
Data napisania:11.06.2021
Ostatnim czasem niepokojącym trendem stała się tzw. wiktymizacja kultury, polegająca na wywyższaniu pokrzywdzonych, stawianiu na piedestale ofiar, nawet bez pewności czy rzeczywiście nimi są. Dzisiaj nie kult siły jest w cenie, ale kult słabości. Nie mądrość, a przyjmowanie kultury głupoty tak, by nikogo nie urazić. Nie walka o swoje, ale żebranie o pomoc, uargumentowana tym, że się należy. To wszystko wydaje się być szkodliwym trendem, gdzie nie wysiłek, ale roszczeniowość stanowi normę postępowania. Promuje się wszystko to, co słabe, nijakie, przeciętne, miałkie i mierne, kosztem pozytywnych wartości.
Z tego punktu widzenia, w pewien sposób, zrozumiały jest wpis w mediach społecznościowych aktorki i tancerki, Agnieszki Kaczorowskiej, w którym stwierdziła, że zauważa niepokojącą tendencję do promowana brzydoty i przeciętności, kosztem wyjątkowości, piękna i niepowtarzalności. Problem polega na tym, że w tym przypadku rzecz tyczy się estetyki, która raz – jest relatywna, a dwa – nie wpływa na egzystencję, czyli na czyny, które stanowią o mierze danego człowieka. Faktem jest, że nie mamy wpływu na nasz odbiór przez innych, ale normalizacja normalności może przyczynić się do poszerzenia świadomości nie tylko ocenianych, ale też oceniających.
Relatywna m.in. dlatego, że jednym, jak np. Kaczorowskiej, podoba się antyczny kanon piękna, co nie jest dzisiaj tożsame z powszechnym pojmowaniem tej wartości estetycznej. Stąd pytanie, dlaczego taki wzorzec miałby być normatywny? Dlaczego akurat ten, który podoba się aktorce, a nie, np. miłośnikowi rubensowskich kształtów?
Z tym, że warto by było się tutaj zastanowić, czym ów antyczny kanon piękna jest? Według encyklopedii, w ów czasach z pojęciem piękna nieodłącznie łączyło się dobro, czyli tzw. kalokagatia. Było więc to pojęcie znacznie szersze niżeli wartość estetyczna, bo tyczyło się moralności, duchowości i rozumu. W skrócie, doskonałość mogła zostać osiągnięta dzięki zachowaniu umiaru i odpowiednich proporcji, harmonii i symetrii. Zaś samo pojęcie piękna zmieniało się w zależności od epoki.
Natomiast dzisiaj, w dobie postmodernizmu, kanon piękna wydaje się jakimś anachronizmem, reliktem przeszłości, nie przystającym do obecnych czasów. Piękno jest wartością subiektywną, bo indywidualną (co zresztą stwierdza autorka wpisu, by za chwilę zakwestionować własne słowa). Piękne jest to, co dana osoba uzna za piękne, w zależności od jej gustów i upodobań. Dla jednych będzie to typ a la Kim Kardashian, dla innych Kate Moss, a dla jeszcze innych fałdki tłuszczu na brzuchu, albo wiotkie ciało. I nic nikomu do tego! Nikt nie ma prawa uzurpować sobie prawa do arbitralnego kanonu piękna, bo jest to kwestia z gruntu indywidualna. Tylko indywidualizacja estetyki może zapobiec rzeczywistości rodem z ,,Nowego wspaniałego świata”, gdzie ludzie przypominają swoje klony. Różnorodność, nawet jeżeli mierzi czy jest nieprzyjemna, jest jedynym lekarstwem przed unifikacją jednorodności.
Terror ładnego wyglądu istniał przez lata powodując w kobietach normatywne niezadowolenie. Kobiety patrząc na okładki kolorowych magazynów, z których spoglądają piękne, nieskazitelne, szczupłe modelki szybciej nabawią się kompleksów niż poczucia zadowolenia i samoakceptacji. Mało tego, widok pięknych fit – kobiet zazwyczaj nie działa motywująco, a wręcz odwrotnie. Nie dlatego, że nie starają się wyglądać jak ich idole, owe panie z magazynów, ale dlatego że często nigdy nie są w stanie osiągnąć ideału z wyretuszowanej okładki.
W już coraz bardziej minionej, erze patriarchalnej to mężczyźni wyznaczali ten kanon, dla których kobieta była w najlepszym przypadku tajemnicą, w najgorszym – ozdobą. W obu zaś przypadkach – przedmiotem, nie obiektywną rzeczywistością istniejącą dla siebie. Teraz, kiedy ruchy emancypacyjne są coraz bardziej postępowe i odnoszą sukcesy w postaci zmian zachodzących w kulturze i przestrzeni publicznej, to jarzmo zaczynają kobietom narzucać inne kobiety, twierdząc, że tylko ogolone, umalowane, z jędrnym ciałem są godne pokazania tego publicznie, bez poczucia wstydu. W innym razie powinno dojść do symbolicznej anihilacji ,,brzydoty”, bo nikt nie ma prawa być torturowany normalnością.
I nie chodzi o to, by promować otyłość, czy zachęcać do nie dbania o siebie, ale o akceptację swojego ciała, nawet z pryszczem na twarzy, albo niekształtnymi piersiami. Nie jest też tak, jak niektórzy twierdzą, że body positive zachęca do np. otyłości, raczej jest chwilowym wytchnieniem, odpoczynkiem od billboardyzacji idealnych sylwetek, których często nigdy się nie osiągnie, a które osobom chorym (bo otyłość to choroba) zaburzają poczucie własnej wartości. A wartość człowieka to nie tylko powłoka, okładka, ale też wnętrze, to co sobą reprezentuje. Nie tylko pomalowane rzęsy i usta, ale też to, co ma się w głowie, wartości intelektualne. Mało tego, coś co się sprawdza w zawodzie modelki, niekoniecznie jest wymagane od ekspertki z dziedziny psychologii czy ekonomii. O ile piękno zewnętrzne jest potrzebne, albo nawet wręcz konieczne w przypadku tych pierwszych, to w przypadku tych drugich, w przeciwieństwie do tego co mają w głowie, zupełnie nieistotne jest co mają na niej.
Nawoływanie do promowania piękna, czyt. ekspozycja na to co szczupłe, zdrowe i juwenalne, nie wpływa zdrowo na ,,przeciętne” kobiety, nie dlatego że mają uraz do tego, co ładne, ale dlatego że prowadzi to do wzrostu niezadowolenia ze swojego ciała. I to właśnie, a nie jak twierdzi aktorka, prowadzi do wstydu, zakrywania się i unikania wzroku. Symboliczna anihilacja ,,brzydoty” z przestrzeni publicznej nie sprawi, że przestanie ona istnieć. Zostanie jedynie sprowadzona do dulszczyzny własnej podświadomości, gdzie każda niedoskonałość powinna pozostać wstydliwą tajemnicą, którą się przeżywa i zauważa, ale się jej nie pokazuje i się o niej nie mówi. Taka swoista hipokryzja, dysonans poznawczy pomiędzy tym co publiczne, a tym co prywatne.

W wyniku kulturowej opresji od najmłodszych lat, w których kobieta ma przypominać śliczną lalkę Barbie, jej tożsamość w dużej mierze składa się z niezadowolenia ze swojego odbicia w lustrze. Bynajmniej z powodu promowania brzydoty, ale właśnie wygórowanych standardów, nie przystających do rzeczywistości prawdziwego obrazu normalnej przedstawicielki ,,płci pięknej”. Niestety, niefortunnie, Agnieszka Kaczorowska, swoim wpisem, daje przyzwolenie na taki stan rzeczy i w konsekwencji wtórnie go normalizuje.