Data napisania:19.02.2021
Prolog
Zaczęło się od poróżnienia gentelmanów w Porozumieniu przy wyborze konstytucyjnego ministra w ramach rekonstrukcji rządu. Część z nich na tym stanowisku widziała Stanisława Bukowca, część Michała Cieślaka. W wyniku głosowania tytuł ,,mistera” bez teki wygrał ten drugi, ku niezadowoleniu gowinowców. Szef Porozumienia wówczas zrozumiał, że traci kontrolę nad własną partią, notabene z jego imieniem w nazwie. W wyniku tej nieprzyjemnej, ale prawdziwej konkluzji postanowił działać, tj. dokooptować więcej przychylnych mu ludzi do zarządu partii. Wtem posłowie pod nieformalnym przywództwem Adama Bielana, nie godząc się na taki rozwój sprawy, zwołali sąd koleżeński. Przewertowali papiery partyjne i w dużym skrócie, ,,dajcie mi człowieka, a znajdzie się paragraf”, odkryli, że Gowinowi upłynęła kadencja, nie zwołał kolejnych wyborów i bezprawnie tytułuje się prezesem. W tej sytuacji zastępować go powinien, według statutu, a jakże, szef Konwencji Krajowej, czyli nie kto inny tylko Adam Bielan. Nie zdążyli jednak zgłosić wniosku. Ubiegł ich Gowin i zawiesił, a następnie wyrzucił z partii puczystów, czyli Bielana, Żalka i Bortniczuka. Później to już tylko wzajemne żale, urażone ambicje i wymienianie zamków w siedzibie partii.
Akt I
Mniej więcej od połowy lutego w Porozumieniu mamy dwuwładzę przyprawioną ostrą retoryką w mediach. Eskalacja wzbiera, czego można się było spodziewać. Adam Bielan i jemu przychylni twierdzą w dalszym ciągu, że prezesem ich partii nie jest Jarosław Gowin. Natomiast Jarosław Gowin i ta część posłów, której jeszcze nie zdążył wyrzucić i którzy przynajmniej na razie deklarują lojalność, nie widzą już miejsca dla byłych kolegów w swojej partii. Trwa publiczny konkurs na to, kto ma rację i kto mija się z prawdą. Zwolennicy pierwszego zarzucają Gowinowi nielojalność i knucie za plecami prezesa Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem czy też Borysem Budką. Nie tylko wiosną, przed wyborami majowymi, ale też teraz, w trakcie puczu i w ogóle ślizgania się już od jakiegoś czasu po niepewnym gruncie, po którym kroczy się jak po krze. Nigdy nie wiadomo, kiedy wpadnie się do lodowatej wody i utonie. Twierdzą, że Gowin spiskuje z opozycją i gra na dwa fronty. Według jednych dlatego, że ma ambicje zostać premierem, a jedyną na to szansą jest rząd techniczny, który ewentualnie powstałby po rozpadzie ZP. Według innych robi to po to, by wzmocnić swoją pozycję negocjacyjną z Kaczyńskim.
Akt II
Z drugiej strony padają oskarżenia, chociaż nie z bliskiego obozu prezesa Porozumienia, ale z mediów i od posłów opozycji, że cała ta wolta Bielana inspirowana jest przez prezesa PiS. Że Bielan to człowiek Kaczyńskiego, że to on jest prawdziwym koniem trojańskim i że teraz dostał zielone światło od swojego rzeczywistego szefa. Ta spiskowa teoria może mieć na swój sposób sens. Po pierwsze wybory majowe i wotum separatum sojusznika oraz, co bardziej boli, rzekome dogadywanie się z opozycją wówczas, na pewno nie podoba się prezesowi Kaczyńskiemu. Zresztą zablokowanie wyborów korespondencyjnych od początku było inicjowane przez opozycję, stąd nawet brak dowodów skłania do podejrzeń, że takowe były. Po drugie, plotka, która przybrała postać woła, o tym, że Gowin prowadził rozmowy z Donaldem Tuskiem, działają na Kaczyńskiego jak płachta na byka. O czym doskonale wiedzą wszyscy, łącznie z Gowinem. Przecież nie bez powodu, jeżeli nie dojdzie do sprostowania, zamierza podać portal wPolityce.pl do sądu za umieszczenie artykułu w tym tonie. No i w końcu po trzecie, kolejne harce i swawole mniejszych koalicjantów mogą działać na nerwy prezesa i trzeba to jakoś wyprostować, tym bardziej, że zdarza się to nazbyt często. Z jednej strony Solidarna Polska, która zatruwa spokojne życie koalicyjnej rodziny, a to sprzeciwem wobec ustawy energetycznej, czyli ,,palę czarne złoto z ziomkami”, czy to sprzeciwem wobec budżetu unijnego w razie, gdyby miał być połączony z praworządnością. No i ogólnie, ziobryści bywają irytujący z tym swoim staniem na straży polskiej suwerenności, do którego przecież wcześniej głośno odwoływało się Prawo i Sprawiedliwość, a teraz w oczach wyborców kompromitują główną partie koalicyjną, dociskając w rywalizacji przekaz do prawej ściany. Z drugiej, Porozumienie Jarosława Gowina i ich weta do kolejnych pomysłów rządu. Oprócz wyborów korespondencyjnych, ,,piątka dla zwierząt”, i teraz podatek od reklam, bądź co bądź i w gruncie rzeczy uderzający w media ,,nie sprzyjające”. Cierpliwość ma granice skończone. Bardzo prawdopodobne, że Kaczyński powiedział ,,basta”. Nie może być tak, że ogon kręci psem, to nie zgodne z logiką fauny i flory.
Akt III
Gowin, co prawda, ma poparcie w swojej partii, czego dowodem jest chociażby ostatnie podpisanie się posłów pod listem poparcia dla jego dalszego szefostwa w Porozumieniu, i o czym możemy się też przekonać w wszelkiego rodzaju mediach, gdzie dzielni rycerze odpierają ataki ukrytych do tej pory zdrajców. Jednak poza rządem i koalicją nie jest już tak atrakcyjnym partnerem, więc istnieje duże ryzyko, że wraz z utratą partii utraciłby też solidarność, lojalność i oddanie dzisiejszych obrońców. Do końca kadencji tego rządu zostały jeszcze ponad trzy lata, a w taki sposób nie sposób rządzić, dlatego trzeba przytrącić kręgosłupy koalicjantów i wciągnąć ich w wielomiesięczny spór – rzekł mistrz konfliktowego zarządzania, najwyższy z najwyższych, demiurg Kaczyński. I słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. Dzięki Bielanowi możliwe jest wdrożenie planu w życie.
Exodos
Ile z tego prawdy, a ile obelg, nie sposób rozstrzygnąć. Co nie zmienia faktu, że zabawa przednia, chociaż tragikomiczna dla państwa, bo konsekwencji nie wiemy, kto jest prezesem partii współtworzącej obóz rządzący. I chociaż w innym wypadku mogło to być całkiem śmieszne, to akurat w trakcie pandemii jest to najmniej oczekiwany przez wyborców moment na tego typu hece polityczne. Bez względu jednak kto za tym stoi, Gowin znalazł się w niezbyt sympatycznej, nie godnej pozazdroszczenia sytuacji wrogiego przejęcia własnej partii. Zresztą tak jak drugi z koalicjantów. Pogardliwe traktowanie czy oskarżanie o zdradę polskiej racji stanu jest z reguły nieprzyjemne. Jednak mimo poniżenia, mało prawdopodobne, że przyczyni się do rezygnacji któregoś koalicjanta z tej toksycznej relacji. Z prostego powodu, przynosi ona frukty i last but not least nie ma pewności, że trafi się lepsza relacja. Kaczyńskiemu zresztą też zależy na koalicjantach, bez nich nie ma większości. Dlatego chce jedynie lekko poturbować mniejszych kolegów tak, by nie mając innego wyjścia, pozostali częścią ZP i porządek zostanie przywrócony.