjacje z Gowinem. Platforma chciałaby budować alternatywę dla PiS na zasadzie hegemonii, lekceważąc przy tym tych, którzy ewentualnie mieliby ją tworzyć, stąd rezultaty są jakie są. Bo kiedy negocjacje przeprowadza Platforma to jest to racjonalne, pragmatyczne działanie, ale kiedy robi to Lewica to zostaje nobilitowana do miana kolaboranta.

Co nie zmienia faktu, że Lewica sprzedała się tanio, popierając niemal bezwarunkowo rządowy program wykorzystania unijnych funduszy, czyli de facto Krajowy Plan Odbudowy. Może być to dla niej pułapką z tego względu, że jeżeli rząd nie spełni obietnic, które wynegocjowała Lewica, nie poniesie jakiś rażących konsekwencji, a nawet jeśli, to odpowiedzialność spadnie solidarnie na obie te partie. Natomiast jeżeli okaże się sukcesem, a pieniądze zostaną wydane zgodnie z przeznaczeniem, to śmietankę za jego powodzenie będzie spijać PiS i mało prawdopodobne, że TVP zająknie się o wkładzie Lewicy. Pomijając już fakt, że PiS nie musiał się jakoś szczególnie naginać w trakcie negocjacji. Oprócz 30 % środków na samorządy (tzw. Fundusz Inwestycji Lokalnych), które i tak mają być finansowane z pożyczek, to mieszkania na wynajem i pieniądze na szpitale powiatowe PiS mógłby spokojnie bez „warunków” Lewicy wpisać do KPO.

Zgodnie z logiką, partia lewicowa reprezentuje elektorat wrażliwy społecznie i dąży do niwelowania nierówności, dlatego Krajowy Plan Odbudowy brzmi jak coś, pod czym powinna się podpisać. Przy okazji może się przedstawić jako partia koncyliacyjna, stroniąca od bezproduktywnych konfliktów, działająca w interesie społecznym Polaków. Tymczasem, Lewica poparciem tej ratyfikacji dużo ryzykuje, jak na przykład utratą i tak niewielkiego poparcia. Jej elektorat jest skrajnie antypisowski i proeuropejski, bardziej niż pozostałych partii opozycyjnych. Dzisiejsza Lewica to już nie tyle etatyzm i programy społeczne, ale walka o prawo do aborcji, in-vitro czy prawa osób LGBT. Po ostatnich protestach i wyroku TK elektorat jeszcze bardziej się zradykalizował i takie paktowanie z partią nietolerancyjną i ograniczającą wolność kobiet, może być przyjęty chłodno vide Strajk Kobiet.

I last but not least jeżeli KPO się powiedzie, a jest na to szansa i sukces zostanie odtrąbiony przez tuby propagandowe rządu, który dzięki talentowi i ambicji Daniela Obajtka, zwiększają swój zasięg o poziom lokalny, to istnieje teoretyczne ryzyko, że za jego sprawą PiS zapewni sobie trzecią kadencję, a tego nie tyle Platforma Obywatelska, co własny elektorat może nie wybaczyć. Z tym, że nie jest to taka łatwa kalkulacja. Zjednoczona Prawica rządzi drugą kadencję, a już podział w ,,rodzinie” jest głęboki. Nie jest pewne czy koalicja przetrwa w tym składzie do 2023r., a co dopiero trzecią kadencję. Nie wydaje się też, że KPO, nawet jeżeli słupki wzrosną, a pewnie tak będzie (Fundusz Odbudowy to w końcu nowe 500 plus), mógłby zapewnić PiS samodzielne rządy. Może inni, ale sojusznicy będą potrzebni. A jeżeli nie Porozumienie i Solidarna Polska, to kto? Lewica? Raczej nie. I nie dlatego, że nie poszliby na taki układ, ale dlatego że nawet wspólnie mogliby nie mieć większości. Poza tym, jeżeli nawet taki scenariusz by się ziścił, to może nie aż tak bardzo egzotyczny (choć trochę na pewno) sojusz mógłby trwale doprowadzić do końca istnienia Lewicy na scenie politycznej.

Jeżeli zaś chodzi o podejście Platformy do Funduszu Odbudowy, to można je w skrócie nazwać osobliwym, wprowadzającym dysonans poznawczy dla co niektórych. Najpierw grzmi o tym, jakie to ważne i istotne, by przyjąć go razem z pozostałymi krajami Unii. Głównie wtedy, gdy Zbigniew Ziobro stawia się Mateuszowi Morawieckiemu, i sprzeciwia się powiązaniu pieniędzy z praworządnością. Kiedy przychodzi do ratyfikacji PO staje okoniem i nie zamierza jej poprzeć, bo PiS skorumpuje pieniądze unijne. Ostatecznie wstrzymuje się od głosu. Takim postępowaniem niechlubnie wpisuje się w narrację polexitową, którą do tej pory straszyła. Poza tym, robi to wbrew swojemu elektoratowi, który taki projekt w większości popiera. Oskarżanie Lewicy o to, że ,,negocjuje z terrorystami” też wydaję się zabawne, zważając, że z tymi samymi ,,terrorystami” jeszcze niedawno posłowie Platformy wspólnie z PiS głosowali za podwyżkami dla parlamentarzystów, czyli notabene m.in. dla siebie.

Bez względu na to czy Lewica postąpiła słusznie czy też nie, głosując za ratyfikacją, zresztą nie tylko ona (ratyfikację poparło też PSL i ruch Hołowni) to pokłócone towarzystwo opozycyjne jest po raz kolejny prezentem dla prezesa PiS. Kiedy grunt mu się pali pod nogami, pod znakiem zapytania stoi ratyfikacja i dalsza koalicja, to jest jeszcze zagubiona strona opozycyjna, która każe myśleć wyborcom ,,może i nie jest ciekawie, ale jaka jest alternatywa?”. Jeśli Platforma nie zacznie traktować swoich partnerów podmiotowo, to nie tyle zawiedzie się ich decyzjami, co ośmieszy, tak jak teraz, kiedy jako jedyna po stronie opozycyjnej wstrzymuje się od głosu, czyli de facto staje w jednej linii z Konfederacją i frakcją Ziobry, które głosowały przeciw jej przyjęciu.