Data napisania:01.04.2020
Pandemia, z którą świat ostatnim razem miał do czynienia jakieś sto lat temu, jest dla nas czymś ekstraordynaryjnych, kojarzonym bardziej z powieścią Camusa albo kolejnym odcinkiem Black Mirror niż otaczającą nas rzeczywistością. Wciąż nie wiemy w jaki sposób doszło do zakażenia się pierwszej osoby tym patogenem, dając pole kolejnym, mnożącym się teoriom spiskowym. Tymczasem kolejne przypadki zakażonych nie są już tylko wydmuszką futurystyczną, a sam wirus porusza się po nieznanych ścieżkach. Ponad 800 tys. zarażonych na świecie, w tym 42 tys. przypadków śmiertelnych. A to raczej jeszcze nie koniec, mimo że w większości miejsc na świecie wprowadza się obostrzenia w przemieszczaniu się oraz dodatkowe uprawnienia rządów, co jest dość nietypowe jak na warunki liberalnej demokracji. Tym bardziej, że w obliczu obowiązującej ascezy może uśpić społeczeństwo i doprowadzić do ziszczenia marzeń niektórych polityków o wprowadzeniu autorytarnych rządów.
Wszystkie tematy związane z życiem społeczno – politycznym zeszły do lamusa w obliczu panującej pandemii. Konflikt irańsko- amerykański, sankcje, porozumienie nuklearne, kryzys uchodźczy w Turcji, afera Banasia, miliardy dla telewizji polskiej, palec Lichockiej czy chaos w sądownictwie tracą na znaczeniu. Nikt nie przywiązuje wagi do wydarzeń, tych nawet, sprzed dwóch tygodni. Pandemia opanowała już nie tylko układ odpornościowy, ale też nerwowy. N-te testy o wyniku pozytywnym dostarczają kolejnych dawek epinefryny wywołującej epidemię, tym razem strachu. Nienaturalne warunki, jak np. masowa praca zdalna zmuszająca do przebywania w czterech ścianach zacisza domowego może być przeciwskuteczna jeżeli chodzi o spokój ducha. Niepewność, niedoinformowanie lub nadmiar informacji może powodować strach, który szerzy się szybciej niż koronawirus. Z tym, że jednych przeraża sam wirus rozprzestrzeniający się z prędkością światła, innych skutki kilkudziesięciu lat niedofinansowanej służby zdrowia, jeszcze innych to, co nas czeka po kryzysie, czyli tąpnięcia gospodarki. Wszystkie te przesłanki są uzasadnione. W ciągu dwóch tygodni w samej Polsce zostało zarażonych ponad 2 tysiące ludzi. Wirus roznosi się drogą kropelkową, do tego utrzymuje się do trzech godzin na przedmiotach, co tłumaczy błyskawiczny sposób rozprzestrzeniania. Tym bardziej, że każdy nieświadomie może taki wirus przetransportować na kolejną osobę, nie wiedząc że jest jego nosicielem, nie każdy też ma objawy typowe dla Covid19. W szpitalach już brakuje niezbędnego sprzętu, lekarze, często przemęczeni, sami są zagrożeni ewentualnym zarażeniem, brakuje karetek, środków dezynfekujących, nie mówiąc już o sprzęcie specjalistycznym, takim jak np. respiratory. Jest źle, a co będzie kiedy zarażonych będzie kilka tysięcy? Miejmy nadzieję, że to niespełniona pieśń przyszłości. No i pozostaje jeszcze pytanie jak będziemy funkcjonować po pandemii, czyli jakie skutki gospodarcze czeka państwo po całej tej bonanzie.
Jednym z rozwiązań rządu związanych ze skutkami ekonomicznymi epidemii jest tzw. Tarcza Antykryzysowa, która ma wspomóc przedsiębiorców i ułatwić im funkcjonowanie w tym trudnym okresie. Na podstawie tejże ustawy firmy zatrudniające do 9 osób mogą ubiegać się o zwolnienie z płacenia ZUS przez najbliższe trzy miesiące, a także ewentualny kredyt w wysokości do 5 tys. zł na okres najbliższych 12 miesięcy. Pracodawca, który w tym czasie nie dokona zwolnień, może liczyć też na umorzenie kredytu wraz z odsetkami. To jest zapewne ta część pakietu chroniącego miejsca pracy i ma być pewnego rodzaju zabezpieczeniem na przyszłość, gdzie większe bezrobocie zawsze oznacza mniejszą konsumpcję, a ta z kolei mniejszą podaż. Samonakręcająca się spirala. Samozatrudnieni oraz osoby będące na umowach cywilnoprawnych mogą ubiegać się o tzw. postojowe, a firmy skorzystać z dopłaty do wynagrodzenia swoich pracowników. Tarcza obejmuje też uelastycznienie godzin pracy pracowników, dając pracodawcy możliwość ich zmniejszenia, ale nie mniej niż do połowy etatu. Wynagrodzenie nie może być niższe niż pensja minimalna. Jeżeli chodzi o przedsiębiorców, to ci, którzy zmuszeni są do zamknięcia firmy w związku z obowiązującą kwarantanną, mogą uzyskać dopłaty do wynagrodzeń pracowników. Nie będzie ono oskładkowane ani opodatkowane. Oprócz tego termin płatności zaległych podatków i zależności zostanie odłożony, a Bank Gospodarstwa Krajowego może udzielać poręczeń i gwarancji spłaty kredytu przedsiębiorcom, aby zapewnić im płynność finansową. Same kredyty mają być łatwiej osiągalne, czemu sprzyjać ma m.in. obniżenie stóp procentowych. Obcokrajowcy otrzymają zezwolenia na pracę i możliwość przedłużenia legalnego pobytu. Najemcy firm, których funkcjonowanie jest teraz niemożliwe, zostaną zwolnieni z zapłaty czynszu o 90%. Jednak mimo tych rozwiązań, Tarcza Antykryzysowa może okazać się niewystarczająca, tym bardziej że została wprowadzona zbyt późno. Pracowników czekają zwolnienia, a niektóre firmy zostaną zmuszone do ogłoszenia upadłości. Szczególnie zagrożona jest branża turystyczna, a wraz z nią hotelarstwo, transport i gastronomia. Poza tym według przedsiębiorców tarcza jest dziurawa, zwana przez nich betonowym kołem ratunkowym, choćby z tego względu, że bardziej powinna dotyczyć, np. redukcji klina podatkowo – składkowego, zawieszenia obciążających firmy nowych podatków i zobowiązań, jak np. podatek cukrowy, zwolnienie z płacenia składek ZUS dla wszystkich firm czy też zawieszenia zakazu handlu w niedzielę. Nie lepiej ustawę pomocową oceniają związkowcy. Wsparcie dla pracowników ma trafić z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Socjalnych, z którego pieniądze jakiś czas temu były przeznaczone na inne cele, jak np. pensje dla stażystów czy pielęgniarek. Kontrowersje stwarza też sama kwota przeznaczona na pomoc przedsiębiorcom, czyli 212 mld zł, których ciężko się doliczyć, nawet jeżeli nie w bezpośrednim wsparciu.
To w jaki sposób poradzą sobie rządy poszczególnych państw, w dużej mierze odbije się na ich popularności, jak i samej legitymacji do rządzenia. Zdanie egzaminu z tej dość nietypowej sytuacji będzie newralgiczne dla dalszego funkcjonowania państwa. Ukrywanie statystyk zgonów wywołanych wirusem i zastraszanie personelu medycznego jest może sprawdzoną praktyką w reżimach, niedopuszczalną zaś w pozostałych państwach, w których dostęp do informacji powinien być powszechny. Brak rzetelnej informacji nie równa się niedoprowadzeniu do paniki społecznej. Rolą państwa jest reagowanie na sytuację, często nieprzewidywalną, nie zaś zamiatanie mnożących się problemów pod dywan bądź ich bagatelizowanie. Tymczasem organizacja wyborów prezydenckich w Polsce 10 maja jest co najmniej rozwiązaniem nieodpowiedzialnym. W sytuacji, gdy wszystkie inne miejsca, w których gromadzić mogą się ludzie, zostają zamknięte, otwieranie lokali wyborczych jest decyzją graniczącą z hipokryzją i posyłaniem Polaków na ewentualne zakażenie. To samo tyczy się egzaminów maturalnych. Niewykluczone, że to celowe postępowanie rządu, które ma odciągnąć opinię publiczną od realnych problemów związanych z problemami ekonomicznymi czy też skutkami pandemii i reakcji na zagrożenie. Za jakiś czas, kiedy pandemia minie, wyborcy będą mogli ocenić działania rządu w sytuacji kryzysowej. Czy służba zdrowia udźwignie nękającą kraj pandemię a tarcza antykryzysowa będzie wystarczająca i przykryje pozostałe zaniechania rządu by ocena była chociaż mniej nieprzyjemna?