Data napisania:12.02.2020
Niebawem wybory prezydenckie, a dokładnie jak ogłosiła oficjalnie marszałkini Sejmu Elżbieta Witek, 10 maja. Można śmiało wysnuć wniosek, że będzie to mały krok dla ludzkości, a duży dla kandydata, który otrzyma zaszczytne miano głowy państwa.
Chociaż już od kilku miesięcy wiadomo, że kandydatem na prezydenta z ramienia PO jest Małgorzata Kidawa – Błońska, zgodnie z hasłem Platforma jest kobietą, co zresztą nie bez komizmu jest wciąż podkreślane przez tę kandydatkę, to realna kampania ruszyła całkiem niedawno. A to zapewne za sprawą chaosu wewnątrz partii i poszukiwania rycerza na białym koniu, tutaj w postaci Borysa Budki, który jest lepszą, młodszą odsłoną Platformy i właśnie został jej przewodniczącym, zapowiadającym nowy rozdział, ale pod starymi auspicjami. Bo po czterech latach w opozycji, prominentni politycy PO przypomnieli sobie, że ich sztandarowym hasłem nie jest jednak anty – PiS, ale liberalny – konserwatyzm, na którym partia Donalda Tuska była budowana. Tak więc jest nowy przewodniczący, jest ideologia, względny program, którego nikt, oprócz kilku polityków tejże partii, nie jest w stanie przytoczyć, czas zacząć kampanię. W czasie, gdy Błońska jeździ do Wielkiej Brytanii by namawiać tamtejszych obywateli polskich na jej wybór, prezydent Andrzej Duda, w wolnych chwilach, gdy nie podpisuje projektów ustaw partii rządzącej lub mianuje pod osłoną nocy komunistycznych prokuratorów na sędziów Trybunału Konstytucyjnego, objeżdża wzdłuż i wszerz Polskę powiatową. Zakładając, a tak też jest zgodnie ze wszystkimi możliwymi sondażami, że jest faworytem w tych wyborach, to poświecenie godne podziwu. Na bardziej narodowej stronie polskiej sceny politycznej, też nie mniej ciekawie. Kandydat Konfederacji na tyle poważnie potraktował wybory na męża stanu, że postanowił zostać mężem w życiu prywatnym. No cóż, to tylko świadczy o tym jak poważnie do prezydentury in spe podchodzi kandydat Konfederacji. Inny konserwatywny polityk, chociaż tutaj bardziej chadecki niż narodowy, Władysław Kosiniak –Kamysz wcześniej zadbał o anturaż łącznie z żoną. I choć może nie do końca dla celów politycznych, to zapewne będzie to wartością dodatkową przy wyborach, stanowiąc bardziej wiarygodną wersję dla swojego elektoratu. Szymon Hołownia, czyli celebryta – kandydat, może nie czarny koń tych wyborów, ale na pewno, oprócz tego że pozyska część nowych wyborców, coś na wzór Pawła Kukiza, tylko na mniejszą skalę, bo nic dwa razy .. i tak dalej, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że przejmie część wyborców. Pytanie czyich, bo wydaje się, że elektorat Hołowni to dość eklektyczny zestaw poglądów. Pojawiają się takie nazwiska jak Kosiniak – Kamysz właśnie, ale też Robert Biedroń. Bo choć programy tych poszczególnych kandydatów różnią się między sobą, to nie są to drastyczne różnice, przynajmniej nie na tyle, by wykluczały się między sobą. Hołownię z Biedroniem na pewno łączy sposób prowadzenia kampanii, tj. blichtr i przerost formy nad treścią, z Kosiniakiem dość wyważone konserwatywne podejście do kwestii obyczajowych. Zresztą katolicka proweniencja nie przekreśla też pozyskania wyborców obecnego prezydenta. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę kto znajduje się w sztabie wyborczym tegoż kandydata, jak na przykład Jacek Cichocki, wcześniej związany z PO, istnieje dużo prawdopodobieństwo, że głosy może odebrać też Kidawie – Błońskiej, której duża część elektoratu raczej powodowana jest mniejszym złem niż prawdziwą chęcią wyboru. Na bezrybiu i rak ryba.
W ferworze zbliżających się igrzysk na popularność rozpościera się przed nami cała gama kandydatów na prezydenta, od prawa do lewa.
I tak jeżeli nie chcemy niszczenia praworządnego państwa prawa, łamania konstytucji, przepychania ustaw kagańcowych, dyscyplinujących sędziów, i ogólnego dążenia do autorytaryzmu kosztem naszej przynależności do UE to naturalnym wyborem jest Małgorzata Kidawa – Błońska.
Jeżeli dalszego wstawania z kolan, państwa praworządnego, pozbawionego starego, liberalnego establishmentu, ustaw naprawiających sądownictwo, kolejnych sponsorowanych przez podatników transferów socjalnych, skończenia z wywyższaniem się i gardzeniem prostym ludem to wybór jest jasny – Andrzej Duda.
W przypadku, kiedy chcemy względnego spokoju, liberalizacji prawa aborcyjnego i związków partnerskich, rozdziału Kościoła od państwa i rozwiązań mających na celu poprawę naszych usług publicznych, możliwe że kosztem wyższych podatków, ale przecież na zbożny cel – to wybór powinien paść na Roberta Biedronia.
Jeśli demokracji opartej na chrześcijańskich, konserwatywnych wartościach, wyważonej, umiarkowanej kooperacji instytucji w takiej formie, w jakiej zostały przyjęte niemal 30 lat temu – to idealnym kandydatem dla takiego elektoratu będzie Władysław Kosiniak – Kamysz.
Jeżeli zaś komuś marzą się niższe podatki, silne narodowe państwo mocą swoich konserwatywnych wartości łącznie z zakazaniem takich praktyk jak aborcja, homoseksualizm czy inne nie do zaakceptowania praktyki rodem z Zachodu, wspominając choćby gender czy edukację seksualną, kandydaturą służy Krzysztof Bosak.
Natomiast jeśli ktoś chce nowości, świeżości, samorządności, rozwiązań klimatycznych, praworządności a przy tym względnego umiarkowania i wyważenia, przy czym lubiącego piękne, choć niepewne nieznane od mniej urodziwego, ale przewidywalnego skoku w przyszłość, to wybór powinien paść na Szymona Hołownię.
Oczywiście każdy z kandydatów będzie prezydentem wszystkich Polaków i będzie raczej łączył niż dzielił. Jest to fraza na tyle wyświechtana, że już chyba nikt jej nie bierze na poważnie, co nie znaczy, że w kampanii nie musi paść. Ciekawie, tj. męcząco zrobi się pewnie miesiąc przed samymi wyborami, coś na kształt plakatów, bilbordów i ulotek czyhających na każdej ulicy na Bogu ducha winnych obywateli tego wspaniałego kraju nad Wisłą. Także życzymy sobie i wam by już konkurs na wspaniałość się zakończył, by można było wrócić na tory względnej normalności.