
Wraz ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi atmosfera w koalicji rządzącej się zagęszcza. O spokoju nie może być mowy, dlatego też partie robią co mogą, by eksponować kluczowe dla nich tematy. Z tej okazji na wokandę wraca temat aborcji. Choć wszystkie partie obecnie rządzącej koalicji deklarują walkę o prawa kobiet, to trudno nie odnieść wrażenia, że kwestia aborcji jest przez nich traktowana dość partykularnie.
Obecnie w Sejmie mamy złożone cztery ustawy liberalizujące aborcję. Dwie Lewicy, jedną Trzeciej Drogi i jedną Koalicji Obywatelskiej. Lewica chce zdepenalizować aborcję, tak by nikt nie odpowiadał karnie za jej przeprowadzenie, a także doprowadzić do tego, by była legalna do 12. tygodnia. Projekt Koalicji Obywatelskiej również zakłada liberalizację aborcji do 12. tygodnia, natomiast Trzecia Droga chciałaby powrotu do kompromisu sprzed wyroku TK w 2020r. i rozpisania referendum w tej sprawie.
W ramach przypomnienia, ów kompromis obowiązywał od 1993 roku i zakładał możliwość przeprowadzenia aborcji ze względu na trzy przesłanki: w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia matki, ze względu na ciążę pochodzącą z przestępstwa, a także ciężką i nieodwracalną wadę płodu. Ta ostatnia przesłanka została uznana w 2020 roku przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodną z konstytucją i w konsekwencji nielegalną.
Odkąd Donald Tusk podał Lewicy ,,czarną polewkę” i postanowił bez nich na listach iść do wyborów samorządowych, Lewica znalazła się w dość kłopotliwej sytuacji. Od tego czasu partia Czarzastego robi co może, by zyskać wyborców, albo co najmniej utrzymać poparcie tych istniejących. Z tego względu, że Lewica przez ostatni czas była kojarzona głównie ze sprawami światopoglądowymi i prawami człowieka, wybrała temat, który intuicyjnie choć nie wydaje się być najlepszym na wybory samorządowe, to jest emocjonujący, a jednocześnie silnie wpisany w ich tożsamość. Dlatego pomimo, że projekty ustaw liberalizujących aborcję złożyła na początku rządów kolacji, dopiero teraz oburza się na ich nieprocedowanie, zapewniając o swoim oddaniu kobietom w walce o ich prawa.
Tak się składa, że o tym, co będzie poddane pod głosowanie decyduje marszałek Sejmu, którym jest ich koalicjant z Polski 2050 Szymon Hołownia, a ten nie zamierza tego robić przed wyborami z prostej przyczyny, kwestia aborcji od początku jest dla niego kłopotliwa i nie do końca zgodna z jego poglądami (z tego powodu nie została też umieszczona w umowie koalicyjnej). Stąd, gdy Szymon Hołownia apeluje o spokój w tej sprawie, Anna Maria Żukowska bez silenia się na subtelności odpowiada marszałkowi, by z nim wypierdalał.
Z jednej strony dlatego, że koalicjant Polski 2050 ma zdecydowanie bardziej konserwatywny elektorat, a nadchodzące wybory są ważne dla PSL-u, który ma duże struktury i mocne ulokowanie właśnie w samorządach. Liberalizacja aborcji to nie jest temat ani dla włodarzy mniejszych miejscowości, ani dla ich wyborców, przywiązanych do tradycji i religii.
Poza tym choć dla Polski 2050 te wybory nie są kluczowe, to Hołownia ma duży apetyt na następne, a zwłaszcza prezydenckie. Obecny marszałek jako przyszły ,,prezydent wszystkich Polaków” nie chce do siebie zrażać części bardziej konserwatywnej (inna sprawa czy nie zrazi tych liberalnych). Stąd Trzecia Droga mówi o referendum i przełożeniu tej kwestii na po wyborach. Tylko, jak słusznie zauważyła, tym razem mniej ofensywnie Żukowska, po wyborach samorządowych są te do Parlamentu Europejskiego, a po nich prezydenckie.
Choć akurat w tym przypadku może warto byłoby jednak poczekać. Obecny prezydent z dużą dozą prawdopodobieństwa nie podpisze tych ustaw (ponoć Andrzej Duda jest zwolennikiem jeszcze większego ograniczenia aborcji poprzez usunięcie z obowiązującej ustawy przesłanki o ciąży pochodzącej z przestępstwa), a więc de facto i tak nie weszłyby one w życie teraz. Gdyby rzeczywiście chodziło o prawa kobiet, a nie podbijanie wyborczego bębenka, Lewica cierpliwie poczekałaby na zmianę w pałacu prezydenckim. Tymczasem rozpoczyna spór, który raczej nie przyniesie korzyści żadnej ze stron konfliktu.
Od początku było jasne, że w koalicji złożonej z partii o tak różnych profilach będzie dochodziło do nieporozumień i kłótni. Z tego względu, że po zakończeniu jednej kampanii mamy już kolejną, nie trzeba było długo czekać na konfrontację wewnątrzkoalicyjną, każda z partii chce wyszarpać dla siebie poparcie. Lewica sięga po kontrowersyjny temat, Trzecia Droga chce renegocjować umowę koalicyjną, a KO umniejsza zwycięstwo w poprzednich wyborach TD, którzy to dobry wynik mieli ponoć zyskać dzięki apelom większego koalicjanta. Dlatego też temat aborcji póki będą wybory raczej nie ucichnie i będzie rozgrywany politycznie do momentu aż skończy się wyborcza szopka. Jak na razie cytując słowa piosenki ,,wszyscy zgadzają się ze sobą (prawa kobiet są istotne i trzeba o nie walczyć!), a będzie nadal tak jak jest”.