Data napisania:27.11.2019

Za pół roku wybory prezydenckie, a opozycja nie uczy się na błędach poprzednich kampanii.
Zaskoczenia raczej nie będzie po stronie Zjednoczonej Prawicy i ich kandydatem na prezydenta zostanie Andrzej Duda. Nie jest on co prawda autonomiczny, niezależny i jak zapowiadał w poprzedniej kampanii ,, prezydent wszystkich Polaków”, ale umówmy się nie o to w tej grze chodzi. Jest to wygodny kandydat dla partii Kaczyńskiego. Podpisuje ustawy przechodzące proces legislacyjny w tempie pendolino, z pokorą znosi upokorzenia jak te związane z referendum konstytucyjnym czy zignorowane przez partię projekty dotyczące frankowiczów. Nie przeszkadza w istotnych kwestiach dla PiS, a dodatkowym atutem jest samodzielne nawiązywanie kontaktów z elektoratem, jeżdżenie po Polsce powiatowej, uściski dłoni, mdłe deklaracje, selfie z wyborcami. I nawet jeżeli nic istotnego do prezydentury nie wnosi, to wyborcom to odpowiada, bo obecny prezydent jest też ich prezydentem, który stwarza wrażenie troski o wszystkich obywateli. Pomaga mu fakt wywodzenia się z partii, która obdarowała część społeczeństwa programem 500 plus, poza tym jest to polityk deklarujący poglądy konserwatywne, odległe od ,, zachodnich ideologii” w postaci LGBT czy gender. Nawet jeżeli prezydent nie ma specjalnych osiągnięć, to w społeczeństwie, delikatnie mówiąc średnio progresywnym, takie cechy są zdecydowanie korzystne. Obrazują to sondaże, które dają Dudzie w pierwszej turze ponad 40 % poparcie. Jednak jak wiemy, łaska wyborców na pstrym koniu jeździ i nic nie jest przesądzone. Cztery lata temu, Bronisław Komorowski miał podobne poparcie społeczeństwa w sondażach po czteroletnich rządach i mimo to przegrał z ledwie rozpoznawalnym Andrzejem Dudą, z początkowym marnym poparciem na poziomie nie przekraczającym 10 %. Dlatego też szanse kandydatów opozycji nie są całkowicie przegrane. Mają oni zdecydowanie wyższe wskaźniki poparcia niż prezydent elekt cztery lata temu. Problemem nie jest brak szans, tylko ogólny marazm i niezdecydowanie po stronie opozycyjnej.
I tak po mniej sielankowej stronie sceny politycznej mamy kilka propozycji  kandydata na prezydenta. Lewica waha się pomiędzy Robertem Biedroniem, dawniej liderem Wiosny, dzisiaj już coraz bardziej członkiem SLD a Adrianem Zandbergiem, który uzyskał bardzo dobry wynik w Warszawie w wyborach parlamentarnych. W doniesieniach medialnych pada też nazwisko rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, którego zarekomendowała ,, Gazeta Wyborcza” czy Szymona Hołowni – katolickiego publicysty, dziennikarza, showmana, polskiego odpowiednika Zełenskiego i zdaję się kandydata TVN na prezydenta. Konfederacja raczej postawi na Krzysztofa Bosaka, polityka najbardziej wywarzonego tej partii.  PSL nie bez powodu stawia na Władysława Kosiniaka – Kamysza, który ma dobre wyniki w sondażach i wydaje się być politykiem koncyliacyjnym. Chadekiem o umiarkowanym poglądach, którego szanse  przy  dużej ilości kandydatów rosną. I tutaj dochodzimy do Platformy Obywatelskiej, partii która utrzymuje się na powierzchni, mimo że ich statek dryfuje po otwartym oceanie i nie jest pewne czy nie rozbił się o jakąś górę lodową. Orkiestra jednak nie przerywa muzyki –  Platforma decyduję się na przeprowadzenie prawyborów w stylu iście amerykańskim. I mimo że nie jest to całkowicie zły pomysł, to chyba nie na realia Polski, gdzie nie ma tak rozbudowanego systemu dwupartyjnego, a ugrupowania nie są tak liczebne jak w Stanach Zjednoczonych. Chyba że jest to celowy zabieg, który pod przykrywką demokratycznych procedur ma wyłonić kandydata, albo raczej kandydatkę na prezydenta – Małgorzatę Kidawę – Błońską. Do bitwy o fotel prezydencki pojawiały się takie nazwiska jak Radosław Sikorski, Bartosz Arłukowicz czy Rafał Trzaskowski. Bardziej jako kakofonia nazwisk niż realni kandydaci. Ostatecznie z nadania Grzegorza Schetyny, kontrkandydatem wicemarszałkini Sejmu ma być Grzegorz Jaśkowiak, obecny prezydent Gdańska, były bokser i liberał.  Z jednej strony Kidawa – Błońska, podobnie jak kandydat PSL – u, jest najbardziej przekonująca i możliwa do zaakceptowania przez większość Polaków. Poza tym zważając na fakt, że obecny prezydent podoba się Polakom, jego przeciwnikiem powinna być osoba o podobnych konserwatywnych poglądach, umiarkowana, nie skora do awantur,  czynnikiem wyróżniającym ma być jedynie stosunek do rządów prawa. Po rezygnacji z kandydowania Donalda Tuska, model prezydentury proponowany przez Andrzeja Dudę, wydaję się być bardziej akceptowalny niż ten, który miał by go negować, tzn. pilnowanie podziału władz, porządku konstytucyjnego i prawnego i tego wszystkiego od czego prezydentura Andrzeja Dudy odbiegała. Z drugiej strony Jaśkowiak jako kandydat ofensywny oraz liberalny światopoglądowo miałby duże szanse zgarnąć głosy lewicy w drugiej turze, a także chociaż z mniejszym przekonaniem, zważając na jego poglądy na gospodarkę, nawet część głosów zwolenników Janusza Korwin – Mikkego. Jednak jedną z największych słabości protegowanego Schetyny jest mała rozpoznawalność w skali kraju, co może nie przełożyć się na wystarczającą ilość głosów potrzebną do pokonania obecnego prezydenta.
Opozycja po ostatnich wyborach parlamentarnych żyje w przekonaniu, że możliwe jest pokonanie PiS – u, o czym świadczy choćby większość w Senacie dzięki zawarciu paktu senackiego, a także duża liczba głosów oddana na szeroką koalicję. Przy czym należy pamiętać, że większości nie uzyskała koalicja pod przewodnictwem Schetyny i jego krucjata anty – pisowska, ale właśnie jej brak przez wcześniejsze decyzje lidera Platformy. Paradoksalnie to rozdrobnienie na opozycji przyczyniło się do wyborczego sukcesu i powrotu do Sejmu Lewicy czy przetrwania PSL-u i klęski KO, która miała pokonać swojego głównego politycznego rywala. Dlatego też pojawiają się propozycje przeprowadzenia prawyborów na całej opozycji, za czym opowiada się nie bez powodu Władysław Kosiniak – Kamysz. Kandydat, który nie koniecznie ma szansę przejść do drugiej tury przy wielości kandydatów, a to on wydaję się bardziej perspektywiczny w starciu z Dudą niż kandydat  Platformy. Zresztą  w historii wyborów prezydenckich w Polsce nie zawsze wygrywał ten kandydat, który uzyskał większą liczbę głosów w pierwszej turze. Za przykład może posłużyć rok 2005 i przegrana mimo zdobycia przewagi w pierwszej turze, Donalda Tuska z Lechem Kaczyńskim.
Wielość kandydatów, którzy mogą zmierzyć się z Andrzejem Dudą nie stanowi o ich potencjalnej sile, ale wręcz przeciwnie, świadczy o tym, że opozycja jest w marazmie, a odpowiednim kandydatem byłby zlepek najlepszych cech, każdego z nich. Problemem pozostaje brak Wiktora Frankensteina, czyli kogoś kto jak w powieści Mary Shelley, miał wizję powołania kogoś takiego do życia. Tylko i w tym przypadku, pomimo wysokiej inteligencji, sile i wrażliwości, postać stworzona przez doktora była nieakceptowana estetycznie i w konsekwencji budząca przerażenie. Jednak pomijając już inspiracje beletrystyczne, odpowiedni kandydat, który nie koniecznie musi wygrać pierwszą turę, ale ten, który będzie miał realne szanse by wygrać tę drugą, przełamie monopol na zwycięskie kampanie PiS i stanie się być może realnym oponentem Jarosława Kaczyńskiego. Wybory za pół roku a rozdrobniona opozycja, rezygnacja Tuska, i brak wyrazistego, charyzmatycznego lidera raczej tego nie zwiastuje i oby tak nie pozostało.