Data napisania:11.12.2018

Ze spuszczoną głową należy przyznać, że wygrywa to pierwsze, czego świadkiem jest historia i bliżej nieokreślona psychologia człowieka. Pytanie czy jedno wyklucza drugie? Pewnie nie, bo jak mawiał Monteskiusz, kto sięga po władzę, jest skłonny jej nadużywać. Czy John Acton, władza deprawuje, każda władza, z tym, że władza absolutna deprawuje absolutnie. No więc dobrze, skoro taki jest bieg wydarzeń, albo taka jest natura ludzka, to czy możemy żywić jakiekolwiek nadzieje i pławić się w swojej naiwności, myśląc inaczej. Może należy zrezygnować z iluzji nieposkromionej demokratyzacji, praworządności, sprawiedliwości czy dowolnie innej patetycznie brzmiącej idei, nawet jeżeli ktoś to nazwie cynizmem. Mało który człowiek odda ostatnią kromkę chleba w rozpaczliwej biedzie, tak jak i mało który poświęci swoje życie w chwili zagrożenia. Przy czym ten sam człowiek nie powinien jawić się jako zły czy niepoprawny, ale jako pełnokrwisty homo sapiens, którym rządzi siła przetrwania. Gdyby tak nie było, gdyby silne jednostki poświęcały się zawsze na rzecz tych słabszych, nasza planeta by nie przetrwała, a te dywagacje nie byłyby nawet pustą paplaniną. Rzeczywistość lepiej przyjmować taką, jaka jest ze wszystkimi jej niedoskonałościami, w innym wypadku grozi mentalny upadek, wieczne niezadowolenie i frustracja.

Wracając do naszego grajdołka polskiej polityki. Podczas ostatnich wyborów samorządowych, po trzech latach rządów PiS i dość słabej kondycji opozycji, mogła ona odnotować na swoim koncie pewien sukces. Wciąż wygrywa partia rządząca, ale wielkie i średnie miasta zagłosowały na Koalicję Obywatelską. Być może decyzja zagłosowania na KO wiązała się wielu wyborcom z takimi hasłami jak konstytucja, demokracja, praworządność niż z rozmytym programem tychże. Przynajmniej tak gromiły media, tak miała być postrzegana. Wybory samorządowe za nami, a Koalicja jakby pożera swój własny ogon. Pierwotnie miała się składać z dwóch ugrupowań, które w miarę postępującego czasu i presji odsunięcia od władzy PiS miała się rozrastać, czego przykład mogliśmy obserwować jeszcze przez wyborami samorządowymi, gdzie do Nowoczesnej. i Platformy dołączyła Inicjatywa Obywatelska Barbary Nowackiej. Plan był taki, by przed wyborami do parlamentu UE dołączyły kolejne frakcje takie jak PSL czy SLD. No cóż ta wizja nawet gdyby miałby uchodzić za słuszną jeszcze miesiąc temu, to dzisiaj budzi w ,, obozie prodemokratycznym” spore wątpliwości. A wszystko za sprawą siedmiu posłów Nowoczesnej., którzy postanowili odejść z partii, którą wspólnie zakładali. Powszechnie wiadomo wygrywa silniejszy, w tym przypadku to miano piastuje partia, która już dawno powinna się spalić,  Platforma. I tak o to partia Schetyny pozyskała nowych członków, dzięki którym … nic nie zyskuje. Nowoczesna natomiast traci. Z partii politycznej z długami staje się kołem poselskim z długami. W tejże partii zdrada jest chyba modus operandi. Najpierw pan Ryszard Petru został zdradzony przez panie Lubnauer i Gasiuk – Pihowicz, by za jakiś czas pani Pihowicz mogła zdradzić swoją dotychczasową sojuszniczkę w trudzie utrzymania zadłużonej partii. Można by zapewne dyskutować nad tym czy Nowoczesna bez koalicji miałaby jakiekolwiek szanse na dalszą karierę, ale bez kolejnych posłów szans jej na pewno nie przybywa. I być może przyzwoitość nakazywałaby pozostać w partii, którą się zakładało i z którą tworzyło się program, który się zresztą, mam przynajmniej taką nadzieję, wyznawało. Ale okazuje się, że chęć przetrwania politycznego jest dużo silniejsza i kapitan czasami musi pierwszy uciekać z tonącego okrętu. Prawdopodobnie bez Koalicji Obywatelskiej  partia ta miałaby marne szanse nie tylko w nadchodzących wyborach europejskich, ale także parlamentarnych. Zadłużenie plus brak miejsc w parlamencie sromotnie kończyłoby byt tego ugrupowania. Pytanie czy decyzja wstąpienia do Platformy była podyktowana własnym interesem i realiami politycznymi czy też była efektem wabienia posłów koalicyjnej większej partii. Jeżeli rekin zjadł płotkę, to partie takie jak PSL czy SLD będą musiały poważnie się zastanowić czy chcą wejść w taką koalicję. Platforma zapewne mylnie myśli, że pozyskując te partie aktywizowałaby więcej głosów na lewicy, bo być może niechęć do PO jest równie silna jak do PiS i wyborcy partii lewicowych nie będą chcieli zagłosować na nowy spójny twór. Nie jest to pewne, ale możliwe. Z drugiej strony mniejsze partie nawet jeżeli mają szanse wejść do parlamentu czy to europejskiego czy polskiego, to na pewno nie odsuną w ten sposób PiS od władzy. Z jeszcze innej strony czy tak szeroka koalicja anty – pisowska jest w stanie to zrobić? Być może osoby niezdecydowane, tak zwane przechodnie, z niechęci do którejś partii koalicyjnej zagłosują na PiS właśnie.  Łaska wyborców na pstrym koniu jeździ i tego nie da się przewidzieć. Także dylemat mniejszych partii jest ogromny, bo jeżeli założyć taki scenariusz, to wejście do koalicji też hipotetycznie mógłby być ich klęską.

Na polskiej scenie politycznej od jakiegoś czasu nie liczą się poglądy ani programy polityczne, ale liczy się to by PiS nie wygrał. W Polsce przyjęło się od jakiegoś czasu głosić poglądy na tyle poprawne by nie zrazić lewicy i przyciągnąć elektorat prawicowy. Co oznacza to w praktyce? Że już nie wiemy jakie dana partia głosi przekonania. Czy jest za wolnym rynkiem czy za socjalizmem? Czy za 500 + i większym protekcjonalizmem czy też za lepszymi warunkami do pracy i samorealizacji bez pomocy państwa? Za wolnym wyborem i decydowaniu o własnym ciele czy za zakazem aborcji i ograniczaniem praw kobiet? Za utrzymaniem niewydolnego górnictwa czy za czystym powietrzem i niewyrzucaniem pieniędzy w błoto? Pytania pewnie można by mnożyć, ale czy odpowiedź na nie da się ze sobą spójnie pogodzić? Jeżeli tak, to oznaczałoby, że tak naprawdę nie mamy żadnych poglądów, mamy tylko ludzi zrzeszonych pod wspólnym emblematem a walka toczy się o logo, a nie o zmianę. A skoro tak, ktoś zawoła : ,, Niech wygra silniejszy”.