Data napisania:25.03.2021
Problem z około liberalnymi mediami polega na tym, że jeżeli nie we wszystkim się z nimi zgadzasz, albo przynajmniej w kwestiach dla nich fundamentalnych, jawisz się w ich oczach jako faszysta lub brunatny bojownik. Obóz ,,jedynie słusznej myśli”, mówi ochoczo o pluralizmie, braku dyskryminacji i tolerancji. Z tym, że, według nich, pluralizm jest spoko, ale tylko w ramach wewnątrzredakcyjnej dyskusji. Brak dyskryminacji – jasne, ale nie dla poglądów ,,faszystowskich”, czyli często katolickich, prawicowych czy konserwatywnych. Tolerancja – jak najbardziej, ale dla LGBT, a nie dla jakiś tam ,,uczuć religijnych” około katolickich ,,moherów”. W dużym skrócie to mainstreamowa strona ma wyznaczać granicę i definicję tego, co jest wolnością, co można robić i mówić.
Nie inaczej jest w przypadku Moniki Jaruzelskiej, która najpierw przez tygodnik Polityka, a później Gazetę Wyborczą i Newsweek została prześwietlona i po wnikliwej analizie okazało się, że z ,,Towarzyszki Panienki” została ,,Towarzyszką radykałów”. Z tym, że radykałowie, to według tych redakcji, tylko skrajne poglądy prawicowe, o lewicowych nie ma tam mowy. A wszystko za sprawą programu na YouTubie, który Jaruzelska prowadzi od grudnia 2019 roku. Od tamtego czasu w miarę systematycznie nagrywa wywiady i zaprasza kolejnych gości do willi należącej niegdyś do gen. Jaruzelskiego. A wśród zapraszanych znajdziemy i Grzegorza Brauna, Janusza Korwin Mikke, prof. Wielomskiego, ale też Piotra Ikonowicza, Karolinę Korwin – Piotrowską czy prof. Hartmana. Kontrowersje, według Polityki, GW i Newsweeka, wzbudza oczywiście tylko to pierwsze grono gości.
Filipika przygotowana przez Newsweek zaczyna się od krótkiego nakreślenia anturażu, by zaraz przejść do rzeczy, czyli do rzekomego ,,rozmywania antysemityzmu” przez Jaruzelską. A to już za sprawą zapraszanych gości. Jednym z nich jest prawicowy publicysta, dawny kolega ze szkoły ,,Towarzyszki”, Rafał Ziemkiewicz. Wywiad trwał ponad godzinę, ale autor artykułu zatrzymał się na temacie Żydów. Ziemkiewicz powołując się tam na Romana Dmowskiego, który przestrzegał Żydów, że brak porozumienia z Polakami może mieć tragiczne konsekwencje, stwierdza że sytuacja może się powtórzyć. Monika nie oponuje, a film ma dużo wyświetleń. Później, przy okazji wydania nowej książki ,,Cham niezbuntowany” Ziemkiewicz gości u Jaruzelskiej po raz drugi. Mimo, że wywiad jest dużo mniej kontrowersyjny niż poprzedni, to jest raz usuwany, raz przywracany przez YouTube, a to pewnie za sprawą poprawności politycznej.
Kolejny gość Jaruzelskiej jest określony jako ,,pójście za ciosem”, a chodzi o posła Konfederacji. Powiedzieć o Grzegorzu Braunie, że jest kimś o specyficznych, wyrazistych poglądach, to nic nie powiedzieć. Twierdzi on na przykład, że Polska jest ,,kondominium rosyjsko – niemieckim pod żydowskim zarządem powierniczym”. W wywiadzie doprecyzowuje, że dzisiaj żydowski zarząd ma swojego żyranta i protektora w imperium amerykańskim. Oprócz tego jest zwolennikiem monarchii, i jak go nazywa Jaruzelska jest trochę takim ,,zbrojnym ramieniem Pana Boga”, bo język ma wyostrzony, a on sam nie idzie na kompromisy w imię, oczywiście, ,,chrześcijańskiej miłości”. Zresztą, jak można się domyślić, nie był to komfortowy gość dla Jaruzelskiej, a wywiad nie należał do najłatwiejszych. Jego zarzuty względem protagonistki są znane. Pomijając już kwestie ojca (Braun nakręcił film ,,Towarzysz generał”, który krótko mówiąc nie jest peanem na cześć dowódcy WRON), to też ochoczo przypominał kwestię wilii, w której notabene gościł, a która to była, według niego, bezprawnie zajęta przez generała. Jednak inaczej widzą to redaktorzy Newsweeka, twierdząc że Jaruzelska nie reagowała na antysemickie wypowiedzi Brauna i przytakiwała, co zapewne oznacza podzielanie tych poglądów. Zresztą za to ,,nie reagowanie” została doceniona przez towarzystwo ze Stowarzyszenia Nigdy Więcej, które śledzi akty nienawiści szeroko pojętej, a nagrodą miało być wpisanie jej do ,,Brunatnej Księgi”. Z tym, że, może to mało istotny fakt, ale Monika Jaruzelska właśnie w taki sposób prowadzi wywiad. Nie przerywa, nie stara się nikogo ,,zaorać”, tylko słucha, stara się stworzyć, o zgrozo, atmosferę miłą dla rozmówcy. W taki sam sposób przeprowadza wywiad zarówno z Ikonowiczem, jak i z Braunem. Czy to oznacza, że jednocześnie zgadza się z Braunem i Ikonowiczem? Trudne do pogodzenia, raczej skrajnie sprzeczne poglądy, ale jak widać ,,Towarzyska Panienka” ma nieograniczoną objętość poglądową i jak ,,czarna dziura” pochłania wszystko.
To samo tyczy się innych gości, jak na przykład Stanisława Michalkiewicza, gdzie wspomina się o jego poglądach antysemickich, ale pomija wszystko inne, jak to że jest byłym politykiem Unii Polityki Realnej, eseistą, pisarzem i płodnym publicystą, którego czyta spore grono, zwłaszcza prawicowych fanów. Oczywiście można oburzać się na antysemicki język, tylko czy to znaczy, że należy go cancelować i nie zapraszać już w ogóle. Zamknięcie oczu na pewne sprawy, nie sprawi, że przestaną istnieć. Zaś zarzut o promocję pewnych poglądów jest o tyle śmieszny, co świadczy o tych, którzy używają takiego argumentu. Bo oznaczałoby to, że bez wytłuszczonego komunikatu odbiorcy przekazu nie są w stanie nic zrozumieć i bezrefleksyjnie wszystko łykają. Otóż nie, ludzie zazwyczaj zastanawiają się nad swoimi poglądami. Często wynikają one z otoczenia, ludzi, których poznają, środowiska, z którego się wywodzą, książek, które przeczytają itd. Nie zaproszenie Michalkiewicza do jednego z wielu programów na YouTubie nie sprawi, że jego poglądy nie trafią ,,na podatny grunt” i przekonają nie przekonanych. Dla higieny myśli, warto czasami zapoznać się z innymi, czasami skrajnie innymi poglądami po to, by nie zamykać się w swoich bańkach informacyjnych, które prowadzą do polaryzacji, a nawet trybalizacji.
Oprócz propagowania antysemityzmu w artykule padają zarzuty pod adresem córki generała, jakoby zapraszała ludzi wspierających politykę Moskwy, których się tam nazywa ,,pomocnikami Kremla”, bo bądź to angażowali się w zaprzestanie udzielania pomocy Ukrainie, kiedy rozpoczęła się okupacja Krymu, bądź to korzystali z rosyjskich zaproszeń. Przywoływane są tam nazwiska od Marcina Roli – redaktora W Realu 24, przez Jacka Wilka z Konfederacji, a nawet prof. Wielomskiego, który jest zastępcą redaktora naczelnego serwisu Konserwatyzm.pl, a na jego łamach publikuje Konrad Rękas, który ponoć chce skłócić Polaków i Ukraińców. Mało tego, sama Jaruzelska jest wrzucana do tego worka przeróżności prokremlowskiej, bo udzieliła wywiadu dziennikarzowi Leonidowi Swiridowowi, a ten został wydalony z Polski za szpiegostwo na rzecz Rosji. Nic to, że dziennikarka udziela wywiadów różnym mediom, bez względu na ,,linię redakcyjną”.
Jaruzelska, jak twierdzi, tworzy program razem z widzami, którzy często proponują kolejnych gości i tak się składa, że częściej są to ludzie związani z prawą stroną, na co ona przystaje. Jest otwarta na dialog i szczerą rozmowę, bo ciekawią ją ludzie, a zwłaszcza ci z odmiennej bańki poglądowej, bo jak często podkreśla, wie co sama myśli. Inaczej widzi to Newsweek. Powodów takiego stanu rzeczy, tj. zapraszania skrajnych prawicowców, autor artykułu dopatruje się w tym, że w 2018 roku Jaruzelska skonfliktowała się z kierownictwem SLD. Chodziło wówczas o miejsce na liście do Senatu. Nie znalazła się na niej, bo zagrażała kandydaturze jednej z działaczek, Marii Annie Żukowskiej. Rzekomo gorycz i zawód jakiego doznała miał pokierować ją w stronę, dajmy na to, Konfederacji. Z tym, że protagonistka, o ile byłaby w stanie zaakceptować niektóre propozycje gospodarcze przez nich proponowane, to jednak twierdzi, ze bliżej jej do lewej strony. Co w artykule natychmiast zostaje zakwestionowane, a to dlatego, że jak to?, przecież gdyby tak było to córka generała wyznawałaby całkiem inne poglądy, przyklaskiwała każdej nowej idei jaka pojawia się na lewicy i np. nie krytykowała nie tylko Tęczowych Piątków, ale też Margot. Tymczasem nie przeszkadzają jej symbole religijne mimo że jest niewierząca, nie uważa, że ,,aborcja jest ok.”, chociaż jest za prawem do wyboru i w ogóle jest jakaś taka niedefiniowalna, co irytuje w świecie szufladkowania ludzi i poglądów. Z tym, że stanie ponad podziałami jest dla Moniki Jaruzelskiej, jak sama mówi, środowiskiem naturalnym, którego uczyła się od dziecka. Z jednej strony dzieciństwo spędzone wśród rodzin działaczy PZPR, żołnierzy i dzieci zaznajomionych generałów, z drugiej opozycyjni koledzy i ich rodziny. Musiała się jakoś do tej dychotomii przystosować, dlatego ocenia ludzi za to jacy są, a nie za to, jakie mają poglądy. Jednak, według mainstreamowych mediów jest to niebezpieczne, bo okazuje się, że ,,radykalni” są całkiem sympatyczni, czyli zupełnie inaczej niż ich kreujemy i przekaz o ich zagrożeniu dla Polski się rozmywa. Innymi słowy, Jaruzelska psuje całą robotę.
Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do agresywnego sposobu prowadzenia programów publicystycznych, gdzie nie tyle gość ma poglądy, co przede wszystkim redaktor, że rozmowa, gdzie słucha się rozmówcę (w końcu też po to się kiedyś zapraszało gości do programu) wydaje się aberracją graniczącą z nieodpowiedzialnością dziennikarską i w konsekwencji jest kpiną z tego zawodu. Jakiś kuriozalny absurd wdarł się na salony i nie chce go opuścić. W tak umeblowanym systemie medialnym nie ma miejsca na względnie obiektywne dziennikarstwo, które dzisiaj nosi nazwę, a jakże, ,,symetryzmu”. Jak nie nawalasz dwadzieścia cztery na dobę w PiS i jemu podobne, to jesteś nieodpowiedzialnym redaktorzyną, nie widzącym zagrożenia, albo udającym, że go nie ma, a kraj upada. Zostaje niszczony, demontowany, dereformowany, przybliża nas do zamordyzmu. Absurdem jest to, że dzisiaj żeby mieć w miarę zdroworozsądkowe rozeznanie w tym, co dzieje się na świecie i w szczególności w Polsce, musisz prenumerować dajmy na to i Gazetę Polską Codziennie i Wyborczą, i Do Rzeczy i Politykę, oglądać TVN i TVP, bo wybór jakiegoś określonego kanału informacyjno – publicystycznego zamyka w konkretnej puli poglądów na dany temat. Dzisiaj jest się nie tyle dziennikarzem, co żołnierzem w słusznej sprawie, a brak pluralizmu określa się ładnie ,,linią redakcyjną”. No chyba, że wybiera się taki program, jak ten Jaruzelskiej, gdzie zapraszany jest panoptikum gości z wachlarzem poglądów, a opinia na ich temat należy do oglądającego. I może to tak kłuje w oczy co niektórych redaktorów? Możliwość wyjścia poza ideową bańkę i tym samym lepsze służenie idei rzetelnego, tj. w miarę obiektywnego dziennikarstwa. Chociaż pewnie bardziej to, że nie robi tego jakiś ,,szur”, tylko osoba, która jeszcze nie dawno była po tej samej stronie, a teraz prowadzi dialog z ,,prawicowymi radykałami”, przez co ,,ich legitymizuje”. Takiej zdrady nie wybacza się łatwo, stąd prawdziwe wydają się słowa Tadeusza Cymańskiego, którego swoją drogą Jaruzelska też gościła, że jest ,,przez swoich wzgardzona, dla nich obca”. Ona jednak ten brak przynależności przykuwa w atut, bo, jak mówi, o ile ,,dla polityka to trudna sytuacja, to dla dziennikarza wymarzona”. Stąd, zamiast się zacietrzewiać, może warto wziąć z niej przykład.