
Najmniej ekscytujące wybory za nami, czego dowodem powtarzająca się niezaskakująco niska frekwencja. Potwierdziły się prognozy, do urn poszli głównie zdecydowani wyborcy plasujący się na osi PiS-PO, stąd wyniki pozostałych partii są tak niskie. Koalicja Obywatelska w końcu pokonała PiS, tym samym pogrążając swoich koalicjantów. Lewica konsekwentnie z wyborów na wybory odnotowuje coraz gorszy wynik, a Trzecią Drogę prześcignęła Konfederacja, stając się prawdziwą trzecią siłą.
Zdecydowany sukces odniósł Tusk, który bez przeprowadzenia znaczących reform i nawet braku realizacji 100 konkretów, pokonał po raz pierwszy od 2015 roku, choć tylko jednym procentem, PiS i wprowadzi do Parlamentu Europejskiego 21 posłów. Tym sposobem nie tylko prześcignął partię Kaczyńskiego, ale też uwiarygodnił się jako hegemon w obozie koalicji rządzącej, spychając pozostałe partie do roli muszących mu się podporządkować przystawek.
PiS co prawda przegrał te wybory, ale dobry wynik świadczy o wciąż dużym poparciu dla tej partii. W końcu z jej ramienia do Parlamentu Europejskiego udadzą się takie tuzy polskiej sceny politycznej jak Daniel Obajtek, Mariusz Kamiński czy Maciej Wąsik, co potwierdza, że w niektórych rejonach Polski poparcie dla tej partii jest bezkonkurencyjne, bez względu na osobliwość kandydatów.
Oprócz Platformy zwycięzcą tych wyborów jest Konfederacja, która wprowadzi do PE aż sześciu posłów i co godne odnotowania w przypadku ugrupowania uznawanego za mizoginistyczne wśród nich znalazły się też kobiety. Ale też Grzegorz Braun, co zapewne dodatkowo cieszy szefów tej partii, w końcu pozbywają się problematycznego posła, nierzadko psującego im wizerunek poważnej partii. Inna sprawa czy ,,atencyjny” Braun nie będzie szkodził z Brukseli, a eksport okaże się nietrafionym pomysłem.
Trzecia Droga uzyskała prawie dwukrotnie niższy wynik niż Konfederacja, co nie jest dla liderów, podkreślmy, dwóch partii dobrą wiadomością. Choć trzeba przyznać, że wybory te były szczególnie niekorzystne dla TD. Centrowi wyborcy, którzy poparli żółto-zieloną koalicję w wyborach do parlamentu krajowego, tym razem zostali w domu, nie widząc bezpośredniego zagrożenia, w końcu PiS został odsunięty od władzy. A jedynym co ich motywowało do zagłosowania na Trzecią Drogę jesienią była niechęć do polaryzacji, którą uosabia PiS i Platforma, nie zaś silne przywiązanie do programów czy wizerunku Hołowni i Kosiniaka – Kamysza. I o ile PSL ma szansę jakoś dryfować na scenie politycznej przez wzgląd na długą tradycję partii i, co bardziej istotne, silne umocowanie w strukturach lokalnych, o tyle Polska 2050 stacza się po równi pochyłej ku zakończeniu niegdyś spektakularnej kariery, co notabene nie wróży dobrze w przyszłych wyborach prezydenckich.
Podobnie Lewica, choć tutaj elektorat dodatkowo zniechęca bądź to apatia liderów, bądź coraz bardziej widoczny partykularyzm niektórych jej posłów (tzw. family business), bo też nie jest tak, że za ich klęskę odpowiada wyłącznie Donald Tusk. Słaby wynik spowodowany był głównie fatalnymi decyzjami, jak ta z niewystawieniem na jedynce śląskiej Łukasza Kohuta, który ostatecznie startował z listy Platformy i uzyskał całkiem wysokie poparcie. Zresztą wydaje się, że ,,kohutyzacja” Lewicy dopiero się rozpoczyna. A o żenującym na miarę frekwencji wyniku Lewicy niech świadczy przemówienie Roberta Biedronia, które rozpoczął od pochwalenia, ale Tuska i wyniku jaki uzyskał, choć sam zgodnie z powyższym zdobył mandat.
Wyniki wyborów europejskich po raz kolejny pokazały, że duopol ma się w Polsce dobrze. Ostatnie dni kampanii fokusowały się wokół albo kolejnych afer PiS-u, albo niewygodnej dla rządu sytuacji na wschodniej granicy, co nie pomagało pozostałym partiom. Inna sprawa, że szczególnie nie starały się narzucić debacie publicznej korzystnych dla siebie tematów. Z wyjątkiem Konfederacji, która wyróżniała się na tle pozostałych partii wyrazistym przekazem antyunijnym, co w połączeniu z niską frekwencją zaowocowało dobrym wynikiem.
Poza wszystkim najlepszą wiadomością po zakończeniu wyborów do PE jest ta, że maraton wyborczy dobiegł końca, następne wybory dopiero w przyszłym roku, więc istnieje niewielki promyk nadziei, że politycy zamiast roznoszenia ulotek i wieszania banerów w końcu zajmą się rządzeniem, ale też nadzieja matką głupich.