Nie dawno minęła rocznica wygranych przez koalicję rządzącą wyborów, a to prowadzi do podsumowań. Te niestety nie wyglądają dla obecnego rządu najlepiej, bo wielu z obietnic wyborczych nie udało się zrealizować. Tym, co działa na plus koalicji 15 października jest fakt, że wyborcy bardziej niż chleba oczekują igrzysk, a te z mniejszym lub większym skutkiem się odbywają (ostatnim razem raport komisji w sprawie działania podkomisji Macierewicza w sprawie katastrofy smoleńskiej, ale też ciągnąca się sprawa Romanowskiego, Wosia czy Ryszarda Czarneckiego). Co ciekawe, jak wykazały nowe badania przeprowadzone przez Sławomira Sierakowskiego i Przemysława Sadurę (,,Ukryty kryzys władzy”), zwolennikami ,,demokracji walczącej” nie są już tylko ,,KODziarze” czy Silni Razem, ale znacznie szersze grono wyborców. Mało tego, również elektorat PiS-u jest zwolennikiem zamykania do więzienia polityków. Zresztą brak rozliczeń poprzedników to obok afer i eksponowania ideologii smoleńskiej najczęstszy zarzut pod adresem poprzedniej władzy. Z którymi zresztą partia nie koresponduje, bo jest ,,elitą” i nie ma sobie nic do zarzucenia. Po zakończonym kongresie PiS w Przysusze mieliśmy okazję się dowiedzieć, że obecnym mottem tej partii (choć prezes użył innych słów) jest cytat z filmy ,,Młode Wilki” Janusza Żamojdy o tym, by nigdy się nie przyznawać, a jak złapią za rękę to mówić, że to nie ich ręka. 

Profil platformianego wyborcy uległ zmianie. Już nie tylko nienawidzi PiS-u i jest liberalny światopoglądowo (popiera małżeństwa homoseksualne i legalne prawo do aborcji), ale też przejawia antyimigranckie nastroje. Stąd być może ten skręt Tuska w prawo, gdzie podczas imprezy partyjnej stanowczo zapowiada walkę z nielegalną imigracją w postaci zawieszenia prawa do azylu. W ten sposób mobilizuje twardy elektorat, ale też przy okazji pewnie demobilizuje umiarkowany. 

Z raportu wynika, że Koalicja Obywatelska z jednej strony mogłaby pozyskać dodatkowy elektorat, gdyby uruchomiła kolejne transfery socjalne, z drugiej większą wiarygodność w tym zakresie ma PiS, który zapoczątkował ten trend i jest bardziej wiarygodny dla elektoratu. Bardzo możliwe stąd, że kolejne transfery wcale nie przysłużyłyby się partii Donalda Tuska. W końcu to jego rząd wprowadził ,,babciowe” i rentę wdowią, co jednak nie przełożyło się na znacznie większe poparcie.

Choć samej Koalicji Obywatelskiej rośnie, głównie kosztem sojuszników. Liberalny światopoglądowo elektorat Trzeciej Drogi i progresywny Lewicy jest skłonny przerzucić swoje poparcie na partię Donalda Tuska. To z jednej strony sukces premiera, bowiem gdy wracał do polskiej polityki miał ogromny elektorat negatywny, dzisiaj cieszy się coraz większym poparciem. Z drugiej strony nie jest to na tyle duże poparcie, by samodzielnie rządzić, a poprzez ,,zjadanie” sojuszników może stracić zdolność koalicyjną.

Znalazłby się wówczas w takiej samej sytuacji co jego największy konkurent. Bowiem największym problemem PiS-u nie jest brak poparcia, ale niemożność zawiązania koalicji. Jedyną partią, z którą Kaczyński mógłby połączyć siły jest Konfederacja, lecz ta będąca na ewidentnym trendzie wzrostowym być może nie będzie chciała obciążać się wizerunkowo i wiązać z kimś, kogo często do tej pory krytykowała. Zawiązanie koalicji z PiS-em może też odebrać wiarygodność partii Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka w elektoracie antyunijnym i wolnościowym. Skoro teraz Konfederacja zyskuje kosztem PiS-u, którego wyborcy (głównie konserwatywni i eurosceptyczni) zawiedzeni partią Kaczyńskiego przerzucają na nią głosy, to ewentualna koalicja mogłaby jedynie zaszkodzić i zatrzymać ten trend. Nie bez znaczenia jest jeszcze doświadczenie koalicjantów PiS-u, którzy eufemistycznie mówiąc nie kończyli do tej pory dobrze.

Konfederacja przed wakacjami poprzedzającymi wybory październikowe w sondażach odnotowała bardzo wysokie poparcie, co wówczas nie przełożyło się na głosy. Prawdopodobnie dlatego, że media zauważywszy trend wzrostowy tej partii, zaczęły wyciągać kontrowersyjne wypowiedzi polityków sprzed lat, z piątką Mentzena na czele. Wyborcy umiarkowani i liberalni, którym podobały się propozycje gospodarcze Konfederacji, przestraszyli się radykalizmu połączonego z ekscentrycznością i wówczas przerzucili swoje głosy na Trzecią Drogę, która zaczęła kierować swój przekaz do przedsiębiorców, a na swój pokład wzięła Ryszarda Petru. Tym razem sytuacja może się nie powtórzyć. Prawicowa partia wyciągnęła z tego wnioski i stara się unikać podobnych wystąpień. Poza tym nowymi wyborcami Konfederacji są rozczarowani wyborcy PiS-u, ale też Trzeciej Drogi, którzy zaliczają się do tzw. ,,wyborców sceptycznych”, co oznacza że głosują nie z przekonania, ale na zasadzie mniejszego zła.

Trzecia Droga, po roku rządów, nie spełniła oczekiwań wolnorynkowego elektoratu, do którego się wówczas zwracała, najpewniej dlatego, że jej postulaty są w koalicji 15 października często lekceważone ze względu na swoją niepopularność (obniżenie składki zdrowotnej). TD zaczyna się sypać już nie tylko na poziomie struktur, gdzie zresztą od początku nie było przyjaźni między politykami niższego szczebla i samorządowcami z PSL-u i Polski 2050, ale też na poziomie ogólnokrajowym. Liderzy zielono-żółtej koalicji sukcesywnie tracą poparcie, co w przypadku Szymona Hołowni jako przyszłego kandydata na prezydenta nie wróży najlepiej. Sejmflix nie wzbudza już takich emocji, a i sposób prowadzenia obrad przez Marszałka Sejmu jest coraz bardziej irytujący. Poza tym pozostaje kwestia aborcji, której procedowanie Hołownia wstrzymywał, czym rozwścieczył swój liberalny obyczajowo elektorat. To wszystko powoduje, że elektorat Trzeciej Drogi od niej odpływa na rzecz Konfederacji (kwestie gospodarcze), bądź Koalicji Obywatelskiej (kwestie obyczajowe).

Wyborcy PSL-u chcą co do zasady Polski spokojnej i nie angażują się zazwyczaj w polaryzacyjne spory, stąd blisko im zarówno do PiS-u jak i Koalicji Obywatelskiej. Poparcie dla ich szefa, ministra obrony Władysława Kosiniaka – Kamysza jest natomiast proporcjonalne do zaufania dla obecnego rządu, czyli niezbyt wysokie, choć nie znikome. Wygląda na to, że PSL ani nie zyskuje, ani znacząco nie traci, stąd słabnąca pozycja Polski 2050, skłania ich do refleksji, czy aby dalsza koalicja w ramach Trzeciej Drogi ma sens.

Lewica z kolei sukcesywnie traci. Jej liderzy nie są popularni wśród elektoratu, albo też nie do końca rozpoznawalni, jak w przypadku Adriana Zandberga. Z pewnością nie pomogły ostatnie kłótnie zarówno pomiędzy partią Razem i Nową Lewicą, wewnątrz partii Razem (rozłam na biejatowiczów i zandbergowiczów) jak i dyscyplinowanie ,,posłanki z Kutna” Pauliny Matysiak, za to że chciała współpracować ponad podziałami. Największym problemem Lewicy jest jednak to, że nie potrafi zidentyfikować swojego elektoratu, który nie jest już w dużej mierze socjalny (800 plus tak, ale tylko dla aktywnych zawodowo), tylko liberalny. Stąd wyborcy tej partii wolą głosować na Koalicję Obywatelską (przejmuje mniej kontrowersyjne kwestie od swojego mniejszego koalicjanta), bądź w ogóle nie brać udziału w wyborach. Innymi słowy ostatni rok zniechęcił ideowych lewicowców do ich przedstawicielstwa w rządzie.

Koalicja Obywatelska bez Lewicy i Trzeciej Drogi nie wygrałaby wyborów w 2023 roku. Przejmowanie ich elektoratów metodą salami może być pułapką, którą sama na siebie zasadza. Partia Tuska zyskuje twardy, fanatyczny elektorat, ale nie w stopniu wystarczającym by samodzielnie rządzić. Z drugiej strony rekordowe poparcie dla PiS-u sięga najwyżej 45 procent, oprócz tego ma silny elektorat negatywny. W obliczu naświetlania kolejnych afer z politykami tej partii w roli głównej może tracić wyborców. Ewentualnym ratunkiem dla nich jest sojusz z Konfederacją, o ile ta ostatnia będzie skłonna taki zawiązać. Na razie ich bezkompromisowość i symetryczność w krytyce obu dużych partii przysparza im poparcia, w przeciwieństwie do mniejszych koalicjantów tworzących rząd.

Choć PiS i Koalicja Obywatelska mają największy odsetek poparcia, to polska scena polityczna wciąż nie ma zdecydowanego hegemona i prawdopodobnie nie będzie miała zważając na poziom polaryzacji. Tym, co może zaskakiwać jest to, że na trzecią siłę wyrasta nie Trzecia Droga czy Lewica, ale Konfederacja, co ukazali w swoim badaniu Sierakowski i Sadura. Z tym, że do wyborów parlamentarnych jeszcze daleko, więc słupki popularności mogą się jeszcze znacząco zmienić. Na razie, po październikowym wzburzeniu, zapanowało wśród wyborców ogólne zmęczenie i zniechęcenie do polityki, co objawia się w niskim wyniku deklaracji uczestnictwa w kolejnych wyborach.