Data napisania:15.12.2019

Teoretycznie każdy obywatel Polski, który skończył 35 lat, zbierze 100 tys. podpisów i nie jest karany, wg prawa może kandydować na prezydenta RP. Z tej okazji postanowił skorzystać znany publicysta, pisarz i dziennikarz Szymon Hołownia i bez kozery wkroczyć w świat nie zawsze przyjemnej polityki, by jak mówił stworzyć ludziom szansę pełnej reprezentacji bez zbędnych podziałów na plemiona, które rządzą  współczesną Polską. Jak twierdzi, jego plusem jest to, że chce być prezydentem reprezentującym wszystkich Polaków, dlatego przedstawia się jako kandydat środka, bo taka według niego jest rola głowy państwa.  Jednak po obserwacji spolaryzowanej sceny politycznej bardziej niż zwykle, można odnieść wrażenie wręcz odwrotne.
Swoją decyzję ogłosił w iście dramatycznej scenerii, bo w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku. Otoczenie polityczne ma składać się reprezentacji konserwatywno – liberalnej a szefem sztabu najprawdopodobniej będzie Michał Kobosko. Jak sam przyznaje impulsem by ogłosić start w wyborach prezydenckich jest system, a dokładnie jego error. Szansą na jego odwieszenie ma być bezpartyjny bezpiecznik w postaci, właśnie, publicysty. Tylko, czy już gdzieś kiedyś tego nie słyszeliśmy? Przemówienie, przypominające show prowadzone przez Hołownię w telewizji TVN, sygnowane hasłem ,, My, bo łączy nas znacznie więcej” zawierało wiele pytań retorycznych, jednak z kwiecistej retoryki nic konkretnego nie wynikało prócz tego, że polska polityka mentalnie tkwi w latach 90. Polska, wg niego, ma być krajem solidarnym, z silnymi samorządami, gdzie przestrzega się reguł bez względu na to jaką funkcję się sprawuje. Poza tym proponuje m.in. rozdział Kościoła od państwa, a człowiek ma być ważniejszy niż ideologia. Tematy poruszane przez Hołownię nie porywały nowością. Tendencyjnie – koniec sporów, ekologia, normalność. Prawdą jest, że publicysta jest sprawny retorycznie, nie bez znaczenia są lata praktyki w zawodzie dziennikarza, jeżeli zaś chodzi o merytoryczność i świeżość tematyki, jest ona niestety odgrzewanymi kotletami. Ciężko na razie ocenić realne szanse kandydata, chociażby z tego względu, że nic o Hołowni nie wiemy, a przynajmniej o jego poglądach, które, co tu ukrywać, są newralgiczne przy tego typu wyborach. Istotne więc będą oprócz pustych deklaracji, jego poglądy na kwestie gospodarcze jak redystrybucja czy podatki, a także obyczajowe, stosunek do aborcji czy np. związków partnerskich.  Przemówienie powinno być płomienne i takie pewnie było, co nie oznacza, że nie otarło się o banał charakterystyczny dla tego typu wystąpień. I choć szansę na wygraną są dość rachityczne, to z historii najnowszej wiemy, ze nierealne często staje się rzeczywistością, a marzenia się spełniają. W USA rządzi biznesmen i showman w jednej osobie, na Ukrainie – aktor – komik , dlaczego więc u nas nie miałby to być dziennikarz? Za kilka miesięcy dowiemy się jakimi pobudkami kierują się wyborcy i czy przykłady ze świata polityki mają dla nas jakiekolwiek znaczenie. Bo być może wszystko jest możliwe, niemożliwe wymaga tylko więcej czasu.

Z jednej strony Hołownia jest człowiekiem z poza układu, co mogłoby grać na jego korzyść w społeczeństwie względnie zmęczonym walką plemienną pomiędzy dwoma głównymi obozami. Z drugiej strony, tacy kandydaci już pojawiali się na polskiej scenie politycznej i  równie szybko ich blask blaknął, wspominając choćby Pawła Kukiza czy Roberta Biedronia. Świeżość jaką wnosi nowy kandydat zazwyczaj wywołuje poruszenie i szczere zainteresowanie opinii publicznej, jednak jest to chwilowy efekt tejże świeżości, później liczą się pragmatyczne kalkulacje. Wydaje się, że raczej nie przybędzie mu wyborców Andrzeja Dudy, ponieważ mimo że jest to kandydat o proweniencji katolickiej, to jednak w entourage TVN – owsko- celebryckim. Stąd jest to bardziej kontrkandydat dla przedstawiciela w wyborach prezydenckich PO czy PSL.

Deklaracje, które padły w Gdańsku, żeby miały jakiś impakt, muszą być rozwinięte, na razie nie końca wiadomo dlaczego wyborcy mieliby na niego głosować. No i dlaczego ewentualnie partie w drugiej turze miałyby go poprzeć, bo wbrew jego zapowiedziom, istotne jest zaplecze, a każdy kandydat jest polityczny. Tego dowiemy się wkrótce. Na razie dajmy czas i szansę Hołowni by przedstawił swój plan na Polskę, bo to co dotychczas słyszeliśmy może i było płomienne, ale raczej nie na tyle porywające by przekonać do siebie potrzebną ilość wyborców do wygrania wyborów prezydenckich.