Data napisania:15.04.2021

Zjednoczona Prawica chwieje się w posadach. Wysoce prawdopodobne, że ambicje doprowadzą do trwałego poróżnienia ,,rodziny”. Tak, że pozostaną tylko wspólne zdjęcia. Przekładane przez Sejm głosowanie w sprawie ratyfikacji funduszu odbudowy świadczy o tym, że jak na razie nikt nie zamierza odpuszczać. Posłowie Solidarnej Polski konsekwentnie sprzeciwiają się poparciu ustawy decyzji Rady Unii Europejskiej w sprawie systemu zasobów własnych UE, która miała między innymi umożliwić zaciąganie pożyczek. Do tego stopnia, że padają tam słowa o zdradzie stanu. Prognozy nie zapowiadają zmiany zdania SP w tej sprawie. Tym bardziej, że dzięki temu mogą posługiwać się retoryką o suwerenności, która przynosi już pierwsze owoce w postaci sondażowego przekroczenia progu wyborczego. W takiej sytuacji PiS jest poniekąd zmuszone do szukania poparcia po opozycyjnej stronie. Zresztą, na marginesie, to przejmowanie wyborców przez Solidarną Polskę jest o tyle niebezpieczne, że odbywa się kosztem PiS, stąd niewykluczona jest możliwość wcześniejszych wyborów. W myśli chłodnej kalkulacji, że lepiej teraz, gdy jest ich niewielu, niż za dwa lata, kiedy słupki poparcia mogą im poszybować w górę i staną się realną konkurencją.  Z tym, że po drugiej stronie rzeki sporów jest duża nieufność wobec obozu władzy i obawa przed niewłaściwym wykorzystaniem tych środków. Innymi słowy, opozycja obawia się, że ,,rodzina znów będzie na swoim”. Poza tym, poparcie PiS w jakiejkolwiek sprawie nie może być bezwarunkowe. Gdyby miało do tego ewentualnie dojść, a przypomnijmy na stole unijnym są duże pieniądze na walkę z popandemiczną rzeczywistością, ale nie tylko, to trzeba je przelicytować za możliwie najlepsze dla nich rozwiązania. To samo Paweł Kukiz. Jest skłonny współpracować, ale za pochylenie się nad jego pomysłami, jak np. jednomandatowymi okręgami wyborczymi czy sędziami pokoju.

Jeżeli nawet uda się przeforsować ratyfikację, to pozostaje wiele innych tarć i sprzeczności. Gowinowcy, po próbie dezorganizacji ich partii, mają w dalszym ciągu niesmak. Do tego sceptyczni są co do pomysłu wspólnej polityki europejskiej wespół z Salvinim i Orbanem.  Do kotła wiślańskiego ostatnio włączył się prezes telewizji publicznej Jacek Kurski, który, ku zdziwieniu wielu, wyemitował nieprzychylny materiał dotyczący Pawła Borysa, prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju. O tym, że nie po drodze Kurskiemu z Morawieckim, albo Dudą, wiadomo nie od dziś. Jednak co innego drobne złośliwości, jak nie pokazanie przychylnego materiału, a co innego przypuszczenie ataku na najbliższego współpracownika premiera w postaci zarzutu wspomagania przez niego, w ramach Tarczy Finansowej, firmy, do której należał, niedawno złapany, gang sutenerów. Atak na premiera mógł być powodowany tym, że jak na razie Morawiecki jest jedyną względnie stabilną w obozie władzy. Gdy inni się kłócą, on rozwiązuje problemy. Po akcji z ,,wirusem w odwrocie” unika już roli orędownika przekazywania na wyrost dobrych informacji. Waży entuzjazm, a nawet jest skłonny przeprosić. Z szefa wziął też przykład minister Michał Dworczyk, odpowiedzialny za akcję szczepień. Kiedy przed świętami doszło do nieporozumienia i przed 60 – latkami, mogli rejestrować się na szczepienia 40 – latkowie, pokornie posypał głowę popiołem. Morawiecki miał być premierem na czas pandemii, ale po spaleniu kandydatury Obajtka, nie ma dla niego alternatywy. Pojawiają się nawet pogłoski jakoby to Morawiecki stał za przekazaniem taśm dla Gazety Wyborczej. Jednak to tylko domysły, i choć wydają się logiczne, to raczej premier nie miałby takich dojść. Jeżeli powiedzie się strategia szczepień, a latem, czyli de facto w sezonie urlopowym do którego wszyscy z utęsknieniem wzdychają, zaczniemy wracać do względnej normalności, to przeszłe afery ZP mogą pójść w zapomnienie. Byłby to niebywały sukces prezesa rady ministrów, na tyle, że zmiana premiera nie byłaby konieczna, a nawet niewskazana. Przecież obóz władzy firmuje się sukcesami, co można zobaczyć w dzienniku telewizyjnym pod auspicjami Jacka Kurskiego, a ten nie byłby nawet fantazją prezesa TVP. 

Także Mateusz Morawiecki z jednej strony rozwiązuje problemy, z drugiej kreśli strategię rozwoju państwa na kolejne lata. Nowy Polski Ład, ambitny plan, nazwą nawiązujący do amerykańskiego programu reform ekonomiczno – społecznych na czas kryzysu, pierwotnie powstał na 20  – lecie partii, ale wartością dodaną będzie jego prezentacja przed prezesem. Od jego atrakcyjności zależeć będzie dalsza legitymizacja premiera. A jak wiemy, pozycja premiera, jak to raczył stwierdzić w jednym z wywiadów prezes, zależna jest wyłącznie od jego woli. Także dopóki prezes daje mu wotum zaufania, dopóty premier może czuć się bezpiecznie.

Nowy Polski Ład ma być lepszą wersją poprzedniej ,,Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, która delikatnie mówiąc, była bardziej atrakcyjna w PowerPoincie niż w rzeczywistości. Z dawnych ambicji, jak budowa kilku tysięcy mieszkań czy zakup elektrycznych aut, pozostał już tylko niesmak echa przeszłości. Nowy program ma liczyć ponoć 16 filarów, w tym m.in. edukację, finanse publiczne, inwestycję czy zdrowie, co oznacza, że na jego realizację będą potrzebne nie małe pieniądze, a te nie biorą się z nieba, ale z unii, bądź ewentualnie z nowych podatków. Stąd tak ważna jest ratyfikacja funduszu odbudowy, co do której, nie bez przyczyny, weto zgłaszają politycy SP. Porażka premiera, to sukces Ziobry.

Mimo wcześniejszych zapewnień o nie wprowadzaniu nowych podatków, według najnowszych doniesień, choć niepotwierdzonych, Nowy Ład ma między innymi dotyczyć reformy podatkowej. Podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł rocznie i progu podatkowego 32% z 85 tys. do 120 tys. W tym ostatnim przypadku, z racji na inflacje i konsekwentnie podwyższaną płacę minimalną, jest to rozsądne rozwiązanie, ponieważ liczba osób obejmujących ten próg systematycznie rośnie, a stawka podatkowa ostatni raz była zmieniana w 2009 roku. Ostatecznie każdy przeciętny pracownik, którego płaca oscyluje w granicach 6 tys. musiał płacić niebotyczną stawkę podatkową. Zwolnienie z płacenia podatku dla osób zarabiających rocznie mniej niż 30 tys. rocznie to też dobre rozwiązanie, obejmie emerytów i nisko zarabiających. Zaś już podniesienie składki zdrowotnej dla samozatrudnionych jest działaniem strategicznym, tak by bądź to zniechęcić do przechodzenia na tego typu umowy, bądź zwiększyć wpływy podatkowe. Najwyraźniej rządowi wyszło z obliczeń, że skoro liczba osób na takich umowach wzrasta, to zmiany podatkowe tego typu przysłużą się bardziej do napchania kabzy budżetu państwa. Do tej pory pracownicy będący na umowie B2B płacili do NFZ 9 –  procentową składkę zdrowotną, jak wszyscy, niezależnie od dochodu, co było sprawiedliwym rozwiązaniem. Według nowych przepisów składka zdrowotna miałaby być proporcjonalna do dochodów. Przez to, że ktoś więcej zarabia, nie znaczy, że częściej choruje. Pewnie nawet jest odwrotnie, bo prowadzi zdrowszy tryb życia. No ale pomijając, pewnie bywa różnie. A dokładanie się do wspólnego budżetu może nawet i szlachetne, ale tylko wtedy, gdy robi się to dobrowolnie, a nie pod batem skarbówki stojącej nad głową.

Ku nieszczęściu Lewicy, Nowy Ład wydaje się być jakby wydarty z ich hipotetycznego, nieistniejącego  programu. Progresja podatkowa i więcej pieniędzy na służbę zdrowia to coś, co mogliby mieć na sztandarach, a tymczasem mają dylemat czy w ogóle go poprzeć. A to z tego względu, że jeśli to zrobią stracą wiarygodność jako ,,totalna” opozycja, czyli wszystko dobre, co niezwiązane z PiS. Poza tym przysłużą się partii rządzącej. Jeśli nie poprą, to też stracą wiarygodność, tym razem tych co bardziej wrażliwych społecznie, czyli w zasadzie swój elektorat.

O ile Nowy Ład byłby atrakcyjny politycznie dla Nowej Lewicy, to już nie dla pozostałych opozycjonistów, co jasne, ale też z poparciem mniejszych koalicjantów Zjednoczonej Prawicy może być problem. Ani Solidarna Polska, która coraz bardziej ochoczo uśmiecha się do elektoratu zbliżonego do Konfederacji, ani Gowin – wojownik w ZP o prawa przedsiębiorców i lepiej zarabiających, nie poprą w takiej postaci Nowego Ładu, który można streścić w iście robinhoodowskim mottcie ,,zabrać bogatym, dać biednym”. Ze względu na coraz więcej zgrzytów pomiędzy kolegami koalicjantami, coraz bardziej prawdopodobne jest ich weto. Tym bardziej, że Nowy Ład to pomysł PiS na lifting po ostatnich perturbacjach, szczególnie dla premiera Morawieckiego. A na to raczej nie zgodzą się mniejsi koalicjanci, jeżeli nie będą mieli z tego profitów, na co się raczej nie zanosi w wyniku tychże poróżnień.

Prawo i Sprawiedliwość im dłużej jest u władzy, tym bardziej rozumie jak powinno się prowadzić politykę w Polsce. Patriotyczna retoryka wzmocniona resentymentem z bogatym programem socjalnym, i słupki w sondażach rosną mimo afer mniejszych i większych. Tylko jest mały problem. Jest to udany przepis na pozyskanie wyborców, ale już nie sojuszników partyjnych. Mimo stosunkowo wysokiego poparcia, PiS nie ma większości, a mniejsi koalicjanci nie zamierzają poświęcać się na ołtarzu sukcesu PiS bez własnych korzyści.