
Data napisania:29.05.2021
Całkiem niedawno ukazał się raport autorstwa Sławomira Sierakowskiego i Przemysława Sadury pod intrygującym tytułem ,,Koniec hegemonii 500 plus”. Badanie przeprowadzone metodą CAWI na próbie 1500 osób jest ciekawą analizą na temat Polaków i ich podejścia do państwa opiekuńczego, polityki socjalnej i partii rządzącej.
Z raportu wynika, że to, co nie podoba się w rządach Prawa i Sprawiedliwości, to wtrącanie się w sprawy osobiste i światopoglądowe obywateli. Badania były przeprowadzane na przełomie listopada i grudnia, czyli zaraz po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, kiedy na ulice wychodziło tysiące niezadowolonych kobiet. Dzisiaj, gdy emocje już opadły, krytyka mogłaby nie być już tak jaskrawa. Ale nawet wtedy, choć się to nie podobało, to jednak nie na tyle, by ukrócić rządy tej partii. Z tego względu, że alternatywa wydaje się jeszcze gorsza. Badani wyrażali swoje obawy ponownymi rządami Platformy, za którymi miałyby iść takie reformy, jak ponowne podwyższenie wieku emerytalnego, czy zlikwidowanie programu 500 plus. Stąd, według nich, głosując na PiS, wybierają mniejsze zło.
Koniec hegemonii 500 plus
Paradoksalnie, Polacy po doświadczeniach polityki socjalnej PiS, są mniej socjalno-entuzjastyczni. Sam program 500 plus jest różnie oceniany. Całkowicie go popiera zaledwie 11 procent. To niewiele, zważając na to, że korzysta z niego znaczna część społeczeństwa. Program jest krytykowany głównie za to, że nie spełnia założonego celu, czyli wzrostu dzietności, a przyczynia się do większej patologii i dezaktywizacji zawodowej. Mało tego, według badanych, jest nielogiczny, gdyż trafia do ludzi, którzy takiej pomocy nie potrzebują. Stąd, mimo sukcesu wyborczego, w dużej mierze dzięki temu programowi, nie ma na niego tak dużej aprobaty społecznej. Z drugiej strony, wydaje się, że jest to tzw. polskie krytykanctwo, które nie przekłada się na realne działanie. To znaczy, ludzie widzą wiele wad z nim związanych, ale jednocześnie duża część z nich głosowała właśnie na Prawo i Sprawiedliwość. Nie dlatego, że uskutecznili transfery socjalne w postaci polepszenia usług publicznych, ale właśnie bezpośrednich transferów gotówek. Jeżeli krytyka nie pokrywa się z niskim wynikiem wyborczym, to nie ma, w zasadzie, większego znaczenia dla żadnej partii w ustroju demokratycznym. Bardzo możliwe też, że krytyka jest raczej na poziomie deklaracyjnym niż realnym. To znaczy, wpisuje się w retorykę głównego nurtu, jako rozdawnictwo dla obiboków, a nie zasłużona zapłata, więc ludzie wstydzą się stwierdzić inaczej, bo oznaczałoby to, że popierają taką politykę. Z drugiej strony, ciekawe jest też to, że nikt tak raczej nie myśli o sobie, tylko o innych, a jednak z 500 plus większość ochoczo korzysta.
Temat służba zdrowia
O tym, że służba zdrowia wymaga reform nie trzeba nikogo przekonywać. Zwłaszcza teraz, w okresie pandemii, ta instytucja publiczna przeżywała prawdziwy kryzys. Z tym, że o ile znakomita większość uważa, że należy reformować, to nie ma zgodności, co do tego w jaki sposób. Większość chce zwiększenia nakładów budżetowych, ale nie jest to nawet połowa badanych. Poza tym, nawet jeżeli większy nakład, to jedni przeznaczyliby te pieniądze na podwyżki dla lekarzy (głównie ci lepiej zarabiający), a drudzy dla pielęgniarek, bądź ratowników (niższe klasy), bo, według nich to te zawody pracują nieproporcjonalnie ciężej i za skandalicznie niską płacę. Część optuje za tym, by zmiany dokonywały się bezkosztowo, w ramach racjonalizacji wydatków. Zaledwie 13 procent chce jest sprywatyzowania. Może to wynikać z faktu, że większość Polaków nie ufa publicznej służbie zdrowia. Niżej w rankingach zaufania społecznego jest już tylko ZUS, czy partie polityczne. Tak więc, z jednej strony, brak zaufania, a z drugiej, konieczność reformowania, ale tutaj, za główną przyczynę patologii w służbie zdrowia badani uważają jej podział na prywatną i publiczną. Twierdzą, że fakt takiego podziału powoduje niską jakość usług ,,na NFZ”, wliczając w to kolejki, utrudniony dostęp do specjalistów, uznaniowość na zasadzie znajomości, i ostatnio w wyniku pandemii, powszechnie wdrożone teleporady, które nie zdały egzaminu.
Nieprzekraczalne granice Lewicy
Problem Lewicy w dużej mierze polega na tym, że wymyśliła sobie elektorat, który bądź to nie istnieje, bądź zasadza się w granicach 5%. Wyborcy popierający Nową Lewicę to głównie ludzie młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków. Bardziej sfokusowani na sprawach światopoglądowych, niż ekonomicznych(to głównie młodzi optują za zniesieniem ZUS i 500 plus, chociaż np. nie podobają się im umowy śmieciowe. Co nie jest takie szokujące, zważając na to, że to oni są głównie na nie skazani). Poza tym, młodzi widząc nieporadność państwa w kwestii emerytur nie łudzą się, co do jej pewności. I last but not least duże zaufanie do państwa paradoksalnie nie przekłada się na poparcie reform socjalnych. Z tego względu, że wyborcy Lewicy zazwyczaj są dobrze sytuowani i bardziej utożsamiają się z tą opcją przez progresywne poglądy niż kwestie społeczno – ekonomiczne. Innymi słowy są to ludzie o profilu raczej liberalno – lewicowym. Self- made mani z wrażliwością na tolerancję, poszanowanie praw mniejszości i rozdziału państwa od Kościoła. Z drugiej strony nawet ci, którzy widzą potrzebę reform, twierdzą że się raczej nie powiodą ze względu na ,,kartonowość” państwa. Są przeświadczeni co do jego imposybilizmu w kwestii administrowania oraz sposobu rządzenia. Podsumowując, elektorat do którego zwraca się lewica, czyli otwarty światopoglądowo, tolerancyjny, kosmopolityczny, wierzący w silne państwo z wysokimi podatkami i wydatkami, nie istnieje. Ci otwarci obyczajowo i społecznie, co prawda mają zaufanie do państwa, ale zasadza się ono na poziomie liberalnych wartości, a nie polityki społecznej. Z kolei ci, którzy chcieliby większego bezpieczeństwa socjalnego gwarantowanego przez państwo, w to państwo nie wierzą. Interesy tych grup wyborczych się nie pokrywają. Tolerancyjność jednych wywołuje lęk przed utratą bezpieczeństwa drugich vide kwestia imigrantów.
Sny o drugiej transformacji
Od transformacji ustrojowej minęło ponad trzydzieści lat, a debata o tym, czy została ona przeprowadzona we właściwy sposób wciąż rozpala umysły Polaków. Z tym, że jak miałaby wyglądać ewolucja w kierunku państwa opiekuńczego nie do końca jest jasne. To, co wzbudza irytacje to na pewno polityka mieszkaniowa, stąd istnieje zapotrzebowanie na większą ingerencję państwa w tę sferę. W przeciwieństwie do kwestii obyczajowych, które Polacy widzą w kategoriach prywatnych, nie chcą wtrącania się państwa w indywidualne wybory. Natomiast jeżeli chodzi o kierunek samego welfare state to jego wizja, delikatnie mówiąc, odbiega od logiki. To znaczy, większość z badanych chce silnego państwa dobrobytu na wzór skandynawski, ale nie wierzy w jego uskutecznienie w kraju nad Wisłą. Poza tym nie chcą by odbywało się to kosztem dużych podatków czy dodatkowych zobowiązań, tzw. neverlandowie, a też po części kosmopolici (plemiona wyróżnione przez autorów raportu).
Modlitwa Polaka
W kultowym już filmie ,,Dzień świra” Marka Koterskiego: jest scena, w której Polacy każdego wieczora wychodzą na balkon i odmawiają modlitwę w intencji nieszczęścia sąsiada. Pokutuje w mentalności Polaka przekonanie, że nawet jak jest dobrze, to nie może być lepiej za przysłowiowym płotem. Spójne jest to z raportem Sierakowskiego i Sadury, który wykazuje, że problem z 500 plus, według Polaków, nie polega na tym, że za mało środków trafia do ich kieszeni, ale na tym, że za dużo trafia do innych, którzy na to nie zasługują. Oczywiście najbardziej tej polityce sprzeciwiają się ci, którzy z niej nie korzystają. Jednak zastrzeżenia mają też inni, widząc w bezpośrednich transferach gotówkowych manipulacyjno – populistyczną politykę rozdawnictwa. Stąd, w wyniku nieufności wobec innych, skłonni są już szybciej przeznaczyć te środki na lepsze usługi publiczne.

Czy jak wieszczy tytuł raportu, to już koniec hegemonii 500 plus? Raczej nie. Polacy w typowy dla siebie sposób krytykują, widzą niedociągnięcia programu i wytykają błędy, ale jednocześnie deklarują, że głosują na PiS, bo to mniejsze zło. Odczuwają lęk przed powrotem rządów Platformy Obywatelskiej, bo istnieje według nich ryzyko, że zlikwidują transfery pieniężne, albo podwyższą wiek emerytalny. No chyba, że koniec hegemonii miałby polegać nie na, w wyniku braku poparcia społecznego, jego zlikwidowaniu, ale dlatego, że powstałby konkurencyjny program, jak np. 500 plus dla seniorów, bo taki pomysł sygnalizują badani, jako, w wyniku starzejącego się społeczeństwa, potrzebny. Może nawet bardziej niż pieniądze na dziecko, ponieważ opieka nad starszymi osobami często jest dużo bardziej kosztowna. Jeżeli zaś chodzi o sam program, to w wykonaniu PiS, budzi on sporo kontrowersji, jak mnożenie się ,,patorodzin” czy rozrzutność publicznych pieniędzy. W konsekwencji nie umacnia przekonania o państwie opiekuńczym jako możliwym do zaimplementowania w Polsce, bez nadużyć i odstępstw od zdrowej normy. Innymi słowy na programie 500 plus traci państwo opiekuńcze jako wizja drugiej transformacji, ale nie PiS, który mimo licznych afer, ,,reform” sądownictwa, konfliktu z Unią Europejską i propagandowej telewizji, uzyskuje, m.in. dzięki niemu, niezmiennie od ponad sześciu lat najwyższe poparcie społeczne i co najważniejsze, wygrywa wybory.