Sytuacja na wschodniej granicy Polski budzi niepokój nie tylko ze względu na niehumanitarne warunki osób tam przebywających, ale też przyszły ewentualny kryzys migracyjny. Kryzys, z którym Europa miała do czynienia w 2015 roku, i który to obnażył słabość unijnych instytucji. Z tego względu problem uchodźczy to nie tylko problem Polski, ale problem całej Unie Europejskiej. Zarówno w interesie unijnym jak i polskiego rządu powinno być ustalenie wspólnej strategii, skoordynowanie działań i współpraca na poziomie zabezpieczenia granic.
To samo tyczy się wewnętrznej polityki. Z jednej strony mamy PiS żerujący na ksenofobii i skrajnym nacjonalizmie, z drugiej opozycję ze swoimi happeningami na granicy i wyzywaniem pograniczników od psów i gestapowców, a wszystko obliczone na polaryzację i przez to pozyskiwanie głosów.
Rozwiązanie sytuacji nie powinno opierać się na doraźnych korzyściach wyborczych, ale na interesie państwa. A to nie może być kierowane odruchami serca, ale racjonalnymi decyzjami. Stąd obraz żołnierzy i pograniczników jako okrutnych potworów, którzy patrzą na cierpienie tych ludzi i nie pozwalają na pomoc, jest demagogicznym wpływaniem na emocje.
Zaskakuje też pewnego rodzaju hipokryzja szerokiego grona komentariatu. Nie oburza ich Litwa, która wcześniej doświadczając wojny hybrydowej z Białorusią, zdecydowała się zabezpieczyć swoje granice drutem kolczastym i konsekwentnie nie wpuszczać na swoje terytorium uchodźców. Według tej retoryki Litwa broni swoich granic, Polska jest bezduszna.
Po pierwsze służby wykonują rozkazy swoich przełożonych, za ich niewykonanie grozi odpowiedzialność karna. Po drugie o ile jakaś pomoc powinna być im zapewniona, to faktem jest, że są oni na terytorium Białorusi i to Białoruś powinna zapewnić im podstawową opiekę. Narracja o tym, że Polska znęca się nad uchodźcami jest krzywdząca, ale też szkodliwa. Wpisuje się w retorykę Łukaszenki, którego celem było wywołanie właśnie takiego wrażenia. Przykładem sprowadzenie przez niego delegacji ONZ na granicę, jako próby moralnego nacisku na polskie władze i w konsekwencji nakaz Trybunału Praw Człowieka natychmiastowej pomocy migrantom, polegającej na dostarczeniu wody i jedzenia.
Stąd bezmyślna narracja dużej części opozycji o bezwarunkowym przyjęciu migrantów jest wypełnianiem scenariusza Łukaszenki, który świadomie destabilizuje sytuację, grając kartą uchodźczą. Jest to tym bardziej perfidne, że są to ludzie, ich los nie może być obojętny dla Europy mającej na sztandarach przestrzeganie praw człowieka i konwencję genewską. Z tym, że o ile sytuacja jest trudna, to nie można pozwolić by prowokacja dyktatora osiągnęła zamierzony cel. Oczywiście haniebne jest to, że ludzie przebywają w takich warunkach na obrzeżach cywilizowanej Europy, bez bezpiecznego schronu i pożywienia, ale choć to brutalnie brzmi, etyka i litość nie może przysłaniać Realpolitik.
Nawet jeżeli tych kilkudziesięciu uchodźców moglibyśmy przyjąć, a następnie wypracować jakąś wspólną politykę migracyjną, to choć w teorii brzmi to nie najgorzej, to skąd pewność, że w kilka dni po przyjęciu uchodźców, Łukaszenka nie zafunduje Polsce nowych i to wtedy, kiedy tej wspólnej polityki jeszcze nie będzie.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kwestia rosyjsko-białoruskich ćwiczeń wojskowych Zapad 21 na naszej wschodniej, a ich zachodniej (stąd nazwa) granicy. Ćwiczenia odbywają się co kilka lat, z tym, że ostatnim czasem blok polityczno – militarny Rosji i Białorusi przybiera na sile, stąd ewentualne sprawdzanie różnych taktyk i strategii wojskowych budzi większy niepokój.
Na razie polski rząd podjął decyzję o wprowadzeniu stanu wyjątkowego na terytorium Podlasia i Lubelszczyzny. Decyzja kontrowersyjna z tego względu, że rząd zamiast najpierw zgłosić się o pomoc do instytucji unijnych jak np. Frontexu, postanowił poszerzyć swoją władzę kosztem wolności obywateli. Choć na razie ma się ona opierać jedynie na zakazie manifestacji, happeningów, protestów i obowiązku legitymowania się to ustawa nie jest dookreślona więc teoretycznie stwarza furtkę do przekraczania kompetencji adekwatnych do sytuacji, tj. rozszerzania bądź przedłużania takiego stanu. Z drugiej strony koczujący na granicy emigranci stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski. Bynajmniej z tego powodu, że wśród uchodźców są kryminaliści, albo terroryści islamscy, ale dlatego że są ,,bronią” Łukaszenki wymierzoną w Unię Europejską, jako zemsta za sankcję nałożone po sfałszowanych wyborach i fal manifestacji na Białorusi. Łukaszenka specjalnie w tym celu angażuje służby państwowe i czerpie notabene na przemycie niemałe korzyści finansowe. Teoretycznie przyjęcie tych kilkudziesięciu migrantów, będących na granicy, nie zdestabilizuje sytuacji ani w Polsce, ani w Europie, ale będzie zielonym światłem dla wschodniego dyktatora, że jego strategia się powiodła i może kontynuować grę ,,uchodźczą kartą”. Tym bardziej, że teraz oprócz Irakijczyków, gremialnie mogą to być Afgańczycy uciekający przed rządami talibów, ale też różne inne narodowości.
Polska ma bogatą historię uchodźczą, poczynając choćby od Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym, stąd ma świadomość, że porzucenie swojego domu i życie w obcym kraju nie jest upragnionym marzeniem. Zarówno kiedyś Polacy, jak dzisiaj Afgańczycy, Syryjczycy czy Irańczycy uciekają ze swojego kraju nie dlatego, że maja taki kaprys, ale dlatego, że życie ich i ich rodzin jest zagrożone. Jest to desperacka chęć przetrwania, dlatego zrozumiała jest ich determinacja i tym bardziej okrutne i przykre to, z czym się zderzają po opuszczeniu kraju. Co nie zmienia faktu, że pomoc migrantom nie powinna odbywać się kosztem bezpieczeństwa obywateli państwa do którego zmierzają, a tym bardziej nie mogą stanowić części gry politycznej dyktatora, bo wówczas przystanie na nią jest niehumanitarne, podłe i wątpliwe moralnie.