W obozie władzy wrze i to bynajmniej od teraz. Jakiś czas temu, za zasługi został odwołany ze stanowiska Piotr Naimski, teraz przyszedł czas na kolejne zasługi i kolejne za nie odwołania. Michał Dworczyk, do nie dawna szef Kancelarii Premiera, a także Konrad Szymański, minister ds. UE (tak na marginesie dziwny konstrukt w KPRM), również musieli pożegnać się ze stanowiskami.

Naimski zgłaszał swoje votum separatum do zakusów monopolistycznych Daniela Obajtka, twierdząc, że w dłuższej perspektywie mogą one przynieść więcej szkód niż korzyści i to za to najprawdopodobniej został wyróżniony. Dymisja Dworczyka, jak i Szymańskiego, miała zaś być symbolem utrącenia pozycji premiera w obozie władzy. Dworczyk oprócz tego, że był najbliższym współpracownikiem premiera, jego prawą ręką, to z perspektywy obozu władzy nie posiadał więcej grzechów. Szymański zresztą też, był raczej pionkiem, kimś kogo należy usunąć, żeby zwolnić miejsce osobie mniej zżytej z premierem. Oczywiście za byłym już szefem kancelarii ciągnie się afera mailowa, ale skoro nie przeszkadzała ona PiS-owi przez cały rok od kiedy owe maile zaczęły wyciekać, to raczej nie był to główny powód dymisji.

Decyzję o dymisji Szymańskiego z nieskrywaną satysfakcją przyjął obóz Solidarnej Polski z Ziobrą na czele, czyli jak powszechnie wiadomo ,,wielkim zwolenniku” premiera. To z tego względu, że ich wizja relacji z Unią Europejską znacznie się rozjeżdżała, zwłaszcza w kwestii KPO. Zastąpić Szymańskiego ma Szymon Szynkowski vel Sęk, nota bene jego dotychczasowy współpracownik, który ma być jastrzębiem, twardszą wersją poprzednika w kontaktach z Unią Europejską. Czy to oznacza, że pieniędzy z KPO nie ma i nie będzie? Po owocach go poznamy.

Natomiast do dymisji Dworczyka miał przyczynić się Jacek Sasin. Ochłodzenie relacji Sasina z Morawieckim nastąpiło mniej więcej w okolicach 2020 roku i tzw. wyborów kopertowych, kiedy winę za odpowiedzialność wydania pieniędzy na wybory, które się nie odbyły premier zrzucił na ministra aktywów państwowych. Ten oddał premierowi pięknym za nadobne i stwierdził, że to premier zlecił druk pakietów wyborczych. I choć miłości pomiędzy oba panami nigdy nie było, od tej pory narodziła się chęć zemsty Sasina na Morawieckim. Dzisiaj zresztą mamy swego rodzaju powtórkę z rozrywki, kiedy chodzi o bezpieczeństwo energetyczne i dystrybucję węgla, panowie nawzajem się obwiniają, opierając się na dobrze znanej zasadzie: nie umiem sobie z czymś poradzić, to szukam winnego.

O tym, że dymisja Dworczyka to osłabienie premiera może świadczyć fakt, kto go zastąpi. A jest to były działacz frakcji hipisowskiej, Marek Kuchciński. Jeden z najbliższych, najbardziej zaufanych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, jeszcze z czasów Porozumienia Centrum. Wydaje się, że będzie to zmiana nie tylko pokoleniowa, ale też dynamiki pracy. Co by nie mówić o Dworczyku, był jednym z najbardziej pracowitych członków rządu, a na pewno nadzwyczaj aktywnym w KPRM. Kuchciński z kolei nie słynie z nadgorliwości w stosunku do pracy. I oprócz tego że otacza się gronem profesorskim,  jest znany opinii publicznej ze swojego zamiłowania do lotów, zwłaszcza tych ze statusem HEAD, czyli takich dla najważniejszych osób w państwie. Podczas sprawowania funkcji Marszałka Sejmu zdołał takich przebyć około 100. I żeby nie oskarżać byłego marszałka o brak wartości rodzinnych, loty odbywały się często z rodziną marszałka na pokładzie. Ze względu na jeszcze wtedy jedną z pierwszych afer PiS-u, musiał ustąpić ze stanowiska, ale teraz, po odkupieniu win, wraca do gry. I to wraca w nie najgorszej roli, bo w roli strażnika, mającego za zadanie pilnować premiera. I co warte odnotowania, po tym jak tylko został nowym szefem kancelarii, pojawiły się informacje o tzw. aferze podkarpackiej, czy też seksaferze z prostytutką i Kuchcińskim w tle. Nie ma na razie dowodów, więc są to raczej pogłoski, ale można odnieść wrażenie że jednego aferzystę zastąpił kolejny.

Michał Dworczyk co prawda zostaje w KPRM, choć nie do końca wiadomo w jakiej roli. Ponoć ma dokończyć sprawy, które zaczął. Dlaczego jednak zmiana na stanowisku szefa kancelarii premiera ma go osłabić? Bo oprócz tego, że Kuchciński ma nie za wiele wspólnego z Morawieckim, to jeszcze ma dobre relacje z ludźmi, którzy premiera delikatnie mówić nie trawią i chcą zmiany na stanowisku Prezesa Rady Ministrów. Wśród tego zaszczytnego grona są: Beata Szydło, Marek Suski, Ryszard Terlecki, Mariusz Błaszczak czy Elżbieta Witek. Nazwisko marszałkini sejmu pojawia się nawet wśród kandydatów na nowego premiera. Choć nie jest jasne, czy to nie zasłona dymna, dla np. właśnie Sasina, który ma niemałe zakusy na to stanowisko.

Mateusz Morawiecki, korzystając ze swojej władzy, mógłby teoretycznie się zbuntować i nie godzić na odgórne meblowanie mu gabinetu. Jako premier ma możliwość samodzielnego odwoływania i powoływania ministrów. Jednak takie prowadzenie polityki mogłoby go doprowadzić do dymisji. I nawet jeżeli to nastąpi w przyszłym roku, po ewentualnie wygranych przez PiS wyborach, to brak zaplecza uniemożliwia mu, tak jak np. Zbigniewowi Ziobrze (choć i tu sondaże na razie nie wieszczą sukcesów), utworzenie własnej formacji. Poparcie dla Morawieckiego jest uzależnione tylko i wyłącznie od Jarosława Kaczyńskiego. I o ile premier twardo stąpa po ziemi i zna realia partyjne, jest tego jak najbardziej świadom.

Jarosław Kaczyński przeprowadził roszady rządowe ku uciesze Sasina, Ziobry i tych wszystkich, którzy delikatnie mówiąc nie cenią premiera. Ale i premier nie musi czuć się na razie na straconej pozycji, gdyż dalej zostaje na swoim stanowisku, a pogłoski o jego odejściu wydają się jak zazwyczaj przesadzone. Tym bardziej, że chyba odnalazł swój sposób na przetrwanie, a mianowicie większą radykalizację, w stylu uczestnictwa w zlocie hiszpańskiej konserwatywnej antyunijnej partii Vox i głoszenia prawd w stylu ,,Unia Europejska to transgraniczna bestia”. Kiedy nie ma się realnej władzy, pozostaje błazenada.