Data napisania:02.12.2020
Strajki kobiet nie wygasają, można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Kobiety nie odpuszczają. Policja – instytucja powołana po to, by służyć obywatelom i gwarantować im bezpieczeństwo, też. Z tym, że nie wiadomo którym obywatelom służy i którym zapewnia bezpieczeństwo. Pewne jest, o czym mogła przekonać się cała Polska 30 października, że kto jak kto, ale mieszkaniec willi na Żoliborzu, może czuć się bezpiecznie, otoczony szwadronem policji wśród kordonów policyjnych samochodów.
Pozostałe postępowanie policji, łącznie z użyciem gazu wobec protestujących, nawet kiedy pokazują legitymację poselską, zdejmowaniem oznak i biciem protestujących pałkami teleskopowymi jest pogwałceniem demokratycznych procedur państwa prawa. O wtargnięciu na teren kampusu uniwersyteckiego w celu wyłapywania protestujących, co niechlubnie przypomina polski marzec ’68, nie wspominając. Niestety nie jest to ewenement na skalę światową. Do tego typu nieakceptowalnych zachowań dochodziło już w historii. Nowy film ,,Proces siódemki z Chicago” Aarona Sorkina w niewybredny sposób o tym przypomina.
Końcówka lat 60., wojna w Wietnamie trwa w najlepsze, chociaż coraz mniej osób widzi sens jej kontynuowania. Codziennie na wojnie giną ludzie, a na ulicach i kampusach uniwersyteckich rodzi się rewolucja kulturalna. Mimo to, ustępujący prezydent Lyndon B. Johnson podejmuje decyzję o zwiększeniu liczby żołnierzy, czym doprowadza do eskalacji niezadowolenia młodych Amerykanów. Establishment partyjny w roli jego następcy wystawia Huberta Humphreya, który będzie raczej kontynuatorem polityki Johnsona niż jego przeciwieństwem. Pokojowo, a nawet anarchistycznie, nastawieni młodzi ludzie, widzący co się dzieje, zdecydowanie się tej kandydaturze sprzeciwiają. Zbliżająca się konwencja Demokratów w Chicago, jest okazją by okazać niezadowolenie. W tym celu udają się do miejscowego burmistrza, by pozwolił im na zorganizowanie manifestacji. Konserwatywny polityk odmawia kolejnym chętnym. W konsekwencji manifestacja odbywa się nielegalnie, a burmistrz wysyła przeciw protestujących oddziały policji i Gwardii Narodowej. Dochodzi do zamieszek, kilku ludzi ginie, kilkanaście zostaje rannych, a siedem przypadkowych osób zostaje aresztowanych.
Od początku jest jasne, że proces będzie pokazowy i polityczny. Przed dojściem Nixona do władzy, uprzedni Departament Sprawiedliwości po zbadaniu sprawy, doszedł do wniosku, że zamieszki sprowokowała policja i jest za nie odpowiedzialna. W 1969 r. do władzy dochodzi wspomniany wcześniej Nixon i jego administracja. Nowy prokurator generalny za wszelką cenę chce ukarać protestujących, nawet gdyby miało to być niezgodne z prawem, a dowody zostać sfingowane. W walce przeciw kontrkulturze, zmianie społecznej i antywojennym nastrojom nie bierze się jeńców. Toteż zarzuty jakie są stawiane oskarżonym są niedorzeczne, sędzia jest stronniczy, a obronie nie pozwala się pracować. Kiedy pojawia się pomysł wezwania na świadka poprzedniego prokuratora generalnego, który może poświadczyć o tym, że Departament Sprawiedliwości za jego kadencji przeprowadził śledztwo w tej sprawie i wykazał, że odpowiedzialność spoczywa na policji, sędzia prowadzący podejmuje decyzje, by wykreślić zeznania z akt sprawy. W momencie, gdy nie mający obrońcy Bobby Seale zamierza sam stanąć w swojej obronie, zostaje w okrutny sposób zakneblowany i pobity. Gdy dwie osoby z ławy przysięgłych skłonne są stanąć po stronie oskarżonych, podsuwa się fałszywe pogróżki w ich stronę tak, że rezygnują z uczestnictwa w procesie. No i pojawiający się funkcjonariusze służb, którzy jako szpiedzy wnikają w struktury organizacji młodzieżowych, by monitorować je od wewnątrz. Czasami w dość bezwzględny, bezduszny sposób, jak rozkochiwanie przez piękne, inteligentne kobiety młodych działaczy. Cały proces, oprócz wyżej wspomnianych patologii, urozmaicony jest kolejnymi karami za rzekomą obrazę sędziego, które ucinają każdą racjonalną argumentację obrony.
Posadzeni na ławie oskarżonych pochodzą z różnych środowisk i nie wygląda by mieli ze sobą coś wspólnego, oprócz tego, że wszyscy byli tego dnia na demonstracji. Mimo to zarzuca się im zorganizowanie spisku. Są wśród nich antywojennie, ale już nie antyimperialistycznie (przynajmniej nie wybrzmiewa to w filmie, a szkoda) nastawieni młodzi ludzie ze studenckich organizacji; radykalny pacyfista, starszy o pokolenie od pozostałych protestujących, pamiętający jeszcze II wojnę światową; anarchistyczni, antyestablishmentowi przedstawiciele Youth International Party, a także, by nadać sprawie większy ciężar, jeden z przywódców Czarnych Panter. Nie brał on, co prawda, udziału w demonstracji, ale nie przeszkadza to, by został wrzucony z pozostałymi oskarżonymi do jednego worka. Przykład Bobby’ego Seale’a, bo o nim mowa, świetnie ukazuje na jakim poziomie były prawa czarnoskórych Amerykanów w końcu lat 60. Jako jedyny z oskarżonych jest skrępowany, nie dopuszcza się go do prawa głosu i w zasadzie skazanie go to tylko kwestia czasu, o czym literalnie informuje sędzia prowadzący proces. Obywatel w walce z machiną państwową nie ma szans, bo co z tego, że są prawa obywateli, że jest pierwsza poprawka, a dowody wskazują na to, że to policja winna jest zamieszkom, skoro każdy racjonalny argument może zostać zakwestionowany przez nieracjonalnego, stronniczego, ale ,,niezawisłego” sędziego. Wszystko to jest absurdalne, a jednak miało miejsce w państwie teoretycznego poszanowania praw jednostek.
W 1969 roku pierwsza poprawka Konstytucji Stanów Zjednoczonych zakazująca ograniczenia m.in. wolności słowa i prawa do demonstrowania, została podeptana i wyrzucona do śmieci. Chociaż z perspektywy czasu nie mogło aż tak bardzo to dziwić, skoro w tym samym państwie, za rządów administracji Nixona, dochodziło do nielegalnych podsłuchów, znanych później jako afera Watergate. Ktoś mógłby powiedzieć, takie szalone czasy. Z tym, że czasy nie były na tyle szalone, by nie mogły się powtórzyć, a chętnych do naginania prawa, przekraczania uprawnień, a w istocie nadużywania władzy jest zawsze kusząca dla tych, którzy ją sprawują. Dlatego jeżeli pojawiają się jakiekolwiek sygnały jej przekraczania, nie można przymykać oczu i tracić czujności, bo prawa nie są dane raz na zawsze.
Paradoksalnie, proces, który miał zastraszyć resztę protestujących i zmusić ich do posłuszeństwa, obnażył patologię władzy i słabość państwa. To samo obserwujemy na polskich podwórku. Władza, w skutek bezsilności stara się zastraszyć protestujących. Policja, która nadużywa siły wobec kobiet, w konsekwencji nie służy obywatelom, a władzy właśnie. I może nie tłucze już pałkami do nieprzytomności, ale bezpodstawne psikanie gazem w twarz ludziom lub potraktowanie ich pałkami teleskopowymi nie umniejsza ich winy tylko dlatego, że nie doprowadzili nikogo do śmierci. I to i to jest skandaliczne, i nie powinno mieć miejsca w demokratycznym państwie prawa, w którym szanuje się prawa wszystkich obywateli, z prawem do pokojowej demonstracji włącznie. A jeżeli władza jest zaniepokojona tym, że dzieje się to w trakcie pandemii, to powinna wyciągnąć wnioski i uzmysłowić sobie, że ci, którzy wychodzą na ulice, nie robią tego dla przyjemności, tylko w skutek orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego odbierającego im prawa decydowania o własnym ciele. A jak wiemy, demokracja bez poszanowania praw kobiet, to pół demokracji.