Żadna władza nie lubi krytyki, ale tylko ta łamiąca zasady demokracji, wolności słowa i prasy cenzuruje wolne media. Kontrolując prawdę może manipulować społeczeństwem, selekcjonować informacje w taki sposób, by przedstawiać tylko te, które są przychylne rządzącym. Selekcja nadmiaru informacji to składnik współczesnej władzy, która z tego ochoczo korzysta. Oczywiście dzisiaj w dobie Internetu, jest to znacznie trudniejsze, czego przykładem są niezależni dziennikarze, narażający swoje życie w reżimach totalitarnych w służbie prawdy i informowania społeczeństwa.

W demokracjach liberalnych istnieje wiele źródeł, nadawców i wydawców, a informacje przez nie podawane muszą często się ścierać, konfrontować. Z tym, że z Internetu, choć sukcesywnie coraz gremialniej, to w dalszym ciągu nie wszyscy czerpią wiedzę o świecie. Znaczna część społeczeństwa, szczególnie obejmująca starsze pokolenia, za główne źródło informacji uważa media głównego nurtu, zwłaszcza te o specyfice audiowizualnej. Nie jest nowością, że są to informacje wyselekcjonowane, bez względu czy dotyczy to mediów prywatnych czy publicznych, ale stwarzają pozory rzetelności i obiektywności, przynajmniej w konserwatywnym ich ujęciu. Wygodniej, przynajmniej dla tych będących ciągle w niedoczasie, wybierać pomiędzy trzema głównymi telewizjami, niż nieskończonym zalewem wiadomości, faktów i mitów Internetu. I dlatego dobrze, jeżeli, nawet mimo stronniczości, media różnią się od siebie przekazem. Biorąc te czynniki pod uwagę, pomysł  wyrugowania jednej z telewizji nadającej w Polsce od przeszło 20 lat brzmi złowrogo i niepokojąco. A taki scenariusz funduje nam obecna władza, która od 18 miesięcy nie przedłuża koncesji TVN – owi, a także zgłasza projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, dziwnym zbiegiem okoliczności uderzający tylko w jeden konkretny podmiot medialny na runku, jakim jest de facto największa telewizja prywatna w Polsce. Stąd nazwa projektu ustawy, czyli lex TVN, bądź anty—TVN.

To prawda, że to co w postaci nowelizacji chce przeforsować PiS, w państwach takich jak np. Niemcy czy Francja funkcjonuje od dawna. Różnica polega na tym, że Polska zmienia reguły gry w jej trakcie. Ustawa o radiofonii i telewizji powstała w 1992 roku i zgodnie z nią koncesje mogą uzyskać tylko takie podmioty, których maksymalny udział kapitału zagranicznego spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego nie przekracza 49%. TVN S. A. uzyskał pozwolenie na nadawanie w 1996 roku, kiedy był jeszcze częścią grupy medialnej ITI. Później został kupiony przez Scripps Networks Interactive, a w 2018 roku przez firmę Discovery (wkrótce WarnerMedia). Discovery ma większe udziały, z tym, że zarządza TVN –em przez spółkę zarejestrowaną w Holandii, Polish Television Holding BV, stąd wszystko odbywa się zgodne z obowiązującym prawem. I choć to wydmuszka, to w ten sposób zarządza telewizją od kilku lat i wcześniej nie budziło to wątpliwości. Do teraz. PiS postanowiło rozprawić się z tą fikcją, tym bardziej że chodzi o TVN i że nie trzeba nic nowego uchwalać, a jedynie uściślić obowiązujące przepisy. Według nowelizacji firmy z siedzibą w Polsce nie mogłyby być kontrolowane (jeżeli jest to większy udział w mediach niż 49%) przez podmioty spoza EOG, nawet jeżeli robią to pośrednio poprzez  inną spółkę.

Po co ta burza w szklance wody obecnie rządzącym? Nie do końca wiadomo. Wnioskodawcą ustawy jest poseł Marek Suski, jeden z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego. Wniosek nowelizacji pojawił się zaraz po kongresie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości, podczas którego Prezes – szef wszystkich szefów, stwierdził nierównowagę medialną, na korzyść ,,totalnej opozycji”. Stąd być może cel tej nowelizacji jest banalnie przejrzysty, wymuszenie na Amerykanach sprzedaży udziałów tak, by mogły je wykupić spółki skarbu państwa, albo inny przychylny władzy podmiot. W języku prawniczym nazywa się to reketem państwowym, w języku zwykłych ludzi jest to nic innego jak kleptokracja. Tym sposobem mogliby z jednej strony unicestwić wroga medialnego, a na jego miejsce powołać coś na kształt telewizji publicznej. Mniej przaśnego w formie, jak najbardziej pisowskiego w treści. Repolonizacja mediów i marzenia o służących władzy mediach to nic nowego, słyszymy to niemal od 2015 roku z ust polityków Prawa i Sprawiedliwości. Mało tego, na słowach się nie kończy vide Polska Press i media lokalne wykupione przez Orlen, spółkę skarbu państwa, o Telewizji Publicznej jako biuletynie partyjnym nie wspominając. Jednak trudno uwierzyć w aż tak nieudolne przeprowadzenie ustawy, nawet mimo ogromnych chęci podporządkowania sobie mediów jako kolejnego narzędzia kontroli. Stąd pojawiają się spekulacje jakoby chodziłoby o wywarcie wpływu na nową administrację Bidena w kwestii obsadzenia stanowiska przychylnego władzy ambasadora, albo też przykrycia bieżących afer, jak ta z wyciekiem rządowych maili ministra Dworczyka, bądź też szumu jaki wywołał powrót do polskiej polityki Donalda Tuska. Jeżeli taki był plan, to może i został on zrealizowany, z tym, że kosztem polityki zagranicznej.

Pomijając już wizerunek PiS jako partii o zapędach autorytarnych. Tym akurat obecna władza mogłaby się szczególnie nie przejąć, skoro i tak wymieniana jest w jednym rzędzie z Węgrami Orbana czy Turcją Erdogana. Teoretycznie jest to cena, którą mogą zapłacić, jednocześnie sprzedając żelaznemu elektoratowi narrację o autonomii i suwerenności. Z tym, że problem jest o wiele większy. Uderzenie w TVN, to nie tylko uderzenie w media, ale też w Stany Zjednoczone. TVN należy do grupy Discovery, czyli do firmy amerykańskiej. Nie chodzi już o pustą retorykę, ale o umowy biznesowe, które Polska zobowiązała się przestrzegać, a mianowicie polsko – amerykański traktat o stosunkach handlowych i gospodarczych, czyli wzajemną ochronę inwestycji. Ustawa medialna zmieniająca reguły gry, w trakcie jej trwania jest tyle niedorzeczna, co szkodząca interesom państwa, poprzez niedotrzymywanie umów międzynarodowych. Prowadzi to do podważenia wiarygodności Polski jako stabilnego pod względem ekonomicznym i prawnym państwa, w którym warto prowadzić jakiekolwiek inwestycje. Nie wspominając już o relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, które, to prawda, od objęcia prezydentury przez Joe Bidena, znacznie się pogorszyły, co jednak nie tłumaczy zaostrzania kursu w stosunku do naszego sojusznika i gwaranta bezpieczeństwa. Suwerenność może i pięknie brzmi, ale nie w naszej sytuacji geopolitycznej, o czym zdążyliśmy przekonać się nie raz w historii.

Ustawa prawdopodobnie nie zostanie przegłosowana, bo nie ma dla niej większości. Co do jej uchwalenia nie ma nawet zgody w Zjednoczonej Prawicy. Posłowie Porozumienia, po raz kolejny deklarują swoje weto do ustawy większego koalicjanta. Na razie, w celu szukania dla niej poparcia, przełożono głosowanie. To jedno. Inna sprawa, że choć bez podania zasadnej argumentacji, w dalszym ciągu TVN nie uzyskał przedłużenia koncesji. Odliczanie do końca obecnej trwa, eksponowane w codziennym wydaniu Faktów. Nie do końca wiadomo, co chce ugrać PiS, jednak bez względu na to jakie są motywy, gra wydaje się być niewarta świeczki.