Czy można walczyć z autorytarnym reżimem, jak chce rządy PiS nazywać opozycja, a jednocześnie bawić się na wspólnej imprezie, nie tracąc wiarygodności?

No właśnie, bo nawet jeżeli jest to tylko opozycyjna narracja, mająca na celu zdobycie dodatkowych głosów, to takim ,,wybrykiem”, zdaję się dezawuuje przekaz. Oprócz tego, że może sprawiać wrażenie wykreowanego spektaklu dziennikarsko – politycznego, w którym role są rozpisane, a kontrola władzy przez media iluzoryczna, to jeszcze podważa prawdziwość słów i czynów polityków. Można by rzec, chcieliście zdobywać głosy poprzez konflikt, to macie za swoje.

I tutaj wypadałoby się zatrzymać. Otóż chodzi o głośną już sprawę urodzin redaktora Mazurka, na której wspólnie bawili się politycy różnych opcji politycznych. Oczywiście największy niesmak miałby wzbudzić fakt, że pojawili się tam przedstawiciele dwóch stron plemiennego duopolu, czyli politycy Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości. Tak jakby przynależność to którejś ze stron obligowała do publicznej, a tym bardziej prywatnej nienawiści wobec drugiej strony.

Politykom ,,urodzinowym” zarzuca się to, że powinni zamiast na imprezie być w pracy(raport w tym czasie na sali plenarnej wygłaszał prezes NIK) i to tym bardziej oburzające. Zarzut być może i słuszny, tylko że sala była wówczas niemal pusta, a polityków na imprezie dziennikarza można było policzyć na palcach ręki.  Stąd nieśmiałe przypuszczenie, że jednak nie o to tu chodzi. Inna sprawa, że kłamali w sprawie swojej nieobecności w Sejmie, co zawsze wzbudza większe podejrzenia i buduje atmosferę nieufności. Poza tym wystawia wyszczerbiony moralnie pomnik politykom.

Plemienność wprost proporcjonalna do eskalacji konfliktu przez polityków wszelkiej maści doprowadziła do sytuacji, gdzie nie mieści się w głowie obywatelowi, że można z drugą stroną rozmawiać, zrzucając z siebie zbroję wojownika określonej ideologii bądź poglądów. Bo skoro chodzimy na różnego rodzaju kontrmanifestacje by obrażać przeciwników, nie siadamy z rodziną do stołu, usuwamy ze swojego życia przyjaciół o innych poglądach, to takie spotkania towarzyskie naszych reprezentantów jawią się jako zdrada, a co za tym idzie zawód. Ta niefortunna sytuacja może być asumptem do pomyślenia, że to wszystko było tylko igrzyskami dla pospólstwa, a ,,bujać to my panowie szlachta”.

Pech chciał, że odbija się to głównie na politykach Platformy, bo to jednak oni są w opozycji, a ich przekaz opiera się na pokonaniu zła, które uosabia obecnie rządząca partia z J. Kaczyńskim na czele. Zwłaszcza po powrocie Tuska nie bierze się jeńców a przekaz się zradykalizował. Jak stwierdził rzecznik Platformy Jan Grabiec ,,Dzisiaj sytuacja jest taka, że musimy wrócić do podstawowych zasad i reguł”, co oznacza ni mniej ni więcej ostrą narrację o PiS jako złu wcielonym i przez to zakaz spoufalania się z obozem rządzącym jako grzechem głównym.  

Co do redaktora, to czy mamy czuć oburzenie, bo postanowił pochwalić się swoim kapitałem społecznym(jak by to ujęła lewica), czy (jak by to ujęła cała reszta) zaprosił na swoje jubileuszowe 50 urodziny ludzi, których zna od lat, a że pracuje w mediach, to często są to ludzie znani, a nawet, o zgrozo, są wśród nich politycy?

Do kogo ten żal? Nie da się, i słusznie, sankcjonować za kapitał społeczny. A że kłoci się to z obiektywizmem dziennikarskim, to cóż, redaktor Mazurek, co sam podkreśla, nie jest dziennikarzem informacyjnym (choć i ci w Polsce nie grzeszą bezstronnością), a publicystą, którego praca polega m.in. na tym, że wyraża swoją opinię na dany temat, więc i oskarżenie jest bezpodstawne. Jeżeli komuś się nie podoba to, co robi Robert Mazurek, albo w jaki sposób traktuje polityków, których zaprasza na wywiady, może go nie słuchać, albo nie oglądać. Całe szczęście nikt jeszcze w Polsce nie zmusza do oglądania redaktora.

Zarzut o nierówne traktowanie dziennikarzy też jest w tym przypadku nie na miejscu. Otóż w podobnym czasie wyszło na jaw, że dziennikarz TVN Krzysztof Skórzyński doradzał ministrowi Dworczakowi, za co został zawieszony w redakcji. Redaktora Mazurka nie spotkały żadne konsekwencje za poza publiczne utrzymywanie kontaktów z politykami. To prawda, może się to wydawać niesprawiedliwe, ale tylko na pierwszy rzut oka. Gdyby pracowali w jednej firmie, to owszem, byłoby to nie fair. Z tego względu, że panowie pracują dla zupełnie różnych prywatnych mediów, ich dalsza praca w nich jest zależna od pracodawcy, w tym przypadku dwóch zupełnie różnych pracodawców. Po prostu to rzekome nierówne traktowanie wynika z odmiennych ,,linii redakcyjnych”, do których, ku ubolewaniu niektórych, każde medium ma prawo.

Inna sprawa to czy redaktor Mazurek przez przypadek nie wyświadczył przysługi Donaldowi Tuskowi i dał mu w końcu powód do marginalizacji (na razie zawieszenia) polityków, którzy mogą stanowić konkurencję w przyszłych wyborach na przewodniczącego partii. Jeżeli to jedyny grzech jaki popełnił redaktor, to cóż, chyba będzie z tym żyć. A co do ,,imprezowiczów” z Platformy, to pozostało im liczyć na łaskę, którą pod wpływem teściowej, okaże posłom przewodniczący.