W porównaniu z 2018 rokiem miniona kampania samorządowa była bezobjawowa, męcząca bardziej niż zwykle i zwyczajnie nudna, a jej skutki mało przewidywalne.


Wybory samorządowe z tego względu, że są trzy – (miasta) albo czteropoziomowe (wsie) , wydają się przeciętnemu wyborcy skomplikowane i mało ciekawe, stąd i frekwencja jest zazwyczaj niższa niż w wyborach parlamentarnych czy prezydenckich. O ile, choć nie zawsze, wyborcy znają osobiście ludzi kandydujących do rad gminy czy miasta, to już kandydaci do sejmików wojewódzkich są rzadziej rozpoznawalni i raczej wybierani na podstawie barw partyjnych. Stąd największe szanse mają ci, którzy należą do największych dwóch partii. W województwach zachodnich wygrywają zazwyczaj przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej, a wschodnich Prawa i Sprawiedliwości, więc jak pomorskie to Platforma, a jak podkarpackie to raczej na pewno PiS. Tym razem również nie było niespodzianek, choć trzeba poczekać na zawiązywanie się koalicji w sejmikach, bo to dopiero da obraz tego, kto gdzie będzie realnie rządzić.


Dwie największe partie w Polsce postanowiły chyba odpuścić sobie te wybory na rzecz europejskich i prezydenckich w przyszłym roku. Zerowe zaangażowanie, brak propozycji i nowych rozwiązań można było odnotować po obu stronach duopolu. Wygląda na to, że zarówno KO jak i PiS uznały, że wynik będzie na tyle przewidywalny, że nie ma sensu się wysilać, lepiej kumulować energię na pozostałe wybory.


Wyjątkiem może być Kraków, gdzie po dwudziestu latach z funkcji prezydenta ustąpił Jacek Majchrowski, stąd też premier pofatygował się tam, by wesprzeć swojego kandydata. W tym przypadku efekt Tuska zadziałał, ich kandydat, Aleksander Miszalski, uzyskał bardzo dobry wynik w tym konserwatywnym mieście i powalczy o prezydenturę w drugiej turze.


Nie zadziałał natomiast w skali ogólnopolskiej, bo choć Koalicja Obywatelska zdobyła wyższe poparcie niż w wyborach październikowych i przejmie teraz większą ilość sejmików niż w do tej pory, to jednak nie udało jej się pokonać PiS-u. A taki był plan, przecież z tego powodu Tusk zrezygnował z wspólnych list z Lewicą, mając pewność że wygra bez mniejszego koalicjanta.


Prawo i Sprawiedliwość choć procentowo wygrało te wybory, to w większych miastach jak zwykle poniosło porażkę, w zdecydowanej większości ich kandydaci nawet nie weszli do drugiej tury. W Gdańsku bez zaskoczenia wygrała popierana przez Platformę Aleksandra Dulkiewicz, a w Warszawie Rafał Trzaskowski (choć tutaj dobry wynik był zapewne efektem nie wystawienia kandydata przez Trzecią Drogę), natomiast choć w Poznaniu, Wrocławiu czy Łodzi dotychczasowi prezydenci będą musieli powalczyć o wygraną w drugiej turze, to nie z kandydatami PiS-u. Ciekawym zabiegiem partii Jarosława Kaczyńskiego w tych wyborach było wystawienie w Warszawie nikomu wcześniej nieznanego kandydata. Być może miał to być eksperyment pokazujący czy zmiana profilu partii z agresywnej na ułożoną odniesie sukces. Tak się jednak nie stało, Tobiasz Bocheński uzyskał gorszy wynik niż Patryk Jaki w poprzednich wyborach samorządowych. Toteż po ogłoszeniu pierwszych wyników za Kaczyńskim nie stali ludzie Morawieckiego reprezentujący technokratyczny nurt w PiS-ie (z wyjątkiem Dworczyka z niemrawą miną), lecz ,,twardogłowi” w postaci Beaty Szydło czy Jacka Kurskiego.


Pogłoski o mojej śmierci są mocno przesadzone – tymi słowami cytując Marka Twaina Kaczyński rozpoczął przemówienie na wieczorze wyborczym po ogłoszeniu pierwszych wyników. Wybory samorządowe pokazały, że Prawo i Sprawiedliwość mimo październikowej przegranej wciąż ma wierne grono wyznawców i bynajmniej nie zamierza schodzić ze sceny. Jest to elektorat na tyle wierny, że postanowił poprzeć partię pomimo awantur, nadużyć i braku spójnego przekazu. Tym sposobem PiS wygrał te wybory, choć zmniejszył swój stan posiadania o kilka sejmików (w tym łódzki, śląski i mazowiecki) .


Lewica natomiast od dłuższego czasu nie potrafi znaleźć na siebie pomysłu, a jak już znajdzie to jej postulaty są przechwytywane przez Platformę Obywatelską, która mniej więcej od wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku zdecydowanie skręca w lewo. Poza tym wydaje się, że młodzi ludzie i kobiety, czyli te grupy które teoretycznie mogłyby głosować na Lewicę, nie czują się przez nią reprezentowane. Po prostu Lewica w takiej formie i być może z takimi liderami stała się dla wyborców tejże unsexy, zresztą tak jak wybory samorządowe.


Poza tym przepychanki Lewicy z Trzecią Drogą o aborcję w trakcie kampanii, choć miały pomóc tej pierwszej w pozyskaniu głosów, tego nie zrobiły. Radykalny przekaz chyba został przez wyborców potraktowany bardziej jako przejaw cynizmu, niż realne pochylenie się nad problemem, stąd na nic zdało się pokrzykiwanie na Hołownię. Lewica, poza Warszawą, uzyskała bardzo słaby wynik w skali kraju. Kończy na ostatnim miejscu, nawet za Konfederacją.


Trzecia Droga zaś choć uzyskała całkiem solidne poparcie, to daleko im do sukcesu. PSL w 2018 r. bez Polski 2050 był w stanie uzyskać nieznacznie niższe, co nie zmienia faktu, że w niektórych województwach najpewniej będzie współrządzić z KO. Słaby wynik TD, zresztą podobnie jak Lewicy, prawdopodobnie jest spowodowany niską frekwencją, bo wynoszącą zaledwie 51,5 procent (w poprzednich wyborach wyniosła ponad 70 procent). Z drugiej strony brak wyrazistej kampanii też miał znaczenie. O ile kandydaci PSL są dość dobrze rozpoznawani w terenie, o tyle działacze partii Hołowni dopiero wkraczają na polityczną drogę. Znamienny jest przypadek Izabeli Bodnar, która zdobyła bardzo dobry wynik we Wrocławiu i powalczy w drugiej turze o fotel prezydenta miasta z Jackiem Sutrykiem. Po ogłoszeniu wyników exit poll liderzy Trzeciej Drogi wymieniali jej nazwisko jako przykład ich sukcesu, choć w trakcie kampanii żaden z nich nie pofatygował się do stolicy Dolnego Śląska by ją poprzeć. Inna sprawa, że jej mąż ma zarzuty prokuratorskie, więc może nie spodziewali się takiego poparcia. Tak czy inaczej wyszło niezręcznie.


Wybory kwietniowe pokazały jedno, duopol ma się w Polsce jak najlepiej i nie wygląda, by szybko miało się to zmienić. W niedzielę siódmego kwietnia o godzinie 21 zakończyły się wybory samorządowe i tym samym rozpoczęła się kampania do Parlamentu Europejskiego. Show must go on, as they say, a na razie podział łupów.