Data napisania:24.09.2020
Norki bardziej niż społeczeństwo, podzieliło obóz rządzący. Zjednoczona Prawica znalazła się pod znakiem zapytania, chociaż piątka dla zwierząt była tylko kroplą w szklance niezgodności.
Problem w Zjednoczonej Prawicy polega na tym, że funkcjonuje tylko wtedy, gdy przewodzi jej Jarosław Kaczyński, który ceni sobie lojalność i nie znosi nieposłuszeństwa. To on niczym ojciec chrzestny koalicji mianuje, namaszcza, powołuje, nominuje, zatwierdza. Wyznacza główny plan polityczny i kierunek działania. Jeżeli ktoś będąc w polityce jeszcze o tym nie wie, to albo jest naiwny, albo wylogował się z niej na jakieś trzydzieści lat.
Teraz, Prezes proponując piątkę dla zwierząt, powiedział swoim koalicjantom sprawdzam. I okazało się, że w kwestii praw zwierząt, Jarosław Kaczyński może bardziej liczyć na opozycję niż na własny obóz polityczny. I choć o ewentualny rozpad żelaznej koalicji można byłoby szybciej podejrzewać Jarosława Gowina i jego ugrupowanie, to właśnie Solidarna Polska przypuściła atak na dalszą współpracę w ramach ,,dobrej zmiany”.
Do tej pory większy rozbrat z PiS wykazywał Jarosław Gowin, jak wtedy, gdy nie poparł propozycji wcześniejszych wyborów i w dużej mierze przyczynił się do chaosu wyborczego. Można też było się tego spodziewać, że posłowie Porozumienia, jako to biznesowe skrzydło ZP, nie poprą ustawy futerkowej. Z wyjątkiem minister Emilewicz, niemal wszyscy wstrzymali się od głosu. Jednak, jeżeli chodzi o pryncypia, w tym przypadku o ustawę covidową, można na nich liczyć, czym potwierdzają swoją lojalność wobec kierowniczej partii. I o ile Jarosław Gowin był tylko preludium do większych kłopotów, to Solidarna Polska wydaje się być ich apogeum. Ziobryści nie tylko nie poparli, mniej istotnej z punktu widzenia politycznego, ustawy o ochronie zwierząt, ale też wyrazili jawny sprzeciw wobec ustawy bezkarnościowej, co zostało przez prezesa odczytane jako akt nielojalności. Zbigniew Ziobro nie mogąc osiągnąć zamierzonego celu, a niewątpliwie ma ambicje zostać liderem po prawej stronie politycznej, zaczął jątrzyć we własnym gnieździe. Stąd brak poparcia dwóch ustaw. Z tego też względu obóz Prokuratora Generalnego przyjął skrajnie prawicowy kurs, a wierna armia młodych akolitów robi co może by przekonać do siebie ekstremum. Już nie tylko proponują własne, kontrowersyjne ustawy, ale także głosują niezgodnie z dyscypliną klubową, a to już za wiele dla Prezesa, którego cierpliwość ma granice i są one skończone. 15 posłów jego własnej partii już zostało zawieszonych w prawach członków. Nie jest to jeszcze kropka nad i, bo wciąż są w klubie parlamentarnym, ale konsekwencje niesubordynacji bez wątpienia zostaną wyciągnięte.
Mateusz Morawiecki, główny rywal Ziobry o sukcesję, pomimo braku zaplecza politycznego, wyrasta na faworyta, co tym bardziej rozsierdza prezesa SP. Jego nazwisko pojawia się w kontekście objęcia stanowiska wiceprezesa partii. A to jak na osobę nie związaną wcześniej z Prawem i Sprawiedliwością, współpracownika Tuska i prezesa komercyjnego banku, bardzo wiele. Kaczyński zdaje sobie sprawę, że Morawiecki politycznie wszystko mu zawdzięcza, przez co będzie raczej lojalny. Nie ma silnego zaplecza, w partii nazywany jest Konradem Wallenrodem, do tego jest łagodniejszą wersją Ziobry, który już raz zawiódł zaufanie Prezesa. W 2011 roku w wyniku poróżnienia opuścił szeregi Prawa i Sprawiedliwości, a próba powrotu w wyniku impasu negocjacyjnego, okazała się niewypałem. Ziobro jednak nie zamierza tak łatwo się poddawać w ,,walce o tron”. Wielokrotnie starał się już podkopywać pozycję premiera. Jak wtedy, gdy chciał storpedować negocjacje europejskie dotyczące unijnego budżetu, żądając weta w przypadku, gdyby były one powiązane z praworządnością. Albo wtedy, gdy wywołał niemałe zamieszanie wokół wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej czy też kiedy zaostrzył kurs wobec środowisk LGBTQ. Mocny skręt w prawo był też niewątpliwie oczkiem puszczonym do elektoratu Konfederacji. Do tego typu akcji dywersyjnych, Ziobro ma armię dzielnych, bojowo nastawionych młodych wilków, w postaci Jana Kanthaka, Sebastiana Kalety czy Michała Wosia, za których niekompetencję i brak doświadczenia poręczał w jednym z wywiadów Joachim Brudziński. Poza tym, jak twierdzą niektórzy, jest w posiadaniu haków na kolegów koalicjantów. Z tym, że Kaczyński za sprawą Mariusza Kamińskiego czy Mariusza Błaszczaka, również może być w posiadaniu takowych. Poza tym nie są one już tak istotne, nie wpływają znacząco na opinię publiczną, co pokazały różnego rodzaju mniejsze i większe afery.
Ustawa przewidująca odstąpienie od karalności za decyzje urzędnicze i polityczne podejmowane w ramach walki z covidem, jest, co prawda, kontrowersyjna, bo można nią uzasadnić wszystkie złe decyzje, ale odmowa poparcia może świadczyć o zwijaniu parasola ochronnego nad politykami obozu rządzącego przez Ministra Sprawiedliwości. Brak tej ustawy, co jest najbardziej istotne dla Ziobry, może zaszkodzić Morawieckiemu, który jako premier podjął decyzję o majowych wyborach kopertowych, do czego nie był uprawniony według Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. I o ile w sprawie ustawy o ochronie zwierząt, Kaczyński mógł liczyć na poparcie opozycji, ustawa o bezkarności plus bez poparcia Solidarnej Polski trafi do kosza. Doskonale wiedzą o tym politycy PiS, dlatego poparcie lub jego brak jest newralgiczny i był punktem przetargowym negocjacji.
Czarne chmury pojawiły się już jakiś czas temu, kiedy to chodziły słuchy o tym, że koalicjanci dostaną po jednym, a nie jak dotychczas, po dwa resorty, mniejsze subwencje i gorsze miejsca na listach wyborczych. Bez owej koalicji PiS traciłby większość w Sejmie, a Solidarna Polska udział we władzy, z czym wiążę się utrata intratnych stanowisk w Spółkach Skarbu Państwa i zarządach wojewódzkich. Kaczyński, żeby uzyskać większość potrzebowałby 5 głosów. Lukę po Solidarnej Polsce teoretycznie mogliby zająć posłowie pozyskani z Konfederacji bądź PSL, ale jak na razie nie było chętnych. Możliwy byłby też scenariusz rozpisania przyspieszonych wyborów, co nie brzmi najlepiej dla obu tych formacji. Więcej niż prawdopodobne jest to, że PiS, po ostatniej ustawie futerkowej straciłoby poparcie dużej części wsi, czyli ich głównego elektoratu, i w konsekwencji nie uzyskałoby większości, a partia Ziobry w ogóle mogłaby nie dostać się do parlamentu. Bez koalicjantów PiS nie ma większości, a to oznacza rząd mniejszościowy. Nie jest to polityczny koniec świata, rządowi Buzka udało się w takowym funkcjonować półtora roku, co nie zmienia faktu, że skończyłyby się złote czasy przepychania ustaw kolanem. Każdą ustawę od tej pory trzeba byłoby negocjować z pozostałymi partiami. Taki bonus dla opozycji, która jeżeli nie na siebie, to może liczyć na partię rządzącą.
Zbigniew Ziobro jest twarzą zmian w sądownictwie. Był ich pomysłodawcą i w głównej mierze beneficjentem własnych reform. Z tym, że wszystko idzie zgodnie z planem, kiedy jest częścią koalicji. I o ile jako Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny ma niemal pod sobą trzecią władzę, to w każdej chwili może zostać odwołany z tych stanowisk nieformalnie przez szeregowego posła, formalnie przez premiera. Chętnych na to stanowisko nie brakuje, by wspomnieć Małgorzatę Wassermann czy Przemysława Czarnka. Z tego względu było więcej niż pewne, że Ziobro będzie raczej dążył do tego, by utrzymać obowiązującą umowę, pomimo zgrzytów. Z drugiej strony niewykluczone, że pojawiająca się giełda nazwisk była tylko straszakiem, próbą przywołania do porządku i pokazania przez Prezesa miejsca w szeregu swojemu minipartnerowi. Negocjacje koalicyjne się przeciągały, a jednym z pomysłów zakończenia sporu było objęcie fotela premiera przez lidera największej partii koalicyjnej. Zakończyłoby to na jakiś czas nieformalny spór o sukcesję, ale czy Jarosław Kaczyński zdecydowałby się zrezygnować z wygodnego rządzenia Polską z tylnego siedzenia? Wielce mało prawdopodobne. Wreszcie, nie może przecież być tak, że to ogon merda psem. Wpływ na rządy powinien być adekwatny do poparcia społecznego.
Rozbrat był coraz bardziej widoczny, a starcie interesów obu panów wydawał się niemożliwy do pogodzenia. Stąd zapowiadana rekonstrukcja jawiła się jako koniec, trwającej ponad pięć lat, Zjednoczonej Prawicy. Okazuje się jednak, że gdy w grę wchodzą Spółki Skarbu Państwa, to pomimo niezgodności, można dojść do konsensusu. W ramach nowej umowy, Kaczyński ma zostać wicepremierem i stać na czele komitetu ds. bezpieczeństwa, czyli bezpośrednio nadzorować Ministra Sprawiedliwości, a także MON i MSWiA. Ponadto Solidarna Polska poprze projekt ustawy o bezkarności, a także, jeżeli będzie to konieczne, odrzuci weto prezydenta dotyczące ustawy futerkowej. Kryzys zażegnany, przynajmniej do czasu ponownego ujawnienia się ambicji.