
Poseł Konfederacji niestety po raz kolejny zwrócił na siebie uwagę. Tym razem performance był wymierzony w chanukije, czyli dziewięcioramienny świecznik zapalany przez Żydów w Święto Chanuki. W ramach protestu wobec kultywowania tej tradycji w budynku polskiego Sejmu, Grzegorz Braun postanowił za pomocą gaśnicy widowiskowo świece zgasić.
Po całym zajściu, wrócił na posiedzenie obrad, które prowadził jego kolega partyjny, wicemarszałek Krzysztof Bosak. Ten ostatni w ferworze dziejących się wydarzeń, niestety pozwolił Braunowi zabrać głos. No i zaczęło się, poseł bez cienia skruchy począł usprawiedliwiać swój czyn kwiecistą przemową o walce z ,,satanistyczną, talmudyczną sektą”. To wszystko mogłoby brzmieć jak ponury żart z tym wyjątkiem, że nim nie jest. Mało tego, wszystko wskazuje na to, że poseł nie jest też wariatem, a cała akcja była z premedytacją zaplanowana.
I tutaj wkraczamy na grząski teren teorii spiskowych. Wedle nich cała ta ,,akcja gaśnica” miała służyć zaszkodzeniu temu ostatniemu. Bosak bowiem znalazł się w niezręcznej sytuacji, pozwolił wejść na mównicę aktorowi tego całego zamieszania, po czym został szybko i nie bez poniżenia zastąpiony w prowadzeniu obrad. Szymon Hołownia natychmiast przystąpił do ,,gaszenia tego pożaru”, usunął Brauna z posiedzenia i ukarał go chyba największą z możliwych kar, czyli pozbawieniem połowy pensji na trzy miesiące, oraz diety poselskiej na pół roku.
Lewica od początku sprzeciwiająca się kandydaturze Bosaka na wicemarszałka, dzięki temu skandalicznemu happeningowi uzyskała argument za jego odwołaniem, twierdząc, że jest współodpowiedzialny za wyczyn partyjnego kolegi. Na razie Konfederacja zawiesiła Brauna, ale ultimatum ma polegać na tym, że jeżeli Bosak chce być nadal wicemarszałkiem musi go usunąć z partii. Problem w tym, że jeżeli to zrobi, to z dużą dozą pewności w ramach solidarności odejdą też pozostali posłowie Korony Polskiej, a wówczas Konfederacja traci klub, więc teoretycznie też prawo posiadania wicemarszałka. Choć nowa koalicja zapewnia, że pozwoli Bosakowi zachować miejsce w prezydium, nawet jeżeli ich reprezentacja skurczy się do koła, to takiej pewności nie ma.
Wygląda na to, że Konfederacja, ta spod znaku Mentzena i Boska, jest w niemałym kłopocie. Czyn, jak się zdaje, również dla nich skandaliczny i godny potępienia. Poza tym długo zabiegali o to, by ich partia przestała kojarzyć się z wszelkiego rodzaju szurostwem, a szef Korony Polskiej im tego nie ułatwia. Jednak wyrzucenie go to z kolei oprócz uszczuplenia reprezentacji w parlamencie, utrata części elektoratu, co w przypadku tak małej partii jest zawsze odczuwalne.
Poza tym na horyzoncie pojawiła się ,,nowa” formacja założona po raz kolejny przez Korwina, tym razem wespół z Michalkiewiczem, do której teoretycznie mógłby dołączyć Braun w ramach triumwiratu osobliwości. Nota bene inna spiskowa teoria głosi, że właśnie po to Braun to zrobił, by sprowokować swoje wyrzucenie, a przy okazji osłabić wizerunkowo Konfederację. Nie jest pewne czy tam było w istocie, natomiast to, że poseł Braun nie zrobił tego w żadnym proteście wobec ,,talmudycznego” zagrożenia już tak. Chaukije zapalane są w Sejmie od kilkunastu lat, może z wyłączeniem czasu pandemii, więc poseł Braun miał już niejedną okazję do takiego protestu. Zrobił to jednak dopiero teraz i to w momencie, gdy Bosak prowadził obrady, a tego dnia wybierano nowego premiera, czyli ogólnie rzecz biorąc się działo.
Jak to już bywa w polityce, akcja prowadzi do reakcji. Zgodnie z tą regułą, cała ta skandaliczna prowokacja dała paliwo nie tylko Braunowi (który co prawda miał kolejne swoje pięć minut, jego wyborcy byli zachwycenie antysemickim występem, gotowi nawet przeznaczyć na jego rzecz pieniądze w błyskawicznie zorganizowanej zbiórce), ale też partii Prawa i Sprawiedliwości. Posłowie PiS momentalnie wykorzystali okazję do atakowania Szymona Hołowni, który ponoć jest za ekscesy Brauna pośrednio odpowiedzialny. Według nich to marszałek Sejmu zaczął robić z obrad Sejmu show, które rozochociło posła Konfederacji do wyścigu o popularność. Były to oczywiście oskarżenia absurdalne, służące tylko jednemu, wywołaniu chaosu i opóźnieniu wyboru Tuska na nowego premiera, ale jednak.
I choć była to kolejna prowokacja Brauna, który co jakiś czas w tak osobliwy sposób zabiega o uwagę, to nieokazywanie szacunku symbolom religijnym może w dalszej perspektywie szkodzić polskiemu interesowi narodowemu, zaś nagłośnienie tego procederu w błyskawicznym tempie rozsiewać nieprawdziwy wizerunek Polski na świecie jako państwa antysemickiego. Inicjowanie cyrku lepiej zostawić fachowcom np. tym spod znaku Monty Pytona, a poseł Braun jeżeli odnajduje się w tego typu aranżacjach, to może powinien rozważyć zmianę zawodu.