Data napisania:07.03.2019

Lata 50., Stany Zjednoczone, głębokie południe, Luizjana. Młody, zdolny, ambitny, pracowity, uparcie dążący do celu czarnoskóry mężczyzna postanawia zostać lekarzem. Posiada wszystkie cechy, żeby to osiągnąć. Ma szansę zostać najwybitniejszym kardiochirurgiem w kraju. Ale nie dowie się o tym ani on, ani nikt inny, ponieważ ów młody człowiek nie może korzystać z tej samej restauracji czy toalety, a co dopiero uczęszczać na ten sam uniwersytet w celu zdobycia potrzebnej wiedzy. Można zadać sobie pytanie: ale jak to? Przecież jest ambitny, zdolny, mądry, pracowity, elokwentny – posiada wszystkie przymioty według których obiektywnie ma szansę odnieść sukces. Istnieje tylko drobny kłopot – rzeczywistość. Rzeczywistość, która nam nakreśla narracje wolnościową wszystkich białych mężczyzn przyznając im prawa nie nadzwyczajne, ale tkwiące w humanizmie, które każą traktować człowieka jak człowieka, z tym wyjątkiem, że ów człowiek musi mieć białą skórę. Czy ktoś się z tym zgadza czy nie, najpierw muszą istnieć prawa  – prawa naturalne dla wszystkich ludzi bez wyjątku, żeby indywidualizm miał rację bytu.

Historia przeze mnie przywołana jest hipotetyczna, co nie znaczy że jest niemożliwa. Przedstawia ona dyskryminację ze względu na rasę, ale może analogicznie odnosić się do wszystkich grup dyskryminowanych, w których nie liczy się człowieczeństwo. Kobiety przez wieki były w podobnej sytuacji, nie liczyły się ich zdolności i kompetencje, a płeć.  Bez względu na to, o co posądzi się feministki : od kolektywizmu po trybalizm rodzaju. Kobieta nie chce być traktowana wyjątkowo, ale sprawiedliwie. Podobnie jak mężczyzna, ze względu że łączy nas człowieczeństwo, chce osiągać sukcesy, budować swoje życie i karierę na równych prawach. Podkreślam – na równych – bez przywilejów, ale też bez dyskryminacji jaką wyznacza płeć. Jeżeli chce zostać strażakiem i ma wszystkie przymioty by nim zostać, niech startuje w zawodach, niech pokaże, że ma ku temu predyspozycje. Jeżeli pokona iluś tam mężczyzn – to ma przed nimi pierwszeństwo w zajęciu pozycji w tym zawodzie, jeżeli zaś zostanie pokonana przez konwencjonalnie ujmując, fizycznie silniejszych mężczyzn – pogodzi się z porażką. To samo odnosi się do każdego innego zawodu, z tym wyjątkiem, że w zawodach w którym istotna jest siła i praca mięśni statystycznie mężczyźni maja przewagę. Są to jednak prawa natury, których nikt nie chce zmieniać ani podważać. Inaczej się ma sytuacja w pracach umysłowych, tutaj wyłącznie predyspozycje indywidualne maja znaczenie. Powszechnie więcej mężczyzn niż kobiet jest silniejszych, muskularnie zbudowanych, posiadających inna budowę mięśniową, co nie oznacza, że nie znajdzie się kobieta, która będzie równie silna i umięśniona co mężczyzna, nawet jeżeli nie jest to zasadą. Nie każdy mężczyzna odznacza się niebywałą, nieposkromioną siłą mięśni, tak jak nie każda kobieta jest delikatną, zgrabną niewiastą. Jeżeli uparcie głosimy indywidualizm, pozwólmy mu istnieć bez przymiotów dyskryminacyjnych, jakim m.in. jest płeć.

Przez wieki kobiety bez względu na zdolności nie mogły robić tego czego chciały. Były skazane na rolę w społeczeństwie, którą wyznaczyli im mężczyźni. Nie dotyczyło to jednego, apodyktycznego, seksistowskiego, nie uznającego praw człowieka mężczyzny, ale kolektywnej grupy mężczyzn podpierających się pseudonaukowymi bądź religijnymi racjami. Uważali kobietę za sobie niższą, a tym samym za niezdolną do życia społecznego. Nie jest to wymysł beletrystycznego pismaka, tylko niepodważalny fakt, który miał miejsce w przeszłości, tak jak bitwa pod Grunwaldem czy wojna trzydziestoletnia. Kobiety w Szwajcarii uzyskały prawa wyborcze w 1970 r. (sic!)Indywidualizm bez podstawowych praw jest nic nie wartą ideą. Bez względu na to jak olbrzymie będziemy czuć obrzydzenie do kolektywizmu  – należy zadać sobie pytanie czy kobiety mogłyby być w tym miejscu, w którym są, posiadać ludzkie prawa bez pierwszej i drugiej fali feminizmu? Skoro istniała przez wieki kolektywna dyskryminacja, to czy mamy prawo potępiać kolektywną walkę o prawa człowieka? Kobiety zjednoczyły się nie na rzecz przywilejów, ale na rzecz praw. Praw, które powinny być zagwarantowane każdej jednostce. Walka o nie w pojedynkę, byłaby tak samo skuteczna jak walka jednego zbuntowanego kolonialisty przeciw armii brytyjskiej w 1775 roku. Feminizm nie jest wolny od wad i błędów myślenia, ale wspólna walka, czy jak ktoś woli kolektywizm, pojęcie bądź co bądź przywołujące pejoratywne konotacje, nie jest jednym z nich.