Data napisania:26.11.2020
Można popierać bądź nie reformy przeprowadzane przez resort Zbigniewa Ziobry, twierdzić, że są nie konstytucyjne, nie zgodne z prawem, przeczące demokratycznym procedurom, jednak powiązanie ich z kwestią wypłacenia funduszy unijnych jest pomysłem kontrowersyjnym.
Na samym początku warto zaznaczyć, że w traktacie nie ma jednoznacznej definicji praworządności, a praworządność w poszczególnych państwach członkowskich rożni się. Warto byłoby zachować konsekwencję w respektowaniu prawa. Jeżeli zarzuca się Prawu i Sprawiedliwości postępowanie niezgodne z literą prawą, to nie można jednocześnie tego samego żądać od przedstawicieli UE. Artykuł drugi Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, co prawda, traktuje o wspólnych wartościach europejskich, np. takich jak trójpodział władzy, który jest elementem praworządności, ale znów, ten trójpodział inaczej będzie wyglądał w Hiszpanii, a inaczej w Niemczech czy, np. Włoszech. W tym kontekście weto może być uzasadnione, tym bardziej, że jest ono instrumentem negocjacyjnym.
No niestety, możemy zżymać się na reformy sądownictwa przeprowadzane przez ministra sprawiedliwości, reformy, które polegają głównie na polityce personalnej, ale nie zmienia to faktu, że UE nie ma mocy sprawczej by czynnie w tej sprawie ingerować w kwestii wspólnego budżetu. Przypomnijmy, że duże pieniądze na stole unijnym są związane z pandemią, a dokładniej ze zwalczaniem jej skutków. Nie biorą się one z nieba, tylko mają pochodzić ze wspólnego długu, kredytu zaciągniętego na rynkach finansowych. Co to oznacza? Że spłacać je będą kraje członkowskie w postaci podatków. Z tego względu niezbyt jasne jest ich połączenie z praworządnością w ogóle, bo jedno z drugim nie ma związku. Sam problem powstał kilka lat temu, kiedy pojawiły się podejrzenia o korupcję przy wydawaniu pieniędzy unijnych przez premiera Węgier, Viktora Orbana. Z tego względu uzasadnione są obawy pozostałych państw członkowskich, co do wspólnego zaciągania długu bez jednoczesnego powiązania ich z praworządnością. Jednak jeżeli już może być mowa o jakimkolwiek powiązaniu budżetu z praworządnością, to powinna być ona oparta o zasady dotyczące bezpieczeństwa finansowego tych funduszy, nie zaś o kwestie społeczne i obyczajowe. Nad tym mógłby ewentualnie czuwać Trybunał Obrachunkowy. Byłoby to o wiele rozsądniejsze, nie ograniczające suwerenności, a także nie mające ukrytych intencji jakoby chodziło o coś więcej niż tylko kontrola wspólnych funduszy.
Sytuacja jest na tyle nieciekawa, że pozostałe 25 państw (zapowiedź weta, co nie powinno zaskakiwać, zapowiadają też Węgry) może zawrzeć odrębne porozumienie w postaci umów międzynarodowych, wyłączając z nich Polskę i Węgry. Nie jest to praktycznie możliwe w przypadku zwykłego budżetu, ale już Fundusz Odbudowy sięgający 750 mld euro jak najbardziej może zostać objęty taką umową. I wbrew zapowiedziom partii rządzącej alternatywą dla nas nie jest Grupa Wyszehradzka, bo po pierwsze, nie ma ona takich możliwości negocjacyjnych, a po drugie, Słowacja i Czechy nie popierają nas w tej sprawie.
Z tym, że jeżeli na Radzie Europejskiej zostały zawarte takie punkty, jak dbanie o interesy UE, w tym o wartości europejskie, i uruchomienie mechanizmu praworządności za pomocą większości kwalifikowanej, to niedorzeczne i niespójne było odtrąbienie przez premiera Morawieckiego sukcesu w lipcu. Tym bardziej, że zgodził się na te punkty dokumentu. Z tym, że retoryka pana premiera wtedy odbiegała, delikatnie mówiąc, od tej unijnej. To znaczy, budżet miał nie być powiązany z praworządnością, a wysokość uzyskanych środków miała być największa w historii. Ten rozjazd retoryczny był prawdopodobnie spowodowany wewnętrznymi rozgrywkami w obozie rządzącym. Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry stara się wybić na niepodległość i przy każdej możliwej okazji pokazać bardziej radykalnemu elektoratowi swoją zapalczywość w walce o suwerenność Polski. Rywalizacja pomiędzy dwiema partiami raz się zaostrza, raz topnieje, w zależności od kalendarza wyborczego. Po burzliwych negocjacjach koalicyjnych, które zakończyły się, co prawda, rachitycznym sukcesem, PiS stara się marginalizować ziobrystów, toteż nie może pokazać wyborcom, że jest mniej nieugięty w sprawie nacisków ze strony UE. Doskonałym przykładem tej polityki było ostatnie wystąpienie sejmowe premiera, podczas którego przyjął twardy kurs z atakowaniem ,,unijnych oligarchów” włącznie.
Groźba ze strony Polski i Węgier wywołuje negatywne emocje w całej Europie, bo wszyscy czekają na te pieniądze. Szczególnie niezadowolone są takie państwa jak Holandia i Włochy. Ta pierwsza jest płatnikiem netto i wolałaby przeznaczyć pieniądze na inne cele. Poza tym oszczędna Holandia była jednym z tych państw przeciwnych powstaniu Funduszowi Odbudowy. Jeżeli już stało się inaczej i taki fundusz powstał, to przynajmniej chce mieć pewność, że będzie on ściśle połączony z praworządnością. Warto wspomnieć, że Holandia już od jakiegoś czasu zgłasza swoje zaniepokojenie stanem polskiego wymiaru sprawiedliwości. Włochy natomiast stoją po przeciwnej stronie tej barykady. Im z kolei nie podoba się przewlekanie negocjacji. Gospodarka Włoch po pandemii jest w nieciekawym stanie, a może być jeszcze gorzej, toteż te pieniądze są im niezbędne. W powietrzu unosi się niepewność. Jeżeli nie dojdzie do ugody, Unia Europejska wejdzie w 2021 r. bez nowego pakietu finansowego. Polska najwyraźniej, zgodnie z retoryką PiS, wstaje z kolan, tylko czy w dłuższej perspektywie to się jej opłaci. Pozostało mieć nadzieję, że premier Morawiecki nie posłucha swojego koalicyjnego kolegi o twardych negocjacjach, gdzie nie można być ,,miękiszonem”, i na stole negocjacyjnym pojawi się jakieś rozwiązanie kompromisowe, np. propozycja dołączenia do głównego dokumentu deklaracji gwarantującej brak uznaniowości w zawieszaniu wypłat. Pieniądze na kolejne tarcze antykryzysowe nie spadną rządowi z nieba, no chyba, że … spadną.