
Po wybuchu wojny na Ukrainie, relacje polsko-ukraińskie wkroczyły na nieznany dotąd poziom. Pomoc polskiego społeczeństwa dla ogromnej ilości uchodźców, dostawa sprzętu zbrojnego, wsparcie dyplomatyczne – z tym wszystkim mieliśmy do czynienia przez ostatni rok. Mało tego, Kaczyński, bez konsultacji z sojusznikami, jeszcze rok temu nawoływał NATO do rozpoczęcia misji pokojowej na Ukrainie. W obliczu wojny na dalszy plan zeszła nawet polityka historyczna z Wołyniem na czele.
I o ile wyjaśnienie wspólnej historii jest ważne, ale nie palące, to już kwestie teraźniejsze nie mogą rozbijać się o argument toczącej się wojny. Stąd w wyniku napływającego ukraińskiego zboża na nasz rynek, rząd PiS, wbrew decyzji Komisji Europejskiej (co zapewne będzie miało swoje konsekwencje), postanowił wprowadzić na nie embargo.
Pewnie można było inaczej ten problem rozwiązać. Na przykład zorganizować lepiej przemyślany tranzyt zboża do państw, które go potrzebują. PiS jednak najpierw dopuścił do zalania polskiego rynku tanim zbożem, by następnie większość zalegała w polskich silosach lub nielegalnie trafiała na rynek, rujnując przy okazji polskie rolnictwo. W tej sytuacji rzeczywiście jedynym rozsądnym rozwiązaniem był zakaz importu. I mało istotne czy była to decyzja podyktowana zbliżającymi się wyborami, czy racjonalną polityką gospodarczą, chęć pomocy naszemu wschodniemu sąsiadowi nie może odbywać się naszym kosztem.
Czy to koniec przyjaźni polsko-ukraińskiej?
No forum ONZ nie doszło, chyba po raz pierwszy od wybuchu wojny, do spotkania Wołodymyra Zełenskiego z Andrzejem Dudą. Poza tym Ukraina wniosła skargę na nasz rząd do Światowej Organizacji Handlu (WTO) oraz podjęła decyzję o ograniczeniu importu polskich owoców i warzyw (z czego później się wycofała), a prezydent Ukrainy zasugerował państwom wstrzymującym import (oprócz Polski embargo na ukraińskie zboże wprowadziły Węgry, Słowacja i Rumunia) podprogowe wspieranie jej krwawego okupanta, Rosji. Jasnym jest, że w tej sprawie interes Ukrainy nie pokrywa się z interesem Polski czy Węgier, ale tego typu insynuacje w momencie, gdy nasz kraj włożył ogromny wysiłek w pomoc, przyjmując chociażby ogromną ilość uchodźców i zapewniając im dogodne warunki socjalne, co dotąd spotyka się z krytyką w kraju, jest nie na miejscu i może świadczyć o niewdzięczności.
Wygląda na to, że prawdopodobnie pod wpływem antyeuropejskich tendencji polskiego rządu, prezydent Ukrainy postanowił zmienić kurs i postawić na Niemcy, co jest dość zaskakujące, zważając na to, że w czasie gdy Polska zabiegała o pomoc zbrojną dla Ukrainy i nawoływała do przyłączenia tego państwa do Unii Europejskiej i NATO, Niemcy zachowywały delikatnie mówiąc kunktatorską postawę, zwlekając z jakąkolwiek pomocą. Zresztą, o czym chyba Ukraińcy zapomnieli, Niemcy już gwarantowały im bezpieczeństwo w 2014 roku, w postaci formatu mińskiego, skończyło się to jak wiemy rokiem 2022 i inwazją rosyjskich wojsk na ich terytoria. Stąd decyzja dość zaskakująca i chyba niezbyt gruntownie przemyślana, bo choć Polska nie ma takiej siły przebicia jak Niemcy w UE, to jest zdecydowanie, a przynajmniej do tej pory była, bardziej lojalna i zdeterminowana w walce o interes naszego wschodniego sąsiada.
Polska niestety nie była dłużna w tej wzajemnej wymianie uprzejmości. Premier Morawiecki w emocjonalnym odwecie zapowiedział wstrzymanie dostaw broni do Ukrainy. Co prawda wypowiedź zmiękczył zapewnieniem, że decyzja zapadła już wcześniej, a Polska musi się sama zbroić, to moment w którym to ogłosił był niefortunny i brzmiał jak impulsywny rewanż. Podobnie jak wypowiedź prezydenta Dudy o tonącym, który potrafi utopić tego, który chce go uratować. Dyplomacja to nie piaskownica, gdzie panuje prawo Hammurabiego. W interesie polskiego państwa jest dążenie do rozwiązania tego konfliktu, nie jego eskalacja. Oczywiście takiego rozwiązania, by nie ucierpiało na tym polskie państwo i polskie społeczeństwo. PiS jednak zamiast łagodzić konflikt, po raz kolejny postanowił wykorzystać okazję, by kwestie tę rozegrać na użytek polityki wewnętrznej, strosząc piórka do antyukraińskiego elektoratu Konfederacji. Skrajnie nieodpowiedzialna postawa i wykazująca dużą dozę niekompetencji, zwłaszcza, że powinno nam zależeć na jak najszybszym doprowadzeniu do końca tej wojny i to takiego, gdzie to Ukraina wyjdzie z tego zwycięsko, maksymalnie przy tym osłabiając Rosję.
Podsumowując, w polskim interesie jest wygranie tej wojny przez Ukrainę, tak samo jak zakaz importu ukraińskiego zboża. W interesie Ukrainy natomiast jest eksport zboża i wygranie wojny. Warto więc może nie przekładać tego co nas dzieli, nad tym co nas łączy. Tym różni się polityka pragmatyczna od polityki romantycznej.