Zaczęło się od dymisji wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka. Oficjalny powód to brak satysfakcjonującej współpracy. Nieoficjalny, afera związana z przyznawaniem wiz za łapówki.


Otóż wszystko wskazuje na to, że wiceminister Wawrzyk, nota bene ten sam, który był odpowiedzialny za projekt rozporządzenia ułatwiający przyznawanie wiz, wysyłał do konsulatów bądź wydziałów konsularnych ambasad listy z nazwiskami osób, które miały bez kolejki i weryfikacji takie uzyskać. Afera jest rozwojowa, bo nie do końca wiadomo kto jeszcze był w to zaangażowany, a mało prawdopodobne, że mózgiem całej operacji był wiceminister Wawrzyk.


Odkąd Polska jest w strefie Schengen, wizy przez nią przyznawane upoważniają do wjazdu na teren całej Unii Europejskiej, a więc nie tylko do Polski. Mało tego, posiadając wizę wielokrotnego wjazdu można przedostać się do Meksyku, a stamtąd już niekoniecznie legalnie do Stanów Zjednoczonych, z czego korzystali obywatele m.in. Indii, podając się za ekipy filmowe Bollywood. Pierwszy niepokojący sygnał przyszedł właśnie od amerykanów, zaniepokojonych liczbą osób z polskimi dokumentami przekraczającymi ich granice. Jeżeli nie byli w odpowiedni sposób weryfikowani pod kątem np. terrorystycznym, a wszystko wskazuje na to, że nie byli, może to prowadzić do niebezpiecznych i niezbyt szczęśliwych konsekwencji dla naszego rządu.


I tutaj dochodzimy do kolejnej kontrowersyjnej kwestii. Owe ,,ekipy filmowe Wawrzyka” były rekrutowane przez firmy pośredniczące, tzw. outsourcingowe. Polskie MSZ w wyniku przeciążenia konsulatów ilością napływających wniosków w celu ułatwienia procedury przyznawania wiz zatrudniało takie firmy od 2011 roku. W teorii miały one rozwiązać problem długich kolejek i korupcji, w praktyce pośredniczące firmy potrafiły za swoje usługi żądać równie niemałych pieniędzy, a także wpuszczać ludzi bez odpowiedniej weryfikacji. Pytanie, ile osób i jakiej proweniencji dostało się do Europy i Stanów Zjednoczonych w ten sposób? Jak dotąd CBA i prokuratura mówią o ponad 200 takich wnioskach, ale zważając na fakt lawinowego wzrostu liczby migrantów do Polski z państw Bliskiego Wschodu i Afryki może być ich znaczniej więcej.
Z tym, że jeżeli już miało dochodzić do nadużyć przez firmy outsourcingowe, to miało to miejsce znacznie wcześniej niż przez ostatnie kilkanaście miesięcy, co zresztą potwierdza Witold Jurasz, który zetknął się z tym problemem przebywając na placówce w Mińsku w latach 2010-2012. Różnica polega na tym, że teraz dochodziło do tego na większą skalę i sięgało być może administracji rządowej. Jeżeli zaś chodzi o sedno problemu to jedna i druga strona mogłaby uderzyć się w pierś.


Nie zmienia to faktu, że PiS jest w niemałych tarapatach, bo być może afera jak afera, dla partii rządzącej to nic nowego, ale to, że pojawiła się przed samymi wyborami jest już mało komfortowe. Tym bardziej, że swoją retorykę kampanijną oparli głównie na bezpieczeństwie granic, których symbolami miał być mur na granicy polsko-białoruskiej (swoją drogą służący politykom PiS za ściankę do konferencji prasowych) i referendum sugerujące, że tylko PiS jest w stanie zadbać o szczelne granice. I o ile istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że sprawa zostanie w ogóle wyjaśniona, to już że stanie się to przed wyborami graniczy z cudem. Stąd PiS zaprzecza, by do jakiejkolwiek afery doszło, ale jednocześnie rozwiązuje umowy z firmami pośredniczącymi, dymisjonuje wiceministra i usuwa go z list, a także aresztuje m.in. Edgara K. i Jakuba Osajdę, jego bliskich współpracowników.


Jak to przy tego typu aferach bywa, wyłania się ogromna hipokryzja polskiej sceny politycznej. Środowisk lewicowo-liberalnych, które krytykują działania rządu na granicy polsko-białoruskiej, oskarżając ich nierzadko o rasizm i dyskryminację, by następnie oburzać się na bądź co bądź liberalną politykę migracyjną Prawa i Sprawiedliwości, przyznającą wizy migrantom z Afryki i Azji, czyli w zasadzie z tych samych regionów, z których ściąga ich Łukaszenka.
I PiS-u, który w teorii broni polskich granic i sprzeciwia się relokacji uchodźców, a po cichu organizuje nielegalny kanał przerzutu. Z jednej strony organizuje referendum dotyczące między innymi nie wpuszczania do naszego państwa nielegalnych migrantów, z drugiej do tego doprowadza za łapówki, stając się pod tym względem liderem wśród państw członkowskich.
Last but not least ostatnio obie strony, ze względu na niskie poparcie Polaków dla przyjmowania migrantów, zdecydowanie sprzeciwiają się relokacji uchodźców z Lampedusy, do czego wzywała państwa członkowskie przewodnicząca Rady Unii Europejskiej Ursula von der Leyen. Wybory zobowiązują.


I o ile hipokryzja opozycji w tym przypadku jest mało znacząca, bo nie idą za nią konkrety, to już dla Prawa i Sprawiedliwości może być game changerem. Tylko takim, który zamiast dać im zwycięstwo, może przyczynić się do spadku notowań. Czy przyszedł w końcu czas na pisowskie ośmiorniczki?