Nie często zdarza się, by film fabularny był częścią kampanii wyborczej, Agnieszce Holland się udało. Sam trailer wystarczył do politycznej nawalanki, więc można powiedzieć, że polaryzująco, a przez to promująco wybitnie.


Zielona granica to film, który jest rozpaczliwym wołaniem o przemyślaną politykę migracyjną i choć opowiada o wydarzeniach na granicy polsko – białoruskiej, to sygnalizuje szerszy problem z jakim boryka się cała Unia Europejska. Push – backi nie są polskim pomysłem na rozwiązanie problemu migracyjnego, na Morzu Śródziemnym również umierają ludzie i to w tysiącach, a Frontex(Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej) w swoich działaniach nie różni się znacząco od polskich służb. I to dobrze, że w filmie się o tym wspomina, bo dzięki temu poznajemy szerszy obraz rzeczywistości, a przez to prawdziwszy.


Szkoda, że pomimo, iż z filmu jasno wynika, że za całą tą sytuację odpowiada reżim białoruski, który poprzez łudzenie migrantów wizją lepszego życia, skazuje ich na życie na granicy (i nie chodzi tylko o granicę terytorialną), a robi to wszystko po to, by destabilizować granice Unii Europejskiej, to nie idzie za tym pragmatyczna diagnoza, jaką powinno być zabezpieczenie granic i nie uleganie prowokacji wschodniego dyktatora. No ale to mogłoby być za wiele, bo wpisywałoby się w politykę Prawa i Sprawiedliwości, a na to Agnieszka Holland nie mogła sobie pozwolić. Co nie zmienia faktu, że jeżeli już konieczna była krytyka rządu, to bardziej niż kwestionowanie samego muru, można było wypunktować jego nieszczelność. Zamiast tego mamy jednak naiwne aktywistyczne myślenie o pomocy biednym migrantom (w ogóle film ma znamiona reklamy aktywizmu, ale nie wygładzonego, tylko takiego z anarchistycznym pazurem).
Oczywiście to też ważny aspekt, polityka migracyjna powinna być bardziej przemyślana, szczególnie w taki sposób by odbywała się bez przemocy i z poszanowaniem praw człowieka, ale wciąż nie kosztem bezpieczeństwa polskich obywateli. Migranci na granicy polsko – białoruskiej to nie tylko rodziny z dziećmi uciekające z jednego piekła w drugie, ale też np. rośli mężczyźni rzucający kamieniami w straż graniczną, o czym już Holland nie wspomina.


Co prawda pokazuje w epilogu, że inna polska polityka migracyjna jest możliwa, tylko niestety bardziej w stylu polskiej hipokryzji niż odmiennej sytuacji politycznej. Otóż, czego nie dowiemy się z filmu, pomoc ukraińskim uchodźcom zarówno przez władzę jak i polskich obywateli wyglądała inaczej, bo też uleganie destabilizacji wschodniego dyktatora jest czymś innym niż pomoc ludziom uciekającym przed wojną, którą notabene wywołał nasz potencjalny wróg, jakim jest Putin. Innymi słowy pomoc Ukraińcom była pośrednio w naszym interesie (uleganie prowokacji Łukaszenki już niekoniecznie), a to tym właśnie powinno kierować się państwo polskie.


W ogóle ma się wrażenie, że bohaterowie tego filmu są podzieleni według upraszczającej moralnie granicy. Dobrzy są tam tylko uchodźcy, aktywiści i bogaci, wykształceni z wielkich miast, reszta jest albo zła jak SG i władza, albo obojętna jak np. mieszkańcy Podlasia. Takie przedstawienie rzeczywistości jest manichejsko-kreskówkowe i nieuczciwe, a co bardziej istotne nie zgodne z prawdą. Szczególnie wobec ludzi mieszkających przy granicy, którzy nierzadko udzielali pomocy, zarówno aktywistom jak i bezpośrednio uchodźcom, czy też osobom uchodźczym (w Zielonej granicy nie zabrakło poprawnej politycznie nowomowy, oprócz wcześniej wspomnianego sformułowania pojawiają się też na siłę wtłaczane feminatywy, które bardziej ośmieszają ich funkcjonowanie niż promują).


Oczywiście można użyć argumentu, że to przecież film fabularny, więc nie musi odwzorowywać rzeczywistości jeden do jednego. To prawda, ale w takim razie warto byłoby to odnotować na początku produkcji. Bez tego wygląda jakby jedne wydarzenia były prawdziwe, jak sytuacja z termosem (co jak twierdzi Agnieszka Holland potwierdzili uchodźcy, ale też ponoć osoba ze straży granicznej), a inne nie do końca.


Straż graniczna w filmie nie jest przedstawiona jako wcielenie zła, zwłaszcza w zestawieniu z służbami białoruskimi, co nie zmienia faktu, że w Zielonej granicy polscy esgiecy to pozbawieni empatii troglodyci, którzy dzięki przyzwoleniu władzy pozwalają sobie na sadystyczne zachowania jak przerzucanie ciężarnej kobiety przez płot, czy podawanie termosu ze szkłem w środku migrantowi. Tak jakby pogranicznicy nie byli źli sami z siebie, bardziej wykonywali rozkazy władzy, działając w służbie państwa, którym rządzi, nie kto inny, tylko PiS. Doskonale obrazuje to scena szkolenia strażników podczas którego, oprócz ówczesnego przekazu władz, znieczula się ich na krzywdę uchodźców poprzez dehumanizacyjne zwroty, jak: to nie są ludzie, to pociski Łukaszenki, więc tak jakby okrucieństwo wobec nich nie przekreśla chrześcijańskiej cnoty.


Przekaz filmu jest w ogóle ciut za bardzo rażąco antypisowski. W tym sensie, że padają w nim nazwiska rządzących, nazwa partii itd. Podobny efekt można było uzyskać nie wspominając o tym, a jedynie zaznaczając, że odpowiedzialna jest za to władza. Szczególnie niestrawna jest scena z Maciejem Stuhrem, który w emocjonalnym wzmożeniu wygłasza pełen pogardy monolog o tym jak to pisowskie władze wspierają faszystów, poprzez objęcie patronatem ,,brunatnego marszu” (mowa o Święcie Niepodległości). Na pytanie psycholożki (w tej roli Maja Ostaszewska) czy coś brał, ktoś w trakcie seansu z sali kinowej wykrzyknął, że TVN. I rzeczywiście scena wypadła super propagandowo, jakby słowa te wygłaszał ktoś z ramienia Silnych Razem, czyli takiej radykalnej fanbazy Tuska.


I o ile film jest antypisowski w przekazie, to żeby nie było złudzeń nie jest też koalicyjno-platformerski, bardziej zaś lewicowo-aktywistyczny. To oni, ludzie czynu, poruszają wrażliwe etyczne struny w widzu. Z tym, że to, co jest pożądane u aktywistów, nie koniecznie musi być takie u polityków. Ci pierwsi są od tego by pomagać, ci drudzy, by m.in. bronić bezpieczeństwa obywateli, nawet czasami kosztem naruszenia zasad etyki.


Zielona granica choć jest filmem dobrym, bo poprzez zadające ból obrazy skłania do refleksji nad humanizmem, to mogłaby być bardziej subtelna w kwestiach politycznych, bo władza, choć cyniczna, często musi brać gorzką odpowiedzialność po to, by inni nie musieli.