
Prawo i Sprawiedliwość zgłaszając swoje votum separatum względem pogłębionej federalizacji i nie wypełniając zobowiązań wobec Unii Europejskiej, może pośrednio przyczyniać się do dezintegracji Zachodu, a tym samym wpisywać się w politykę Putina. Mniej zwarty w działaniu Zachód to silniejsza Rosja.
Z tym, że warto podkreślić, pomiędzy antyunijnością PiS a proputinizmem nie ma znaku równości, choć jedno z drugim może być pośrednio powiązane. Co nie oznacza jeszcze, że PiS realizuje politykę Putina, jak chciałby to widzieć np. gen Pytel, niedawny bohater głośnego wywiadu Gazety Wyborczej. Bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest ten, w którym PiS gra pożytecznych idiotów niż świadomych agentów Władimira Putina. Ale dopóki w Polsce trwa festiwal na to, która z partii jest bardziej prorosyjska, dopóty będziemy odbiorcami tego typu tez.
Związanie z Marine Le Pen czy Matteo Salvinim miało i ma dla PiS jedynie wymiar taktyczny. Ewentualne przymierze z konserwatywnymi, antyunijnymi ugrupowaniami opiera się nie o ich proputinowskie sympatie, ale pomimo ich. Związanie PiS z antyeuropejskimi partiami jest rozpaczliwą próbą szukania sojuszników skłonnych wespół wetować rozwiązania, które według nich zagrażają suwerenności państw narodowych, niż sympatią do Rosji i Putina. A z barku innych rozwiązań pozostał tylko ten, które wzbudza kontrowersje. Zwłaszcza po agresji Rosji na Ukrainę.
Co jednak warte podkreślenia, wątpliwa postawa Niemiec, ale też Francji wobec Rosji raczej utwierdza w przekonaniu, że w Europie nie ma jasnej i ciemnej strony. Nie ma dobrych i złych sojuszy, pro- i antyputinowskich. Sympatie połączone z interesami są płynne jak na postmodernizm przystało. Po 24 lutego to Polska zdała egzamin i na tle Niemiec jawi się jako państwo aktywnie angażujące się w walce o niepodległość Ukrainy.
Poza tym antyrosyjskość PiS jest o tyle autentyczna, że objawiała się nawet wówczas, gdy Zachód nie widział w Rosji zagrożenia, tylko partnera do rozmów. Kiedy w 2008 roku Lech Kaczyński ostrzegał przed imperialnymi zapędami Putina, Zachód postrzegał to jako histerię peryferyjnego polityka uprzedzonego do Rosji. Dzisiaj, gdy mamy za sobą wojny w Czeczenii i Gruzji, a teraz jesteśmy świadkami bestialskiej inwazji na Ukrainę, przyznaje, że w tej sprawie to państwa bałtyckie i Europy Środkowo-Wschodniej miały rację.
Czas pokaże czy realizowana przez PiS ,,polityka suwerenności” nie doprowadzi do tego, że Polska stanie się państwem wyizolowanym, bez realnie decyzyjnych sojuszników, co w bezpośrednim zagrożeniu Rosji czyni kraj bezbronnym.
Godność, tak jak i honor to wielkie kwantyfikatory, które potrafią sprowadzić kraj na manowce i doprowadzić do katastrofy, o czym mieliśmy okazję się przekonać. Dlatego w polityce powinno kierować się chłodną kalkulacją, nie zaś uczuciami, nawet jeżeli szlachetnymi.
I to nie kontrowersyjni proputinowscy sojusznicy PiS są ich największą porażką polityczną. Największą będzie ta, jeżeli okaże się, że taktyka okazała się zwodnicza, a państwo polskie zamiast wzmocnione, będzie osłabione. I to z tego będą rozliczani politycy Prawa i Sprawiedliwości, nie zaś za tych czy innych sojuszników.