Data napisania:20.08.2020
W momencie, kiedy ludzie tracą pracę i poczucie bezpieczeństwa, politycy jako jedyni pracownicy w tym kraju głosują za swoją podwyżką.
Główną przyczyną zguby polskiej elity politycznej, w tym przypadku opozycyjnej, oprócz wspomnianej już zachłanności, jest łatwość z jaką można ją ograć. Z czego niewątpliwie skorzystało Prawo i Sprawiedliwość. Podwyżka była propozycją wysuniętą przez PiS właśnie. Mało tego, to właśnie politycy tej partii w większości głosowali za jej przyjęciem. Z tym, że całe szambo rozlało się na opozycję. Z jednego prostego powodu, to jej elektorat zdecydowanie nie wyraża zgody na tego typu hece. Wyborcy PiS w tej kwestii są bardziej pobłażliwi, w myśl zasady ,,może i kradną, ważne by się dzielili”. Ten świadomy elektorat, znający realia, nawet jeżeli graniczące z patologią, jakiś czas temu w swoim raporcie zaprezentowali Przemysław Sadura i Sławomir Sierakowski. I dopóki taki stan rzeczy trwa, politycy Prawa i Sprawiedliwości teoretycznie mogą czuć się bezpiecznie.
Ustawa miała przyznać podwyżki wynagrodzeń dla ministrów, wiceministrów, premiera, prezydenta, pierwszej damy, na parlamentarzystach i samorządowcach kończąc. I nawet jeżeli sama decyzja o ich przyznaniu nie była najgorszym pomysłem, to czas wydaje się wyjątkowo nietrafiony. Ustawa była wynikiem szerokich, prowadzonych przez wiele tygodni, zakulisowych konsultacji przedstawicieli wszystkich partii parlamentarnych. Wygląda na to, że można się różnić, obrzucać wiązankami inwektyw, zarzucać autorytaryzm i deptanie demokracji oraz państwa prawa, ale są rzeczy ważne i ważniejsze. Sam projekt pojawił się nagle i został przegłosowany w niespełna siedem godzin. Ekspresowe czytania, brak konsultacji i jasnego uzasadnienia dla zwiększenia subwencji i ewentualnych podwyżek.
Tymczasem opozycja, pod presją opinii publicznej, wycofała się rakiem ze swojej decyzji. Tak jakby podwyżki dla posłów do tej pory były w Polsce witane z entuzjazmem. Tym bardziej prognozowanie takich nastrojów teraz, kiedy gros pracowników od kilku miesięcy otrzymuje mniejsze wynagrodzenie, albo zwyczajnie traci pracę, było czystą naiwnością. Część senatorów opozycyjnych od razu zapowiedziała bojkot, nie zamierzała popierać tej ustawy, a nawet skłonna była opuścić szeregi Koalicji Obywatelskiej. To z kolei oznaczałoby rozpad senackiej większości, na której KO zależy teraz bardziej niż na czymkolwiek innym, bowiem jest to ich ostatnia deska ratunku w walce z walcem pisowkim. Stąd być może ta wolta. To głosowanie za, a nawet przeciw. Z tym, że ta sytuacja po raz kolejny pokazuje jaki chaos panuje po stronie opozycyjnej. Co prawda Zjednoczona Prawica mogłaby sprzeciw Senatu odrzucić i wprowadzić podwyżki bez poparcia opozycji, ale ustawa trafiła do kosza. Jakby celem samym w sobie nie były podwyżki, a upokorzenie opozycji, która zazwyczaj sama sobie w tej kwestii dobrze radzi, ale nie zaszkodzi im trochę czasami pomóc. Tym razem nie było inaczej. Jak partia, która na każdym kroku udowadnia patologie, wytykając wszelkie możliwe błędy partii rządzącej, a kiedy idzie o podwyżki dogaduje się z demoniczną władzą, ma być wiarygodna dla swoich wyborców? – mógłby ironicznie zapytać marszałek Terlecki.
Jedną z linii obrony opozycji za poparciem tej ustawy było podwyższenie płac samorządowcom, a także brak pełnej wiedzy dotyczącej ustawy. Zasłanianie się samorządowcami może wzbudzać niesmak, choćby z tego względu, że ich podwyżki miały być nieproporcjonalnie niższe niż np. prezydenta czy pierwszej damy, która powinna dostawać uposażenie z tego względu, że nie pracuje w zawodzie przez pełnienie funkcji, której sama nie wybrała, ale wysokość zaproponowanej pensji jest co najmniej kontrowersyjna. Tutaj jednak twierdzą, że nie zdawali sobie sprawy z wysokości podwyżek. Teraz opozycja musi zmierzyć się nie tylko z falą krytyki, ale też, co istotniejsze, wskazać winnych, wyciągnąć wnioski tak, by kapitał, jaki wypracował Rafał Trzaskowski nie spalił na panewce. W Platformie zawrzało. Trwa polowanie na czarownicę, z których największą wydaje się być Borys Budka. Według niektórych, patrz Grzegorz Schetyna, ale nie tylko, nie radzi on sobie w roli przewodniczącego PO i szefa klubu parlamentarnego jednocześnie. Zresztą, były przewodniczący, podczas głosowania wstrzymał się od głosu, a w weekend mówił o ,,politycznym samobójstwie opozycji”. Czyżby była to zapowiedź powrotu do wielkiej gry? Tak bywa w polityce, że jedna nieprzemyślana, albo po prostu głupia decyzja, decyduje o dalszej karierze. Zdecydowanym zwycięzcą, tych przemyślanych, jest partia rządząca, która przechodzi całe to zamieszanie bez widocznych turbulencji. Idealnym zagraniem, i pewnie wyśmienicie makiawelicznym, było porozumienie się w tej sprawie z pozostałymi partiami, i podjęcie ustawy, tylko i wyłącznie, jeśli za nią zagłosują. Teraz opozycja nie może zarzucić PiS buty, chciwości i rozrzutności na niewyobrażalna skalę, bo musiałaby atakować samych siebie. Zresztą wydaje się, że opozycja nie do końca zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje. Przekaz o tym, że to był błąd posłów, ale wszystko naprawi Senat, jest delikatnie mówiąc, dość naiwny. Wygląda to tak, że głosujemy za podwyżkami, jednocześnie badamy nastroje społeczne. Jeżeli będą nieprzychylne, to kołem ratunkowym jest przecież jeszcze Senat, w którym mamy niewielką przewagę, więc spoko. Coś jak zakład Pascala, każda opcja, w tym przypadku za podwyżką, jest słuszna, albo może bardziej – opłacalna. W konsekwencji opozycja ma teraz problem z wiarygodnością.
Posłowie i senatorowie, zważając na odpowiedzialność jaka na nich spoczywa, powinni z pewnością dostawać wyższe wynagrodzenie, pytanie czy podwyżka powinna być tak wysoka? Bo argumentacja, choć być może nie nieprawdziwa, w stylu wyższa płaca jako bezpiecznik przed łapówkarstwem, jest pewnego rodzaju degrengoladą. To samo jeżeli chodzi o pozyskanie fachowców. Nie ma przecież pewności, że po podwyżce jak za magicznym dotknięciem różdżki, w ławach poselskich pojawią się nagle ludzie bardziej kompetentni. Po prostu będą więcej zarabiać. A nawet jeżeli, to może racjonalnym byłoby skorelowanie pensji z zakresem obowiązków, na przykład kiedy dotyczą posłów czy pierwszej damy? Poza tym, nawet jeżeli słusznym jest sam fakt podwyżek, to nie przyznawanych samym sobie. Lepszym rozwiązaniem, tak by uniknąć podejrzeń o pazerność, byłoby procedowanie za podwyżkami, ale na przykład dla posłów przyszłej kadencji.
Decyzję o podwyżkach poparła nie tylko największa partia opozycyjna, ale też np. duża część Lewicy. Szybko się wycofała, przyjmując stanowisko partii Razem, która przecież też ją tworzy więc można powiedzieć, że yolo. Przeciwko ustawie, oprócz posłów partii Razem, była też Konfederacja, Zieloni, dwóch posłów Platformy (Michał Szczerba, Cezary Grabarczyk), Monika Rosa z Nowoczesnej i posłowie niezrzeszeni tacy jak: Klaudia Jachira, Tomasz Zimoch czy Franciszek Starczewski. I nawet jeżeli nie jest to powód do stawiania im pomników, to warto wspomnieć o nieśmiałym, ale jednak, głosie zdrowego rozsądku w niższej izbie parlamentu. Podwyżki na razie nie będzie, dlatego sytuację za Gombrowiczem można skwitować słowami ,,Koniec i bomba, a kto czytał, ten trąba”.