Partia, która dzięki osobliwemu zjednoczeniu w 2019 roku wprowadziła swoich posłów do sejmu  dzisiaj znalazła się na zakręcie.

Po prawej stronie sceny politycznej jeszcze tylko Grzegorz Braun nie zdążył pokłócić się z samym sobą. Chociaż w przypadku tego pana lepiej by było, gdyby z tej partii wystąpił i nie obciążał jej emblematem ,,ruskiej onucy”. Jego hasła w stylu ,,stop ukrainizacji Polski” nie służą Konfederacji, a wręcz jej szkodzą.

Z podobnego powodu inny ekscentryczny polityk Konfederacji ustąpił z funkcji prezesa na rzecz bardziej opanowanego pragmatyka. Janusz Korwin Mikke swoje berło ,,Krula” przekazał wiele młodszemu koledze partyjnemu Sławomirowi Mentzenowi. I chyba była to jedna z lepszych decyzji jakie podjął. Zapewne nieświadomie, bardziej kierując się swoim wiekiem niż innymi czynniki, ale jednak. Sławomir Mentzen to nowe otwarcie. Mimo że ten cieszący się dużą popularnością polityk nie odcina się od JKM, a wręcz traktuje go jak swojego idola, autorytet od którego uczył się liberalizmu, to zaproszony do studia telewizyjnego nie porusza kwestii kontrowersyjnych i wypowiada się głównie na tematy gospodarcze, na których zresztą się zna. Do tej pory szurowskie wypowiedzi Korwina spychały przedstawicieli tej partii z mainstreamowej debaty w odmęty folkloru politycznego. I mimo że były, delikatnie mówiąc, kontrowersyjne, to jednak względnie nieszkodliwe. Coś jak ostatnie bajdurzenie Jarosława Kaczyńskiego, którymi głównie oburzone są media, ale nie ma to realnego przełożenia na dosłownie nic. Jednak w obliczu wojny za naszą wschodnią granicą i potencjalnego zagrożenia naszego kraju prorosyjskie wypowiedzi nie są już tylko niesmaczne, ale też nie do zaakceptowania. Nawet, jak się okazało, dla do tej pory impregnowanych na bajdurzenie Korwina posłów jego partii. Z tego ponoć powodu odeszli z niej Artur Dziambor, Dobromir Sośnierz i Jakub Kulesza. Ponoć, bo taką podali oficjalną przyczynę rozłąki, w rzeczywistości chodziło o władzę i przyszłe miejsce na listach. Otóż według wcześniejszych ustaleń miejsca były posłom zagwarantowane z tak zwanego rozdzielnika konfederacyjnego, ale po zmianie prezesa zaszły zmiany. Mentzen postanowił odświeżyć partię nie tylko poprzez wypowiedzi i program, ale także personalne porządki. Temu mają służyć prawybory, do których chce zaangażować nowych ludzi. Z resztą nie próżnuje i już pojawiły się informację, że udało mu się pozyskać byłego kukizowca Stanisława Tyszkę. Wolnościowcy, bo tak nazwali się frondyści, oczywiście mają prawo do swojego wotum separatum, ale smutną prawdą jest ta, że jeżeli nie wezmą udziału w prawyborach, to nie znajdą się na przyszłych listach. Bowiem to Mentzen, a nie któryś z tych posłów, przedstawia Radzie Liderów, czyli 12-osobowemu gronu przedstawicielskiemu, kandydatów na listy.

W innej części składowej Konfederacji też nie jest spokojnie, choć może nie tyle wewnątrz samej partii, co ogólnie w środowisku narodowym. O konflikcie mieliśmy okazję przekonać się całkiem niedawno, kiedy odbywały się przygotowania do święta niepodległości, czyli można powiedzieć takiego sztandarowego święta wszystkich narodowców. Choć marsz jest organizowany od około dziesięciu lat to od 2015 roku, czyli od momentu przejęcia przez PiS władzy, inicjatywę organizacji wydarzenia przejął wcześniej nikomu nie znany Robert Bąkiewicz. Od tamtego czasu Ruchowi Narodowemu rośnie kolejna konkurencja, bo pierwszą ma już w rządzie w postaci Solidarnej Polski, ale i PiS pewnie w wersji light można do niej zaliczyć. Z tego względu, że w Polsce nie ma zapotrzebowania na mnogość tylu partii prawicowych, bo i elektorat stricte narodowo-nacjonalistyczny nie jest w Polsce na tyle liczny, zrozumiałe jest poczucie zagrożenia ze strony ugrupowania Bosaka i Winnickiego. I choć sondaże nie przewidują wysokiego poparcia koalicjantowi PiS, gdyby ten zamierzał startować do wyborów samodzielnie, to nawet niewielka liczba głosów oddana na partię Ziobry może zaszkodzić Konfederacji, która wprost wisi na progu wyborczym. Do tego ewentualne nowe ugrupowanie, prezes Stowarzyszenia Marszu Niepodległości nie wyklucza startu w przyszłorocznych wyborach, może być dodatkowym problemem. Z tego powodu ze strony Narodowców, takich jak Robert Winnicki, pojawiają się zarzuty względem adwersarza o bycie na pasku obecnej władzy, a także przyjmowanie różnego rodzaju dotacji i grantów od Prawa i Sprawiedliwości, co miałoby nie czynić tego ugrupowania samodzielnym. Tym razem marsz był jeszcze współorganizowany z SMN, ale Winnicki zapowiada, że położy temu kres. Jak będzie pewnie zdążymy się przekonać w przyszłym roku.

Roku, w którym odbędą się też wybory parlamentarne, a jak na razie zarówno narodowcy jaki i wolnościowcy zdają się zajmować samymi sobą, a mieli ponoć walczyć z lewicą. I gdy ich europejskie odpowiedniki zdobywają władzę, albo zasobną ilość posłów w parlamentach, u nas prawica kłóci się między sobą o to, by w ogóle się do sejmu dostać. W ten sposób wyborców im nie przybędzie. Nawet więcej, przez te waśnie i spory mogą stracić swój elektorat, zażenowany tym, co ma dla nich do zaoferowania wolnościowa czy narodowa z nazwy partia.