Data napisania:15.03.2020
Jacek Kurski, taki polski Roger Ailes, oczywiście z wyłączeniem skandali seksualnych, został nieoczekiwanie odwołany przez Radę Mediów Narodowych ze stanowiska prezesa Telewizji Publicznej. A wszystko za sprawą przekazania 2 mld na telewizję właśnie, kosztem onkologii. Dyskusja rozgorzała za sprawą opozycji, co jest o tyle niewygodne dla Andrzeja Dudy i całego obozu rządzącego, że trwa kampania prezydencka.
Możliwe były dwa scenariusze. Andrzej Duda podpisuje ustawę i naraża się na ataki opozycji o bezpodstawnym i skandalicznym przekazaniu pieniędzy na dalszą propagandę, stając się przysłowiowym długopisem albo człowiekiem z memów, co to podpisuje wszystko, łącznie ze zwolnieniami dla uczniów. Drugi scenariusz – Andrzej Duda wybija się na niepodległość. Tym razem na poważnie. Nie podpisuje ustawy, naraża się swojemu obozowi i nie daje kolejnego powodu do krytyki dla opozycji. Przy czym czy samo narażenie się prezesowi PiS może realnie zaszkodzić obecnemu prezydentowi? Tak pewnie byłoby pięć lat temu, kiedy Andrzej Duda był znany tylko nielicznym, potrzebował pieniędzy i promocji. Dzisiaj jest już w trochę innej sytuacji. Walczy o drugą kadencję, jest rozpoznawalny, ma grono zwolenników oraz wysokie poparcie społeczne, plus nie ma teoretycznie nic do stracenia. Może co prawda nie mieć istotnego poparcia telewizji publicznej, która ma siłę oddziaływania najlepszą ze wszystkich mediów prawicowych, wliczając w to walecznych braci Karnowskich i pana Sakiewicza. Tylko czy do tej pory Jacek Kurski zapewniał mu odpowiednią promocję potrzebną do wygrania wyborów czy był to raczej efekt kolejnej dobrej kampanii przeprowadzonej przez Prawo i Sprawiedliwość? Bo trzeba przyznać, że w co jak w co, ale w kampanię to oni umieją. Przynajmniej tak było do tej pory.
Długopis poszedł w ruch, Andrzej podpisał. Jedynym warunkiem była głowa Jacka Kurskiego. Okazało się, że nie ma świętych krów w obozie władzy, a łaska prezesa na pstrym koniu jeździ. No może nie do końca, ale bieg wydarzeń był imponujący. Andrzej Duda, eufemistycznie mówiąc, nie przepada za prezesem Kurskim więc była to jego pierwsza od dawna karta przetargowa z rządem. Podpisanie niewygodnej ustawy w zamian za odwołanie Kurskiego. Spięcie na linii Kurski – Duda trwa od dawna. Mniej więcej od czasu, gdy ich drogi rozeszły się po powstaniu Solidarnej Polski. Kilka lat później, po względnym rozejmie i zawiązaniu koalicji pozostał już tylko niesmak nieufności. Ten pierwszy dość krytycznie odnosił się do działań prezydenta, przedstawiał go w niekoniecznie dobrym świetle, albo poświęcał niezadowalający głowę państwa czas antenowy. A Polska powiatowa sama się nie zjechała. Apogeum nastąpiło całkiem niedawno. Poziom przedszkola został osiągnięty. Telewizja reżimowa w żaden sposób nie odniosła się do słów żony Władysława Kosiniaka – Kamysza i kierowanych z jej ust rzekomych obelg w kierunku żony prezydenta. A mianowicie pani Kosiniakowa na konwencji wyborczej swojego męża oznajmiła, że będzie aktywną pierwszą damą, w przeciwieństwie do Agaty Kornhauser – Dudy. Tego było już za dużo dla zwierzchnika sił zbrojnych. Czara goryczy się przelała, a prezes przestał być prezesem. Inną sprawą jest to, że samo odejście Kurskiego, jak się okazało, nie oznaczało zmiany linii programowej TVP. Pełniącym obowiązki szefa będzie Maciej Łopiński, który do tej pory zasiadał w Radzie Nadzorczej telewizji, a ludzie odpowiedzialni za programy informacyjne i TVP info raczej się nie zmienią. Sam Kurski ma pełnić funkcję doradcy zarządu TVP, a jego bliscy współpracownicy, Jacek Olechowski i Paweł Gajewski najprawdopodobniej zachowają swoje stanowiska. W skrócie 2 mld zasilą kasę telewizji publicznej, linia programowa drastycznie się raczej nie zmieni a Kurski dalej będzie pełnił znaczącą rolę, tym razem u boku zarządu TVP.
Jacek Kurski ma opinię człowieka cynicznego, ambitnego, ale też niezwykle skutecznego. Doskonałym przykładem jest już słynna sprawa dziadka z Wermachtu. Informacja nie musi być prawdziwa, ważne by wzbudzała emocje widzów. Można dyskutować o śmieszności telewizji, jej przaśności, disco polowym anturażu, osobliwej publicystyce, paskach TVP i programach quasi – informacyjnych, ale niepodważalna jest skuteczność propagandy sukcesu na miarę Jerzego Urbana czy Roberta Kwiatkowskiego, a może nawet i lepszej. Telewizja publiczna, a przez nią PiS, odnosi sukcesy za sprawą właśnie dokooptowanych pieniędzy, zwanych rekompensatą oraz efektywnym ich wykorzystaniu przez Jacka Kurskiego. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Jarosław Kaczyński, który świadom jego sprawczości, woli mieć go po swojej stronie.
Wszystko wskazuje na to, że zmiana jest pozorowana. Jacek Kurski przestaje być prezesem. Jednak nie tylko nie odchodzi z telewizji, ale dostaję na pocieszenie stanowisko doradcy zarządu. Telewizja będzie funkcjonować na takich samych zasadach, na jakich funkcjonowała do tej pory. Prezydent po raz kolejny został ograny przez obóz rządzący. Chciałoby się powiedzieć nic nowego pod słońcem. Szorstkiej przyjaźni ciąg dalszy.