Prawo i Sprawiedliwość po przegranych wyborach październikowych jest w defensywie, co pewnie nie jest niczym zaskakującym, po utracie władzy trzeba się jakoś przestawić na tryb opozycyjny, z tym że ten wewnętrzny chaos prowadzi do coraz większych napięć w szeregach PiS. Bez wyciągnięcia konstruktywnych wniosków z przegranej, PiS nie jest w stanie iść do przodu. A te choć przychodzą z zewnątrz, jak np. list profesora Nowaka o zmianie przywództwa w partii, pozostają bez echa. Kaczyński nie myśli ustępować, choć to godzenie frakcji wewnątrz Zjednoczonej Prawicy wychodzi mu coraz gorzej. Inna sprawa czy zmiana lidera coś by w tej kwestii zmieniła. Chętnych po objęcie schedy nie brakuje, tak jak szorstkości w relacjach między politykami, objawiającej się występowaniem różnych partyjnych skrzydeł, którym bliżej do rozłamu niż rozejmu. Dlatego wydaje się, że jedynym spoiwem, choć kłopotliwym wizerunkowo, jest niezmiennie Prezes.


Choć PiS w sondażach jeszcze znacząco nie traci, to politycy tej partii podświadomie czują, że nie jest dobrze. Stąd jedni startują w wyborach samorządowych, ale bez loga PiS przy nazwisku vide Łukasz Schreiber, inni nieśmiało wysnuwają wizję powołania nowej konserwatywnej partii, bez obciążeń radykalizmami, które rozbijają się o sufit twardego elektoratu.


Nowy byt polityczny ponoć mieliby założyć ludzie związani z prezydentem i byłym premierem, co zdążył już skomentować Mariusz Błaszczak, twierdząc, że jeżeli Mariusz Chłopik (człowiek premiera) i Marcin Mastalerek (doradca prezydenta) mają się tym zająć, to nie wróży temu przyszłości. Na co Mastalerek nie omieszkał odpowiedzieć byłemu ministrowi obrony na platformie X, że to raczej on nie wróży przyszłości Błaszczakowi, patrząc na jego osiągnięcia w odbudowie przemysłu zbrojeniowego, a poza tym radzi zająć się pracą w związku z wyborami samorządowymi niż fejkami.


Bo pogłoski o nowej partii wydają się mało wiarygodne, zwłaszcza w kontekście innej wypowiedzi Mastalerka, który za niskie ( w stosunku do innych państw europejskich) dofinansowanie przez Komisję Europejską polskiego przemysłu zbrojeniowego obwinia poprzednią władzę, czyli de facto rząd Mateusza Morawieckiego.


Politycy Suwerennej Polski idą jeszcze dalej. Patryk Jaki nie siląc się na subtelności na jednym ze spotkań z wyborcami obwinił rząd Mateusza Morawieckiego o szkodliwe dla Polski ustępstwa wobec polityki europejskiej (zgoda na zasadę warunkowości przy Funduszu Odbudowy i Zielony Ład), a prezydenta za wetowanie ustaw takich jak lex TVN czy tych dotyczących sądownictwa. Jaki, po wycofaniu się z polityki ze względów zdrowotnych Zbigniewa Ziobro, objął w SP nieformalne przywództwo i postanowił iść na zwarcie, szacując że nie ma nic do stracenia. PiS Suwerennej Polsce niewiele może teraz zaoferować, natomiast konfrontacyjny przekaz, choć nie musi, to może dać poparcie antyunijnego elektoratu, a jak wiemy każdy głos się liczy.


Michał Dworczyk, najbliższy współpracownik Morawieckiego, nie czekał długo z odpowiedzią i w kontrze nazwał swoich współkoalicjantów pasożytami, którzy korzystając z list PiS-u trafili do Sejmu, samorządu itd., nie dając nic w zamian z wyjątkiem krytyki i szkodnictwa. Były minister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński zaś stwierdził, że politycy Solidarnej Polski to banda krzykaczy, którzy poprzez swój radykalizm skutecznie odstraszyli centrowych wyborców. Zrozumiałe wzburzenie, choć jeżeli chodzi o ten radykalizm to PiS, zwłaszcza w końcówce kampanii parlamentarnej nie ustępował mniejszemu koalicjantowi, by wspomnieć tylko wypowiedzi o Platformie jako niemieckiej partii, odmawianie oponentom patriotyzmu, czy posądzanie ich o dogadywanie się z Putinem.


Wygląda na to, że w obliczu tonącego statku trwa uporczywe poszukiwanie łodzi ratunkowych. Prawo i Sprawiedliwość zostało zepchnięte przez obecną władzę do narożnika, brak pomysłu na partię, co jest w gestii lidera, może powodować w niedalekiej przyszłości rejteradę, szczególnie tych ceniących bardziej karierę niż wyznawanie kultu Prezesa. A patrząc na sondaże i wciąż duże poparcie dla obozu Zjednoczonej Prawicy jest o co walczyć, zwłaszcza że zbliżają się wybory europejskie, a miejsce w PE jest na wagę złota, albo przynajmniej wiąże się z zasobnym uposażeniem. Tylko jak pokazuje historia, te ruchy odśrodkowe, choć początkowo pełne nadziei, kończą się zazwyczaj porażką i powrotem na łono partii matki. Jak będzie tym razem się okaże, na razie walka trwa w najlepsze.