
Czy polityk po przekroczeniu drzwi z napisem ,,władza” wyłącza swoją moralność, a tą którą się posługuje używa w celach czystko cynicznych?
Jonathan Haidt wyróżnił sześć wartości moralnych: Opieka/Krzywda, Lojalność/Zdrada, Wolność/Ucisk, Autorytet/Bunt, Świętość/Profanacja, Sprawiedliwość/Oszustwo. To, które z powyższych są dla nas najistotniejsze, warunkuje poglądy polityczne. I tak dla lewicy najważniejsze są kwestie opieki i sprawiedliwości, libertarianie szczególnie cenią sobie wolność, a dla prawicy istotne są wszystkie powyższe normy moralne. W przeszłości politycy zdając sobie sprawę, świadomie lub nie, z wyznawanych przez dane grupy zasad, akcentowali te, które w danym elektoracie były najistotniejsze. O ile kilka dekad temu wartości, które głosił dany polityk były ściśle skorelowane z jego własnymi, dzisiaj można odnieść wrażenie, że pełnią już coraz bardziej funkcje utylitarne. Z tego też względu tradycyjne podziały zaczerpnięte z rewolucyjnej Francji końca XVIII wieku współcześnie straciły na znaczeniu.
Kiedyś polityk deklarujący wzmocnienie granic, ograniczenie imigracji kosztem niestosowania się do umów międzynarodowych (jak np. prawo do azylu), dający przyzwolenie służbom granicznym na stosowanie wobec migrantów przemocy (np. pushbacki), zapowiadający wpisanie prywatnych firm na listę strategicznych, co oznacza ograniczenie praw właścicieli do swobodnego dysponowania ich kapitałem (Polsat i TVN) byłby definiowany jako prawicowy, narodowo-konserwatywny. Tymczasem opis powyższych działań dotyczy rządu Donalda Tuska, niegdyś utożsamianego z liberalnym. Czy to oznacza, że lider Platformy z gdańskiego liberała przeistoczył się w ogólnopolskiego narodowca? Mało prawdopodobne, zwłaszcza, że oprócz powyższych zapowiedzi, jest zwolennikiem legalnej aborcji i związków LGBTQ, postulatów bardziej kojarzonych z progresywistami niż zwolennikami ,,zamkniętych granic”. Zresztą podobnie jak Rafał Trzaskowski, który w ciągu ostatnich miesięcy z ucznia Geremka, ,,krzewiciela” funku nad Wisłą i wszelkich ,,nowoczesnych” nowinek przeistoczył się w zwolennika gospodarki narodowej i przeciwnika migracji. Skąd więc te deklaracyjne rozbieżności? A no stąd, że takie są obecnie nastroje społeczne wyrażone w sondażach, a Donald Tusk i Rafał Trzaskowski jak większość polityków XXI wieku publicznie nie ma żadnych przekonań oprócz populistycznych. Zresztą podobnie jak ich najwięksi konkurenci. W latach 90. wówczas jeszcze Porozumienie Centrum pod wpływem sondaży zrezygnowało z tworzenia chadecji w Polsce, by na jej miejsce powstało Prawo i Sprawiedliwość, czyli partia łącząca w sobie elementy narodowe z socjalnymi.
W XIX wieku Nietzsche pisał, że ,,Bóg umarł”, co oznaczało ni mniej ni więcej, że rola religii w ówczesnym świecie straciła na znaczeniu, a przez to wartości moralne przypisane chrześcijaństwu. Dzisiaj możemy uznać, że w polityce ideologie sensu stricto umarły na rzecz postmodernistycznego populizmu. Nie ma już liberałów, konserwatystów, socjalistów, prawicy czy lewicy w tradycyjnym rozumieniu, a jedynie hasła wyciągane z poszczególnych ideologii w zależności od ich popularności w społeczeństwie, oczywiście w taki sposób, by przeciwstawiały uczciwy lud skorumpowanym elitom.
Świat się zmienia i choć wciąż dla wyborców o lewicowych przekonaniach najistotniejsze będą kwestie związane z ochroną najsłabszych i uczciwość rozumiana jako równość, a prawica będzie ceniła tradycję, rodzinę i wartości religijne, to będą one fluktuować dostosowując się do płynnej rzeczywistości. Oznacza to, że z palety dostępnych wartości wyborcy będą wybierać i wybierają niekoniecznie te, które dotychczas były kojarzone z lewicowymi czy prawicowymi. Socjalistyczny ateista może cenić wartości rodzinne, progresywista obyczajowy wolny rynek, a konserwatysta nie wierzyć w Boga.
Wyborów nie wygrywa się poprzez przekonanie wyborców do swoich poglądów, ale poprzez odniesienie się do ich własnych. A żeby przekonać większość najlepiej korzystać z całego wachlarza norm moralnych, a niżeli zwracać się tylko do własnej bańki ideologicznej. Zwłaszcza, że ,,betonowi” zwolennicy z braku alternatywy nie zrezygnują z popieranej dotąd partii, czego świetnym przykładem jest polska scena polityczna. Największe poparcie mają te partie, których przekaz jest rozmyty ideologicznie. Prawo i Sprawiedliwość z jednej strony głosi konserwatyzm, z drugiej wprowadza socjalne rozwiązania. Platforma Obywatelska niby jest liberalna, ale, jak powyżej, coraz bardziej też narodowa. Z kolei Lewica, która trwa konsekwentnie przy progresywnych hasłach połączonych z socjalnymi rozwiązaniami w gospodarce sukcesywnie traci poparcie z braku takiego profilu wyborczego. Konfederacja co prawda pnie się ku górze, ale nie jest to pułap dający jej wystarczającą ilość głosów, by rządzić. W dobie plemienności szczególnie liczy się umiarkowane centrum, które poprze to ugrupowanie, które będzie potrafiło przemówić do lęków i wrażliwości ludzi. A ci kierują się nie XIX-wiecznymi ideologiami, ale wartościami moralnymi i plemiennością. Bo poza etycznym kodem postępowania jest jeszcze inny czynnik motywujący wyborców, stąd ochoczo stosowany przez polityków. Zawiera się w maksymie divide et impera, czyli dziel i rządź. Nic tak nie mobilizuje wyborców jak wspólny wróg, którego trzeba odgrodzić kordonem sanitarnym, oczywiście pod pozorem walki o demokrację, a w rzeczywistości władzę. Tej lekcji, oczywiście z wyjątkiem plemienności, nie odrobili Demokraci w Stanach Zjednoczonych, ale po ostatnim roku możemy śmiało stwierdzić, że Platforma Obywatelska czy Donald Trump już tak. A że wydaje się to cyniczne? Cóż, dla polityków dopóki się wygrywa, nie stanowi to większego problemu. Dla wyborców bardziej istotne od tego, jakimi, i czy w ogóle, wartościami kierują się politycy, jest to czy spełniają swoje obietnice.