
Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Polsce przypadają 53 na 705 mandatów, stąd i walka jest zacięta. Niektórzy na przykład, by dostać szansę na europejskie bilety musieli się najpierw wykazać.
Stąd Bartłomiej Sienkiewicz odzyskał w dość kontrowersyjny sposób media publiczne dla nowego rządu. Marcin Kierwiński pokazał jak rozliczać polityków PiS, szczególnie na przykładzie Kamińskiego i Wąsika. Ostatnio, co prawda, zabłysnął też na Dniu Strażaka przemawiając w dość ,,filipińskim stanie”, co może nie było chwalebne, ale według przekazu partyjnego wina leżała po stronie nagłośnienia, które o zgrozo nawaliło akurat podczas przemowy ministra spraw wewnętrznych. Pech to pech. Borys Budka choć nie do końca posprzątał stajnię Augiasza (choć nie umniejszając odkrył aferę botoksową w Orlenie) jaką są według nowej władzy spółki skarbu państwa pod nadzorem poprzedniej władzy, to przecież oddał przywództwo Tuskowi, gdy ten na białym koniu wracał do Polski, by ją uratować z objęć autorytarnej władzy.
Na listach KO znaleźli się też dzielni szefowie komisji śledczych i generalnie rzecz biorąc naczelni tropiciele afer pisowskich, niezłomny duet w postaci Dariusza Jońskiego i Michała Szczerby. Co prawda panowie powinni jeszcze złożyć raporty końcowe komisji, ale co się odwlecze i tak dalej, przecież ktoś może ich zastąpić, gdy ci będą walczyć o polskie interesy w Europie.
Jedni za zasługi, inni w ramach ucieczki i pogoni za immunitetami. Bądź to w wyniku afer związanych z nadużyciami (Kamiński, Wąsik, Obajtek), bądź w następstwie braku perspektyw w polityce krajowej (Brudziński, Witek, Kurski). Przy założeniu, że frekwencja nie będzie wysoka, a więc do urn udadzą się głównie betonowe elektoraty, jedynki na listach dwóch największych partii mogą być pewne co do swojej europejskiej kariery.
A jak to na opozycję przystało chętnych po europejskie apanaże jest najwięcej, albo przynajmniej powodowani są większą motywacją. Wśród szczęśliwców znalazła się oczywiście Beata Szydło, ale też Witold Waszczykowski czy Anna Zalewska. W przeciwieństwie do elity intelektualnej PiS-u w postaci Zdzisława Krasnodębskiego i Ryszarda Legutko, którzy tym razem musieli ustąpić miejsca innym. Ale nie tylko oni, Beata Mazurek również nie dostała miejsca na listach, ponoć ma to związek z konfliktem jaki toczy z Przemysławem Czarnkiem, choć ta przyczyna wydaje się mało wiarygodna.
A no właśnie, miejsca na listach to dla polityków newralgiczna kwestia, stąd każde wybory oprócz tego, że są walką pomiędzy różnymi partiami, to przede wszystkim są walką wewnątrz własnego obozu. Większym przeciwnikiem okazuje się nie kandydat z odmiennej frakcji, ale ten startujący z tej samej listy. A wybory do Parlamentu Europejskiego są w tym przypadku szczególne, głównie dlatego, że liczba deputowanych jakich może wysłać dana partia jest niewielka.
Oczywiście walka nie jest jawna i nie może toczyć się medialnie, pozory spójnej drużyny trzeba zachować. Doskonałym przykładem bratobójczej walki może być Lewica. Na cztery – pięć mandatów na które liczy, trzy miała zgarnąć Nowa Lewica, co nie podobało się partii Razem. Z tego też względu musiał ustąpić Łukasz Kohut na rzecz Macieja Koniecznego. Kohut z okręgu łódzkiego zapewne by się dostał, ale Nowa Lewica ma już pewne dwa mandaty: Roberta Biedronia i Krzysztofa Śmiszka, więc ktoś musiał być strącony.
Podobna sytuacja ponoć miała miejsce na Śląsku, skąd od niemal dwudziestu lat startował z ramienia Koalicji Obywatelskiej Jerzy Buzek. Tym razem jedynka została zarezerwowana dla Borysa Budki, a Buzek choć bił rekordy poparcia zrezygnował jako powód wskazując podeszły wiek.
W Trzeciej Drodze również trwa batalia o miejsca, zwłaszcza że przypadnie im mało mandatów, a walczą o nie dwie partie, których struktury od początku nie są w najlepszych relacjach. W Wielkopolsce Paulina Henning – Kloska ustąpiła na rzecz kandydata PSL Krzysztofa Hetmana (europoseł od 10 lat z przerwą, a jakże, na tekę ministra w obecnym rządzie). Z Warszawy wystartuje Kobosko, na Śląsku Suchoń, a z małopolski o mandat ubiegać się będzie Róża Thun (wcześniej związana z KO).
Co zaś się tyczy Konfederacji, to liczy na lepszy wynik niż w wyborach parlamentarnych. Z tego względu, że ugrupowanie to odróżnia się retoryką od pozostałych partii i jest skierowana głównie do antyunijnego elektoratu, być może ma szansę na jakiegoś reprezentanta. A w ich przypadku to już zwycięstwo.
Polityka europejska przeciętnemu wyborcy kojarzy się z czymś abstrakcyjnym, nie związanym z realnymi problemami (choć i to się ostatnio zmienia, zwłaszcza w związku z Zielonym Ładem). Odwrotnie sytuacja wygląda z perspektywy polityków, PE może być, jak to obrazowo określił Bartłomiej Sienkiewicz ,,politycznym cmentarzyskiem słoni”, ale też może stanowić złotą klatka dla tłustych kotów. Stąd jedni liczą na bezpieczną przystań, inni na godne apanaże.