Data napisania:10.09.2020

Zamieszanie wokół zatrzymania Małgorzaty ,,Margot” Szutowicz odbija się czkawką w debacie publicznej, zwiększając, a na pewno nie niwelując podziałów wśród społeczeństwa. Trudno oprzeć się wrażeniu, że prowokacje organizowane przez osoby homoseksualne bardziej służą Ziobrze niż temu środowisku.

Symptomatyczne jest też to, że w obwarowanym martyrologią kraju, Margot kreuje się na swego rodzaju ofiarę. Trawestując Mickiewicza, nazywa się milijon, bo za milijon cierpi. Jej trudna przeprawa z homofobiczną Polską ma przetrzeć szlaki dla wszystkich osób prześladowanych ze względu na orientację seksualną bądź coraz trudniejszą do zdefiniowania tożsamość. Przywykła do gróźb śmierci, ale jak deklaruje, za swoją walkę, gotowa jest umrzeć, a przynajmniej spodziewa się śmierci, bo przecież żyje w kraju, w którym nazywa się ją terrorystką.

Wbrew temu co mówi aktywistka, film udostępniony przez działaczy pro life okraszony nacechowanym pejoratywnie komentarzem, nie wpływa na jego odbiór albo nie wpływa na niego wyłącznie,  ponieważ ważne jest samo nagranie, na którym wyraźnie widać jak Margot atakuje kierowcę furgonetki, popycha go i szarpie, po czym ten przewraca się na ulicę. Niestety, ale nie usprawiedliwia jej nawet to, jak twierdzi, że przez pierwsze dziesięć minut wiązała buty. Atak na kierowcę i furgonetkę z obraźliwymi i nieakceptowalnymi hasłami, nie służył też samoobronie, jak śmie twierdzić Margot, bo to tylko hasła, nawet jeżeli obraźliwe, to nie atakującego nikogo ad personam, i co więcej, nie wyrządzające nikomu krzywdy fizycznej. Szutowicz zaprzecza też jakoby było to chuligaństwo, bo jeżeli zniszczenie samochodu fundacji czy pobicie kierowcy nim jest to pyta, jak należałoby nazwać przemoc wobec osób LGBT? Zresztą, jak twierdzi, chuligaństwo jest wtedy, gdy działa się ze względu na niski cel, a zniszczenie furgonetki rozpowszechniającej skandaliczne, homofoniczne hasła, nawet jeżeli jest czyjąś własnością, do takiego się nie zalicza. Poza tym walka o własne interesy uzasadnia przemoc, na zasadzie brak konstytucyjnego bezpieczeństwa zagwarantowanego przez suwerena jest przesłanką ku temu by wypowiedzieć mu posłuszeństwo. W tym przypadku brak takiej ochrony ze strony państwa wobec osób LGBTQ, według Margot, uzasadnia użycie przemocy. Z drugiej strony, twierdzi, że nie identyfikuje się jako mężczyzna, bo większą przemoc można zauważyć wśród mężczyzn. Jeżeli to nie jest niekonsekwencja, to nie wiem, co nią jest. To samo tyczy się religii chrześcijańskiej. Deklarując się jako katoliczka, w wywiadach posiłkuję się wybranymi cytatami z Biblii wtedy, kiedy jest to dla niej korzystne albo pasuje do kontekstu. Ochoczo przywołuje te o odciętych złych korzeniach, co ma służyć za wyjaśnienie odcięcia się od rodziny, czy na chrześcijaństwo jako początki anarchizmu, na którego bazie działa jej pozbawiony hierarchii kolektyw, całkowicie pomijając np. te o nastawianiu drugiego policzka czy miłowaniu bliźniego.

Obywatelskie nieposłuszeństwo, według Margot, powinna polegać głównie na używaniu mocnych środków, czego nauczyło ją doświadczenie. Początkowa aktywność kolektywu ,,Stop bzdurom” bazowała na działaniach edukacyjnych i nie przyniosła zamierzonych efektów. Poza tym przemoc w Polsce występuję, więc odpowiedzią na przemoc jest przemoc. Wygląda na to, że działalność kolektywu stosującego ,,nietuzinkowe formy” opiera się głównie na prowokacji, zagrzewaniu do walki i antagonizowaniu i tak już podzielonego społeczeństwa. Temu ma służyć wizerunek bezczelnej, buńczucznej aktywistki z fuckiem wystawionym do Polski jako takiej. Coś na wzór osobliwego anarchizmu, na zasadzie wszystko nam wolno, bo jesteśmy ofiarami. To ma wyznaczać standard cywilizowanej społeczności? Całość bardziej sprawia wrażenie prowokowania młodego człowieka poprzez wygłaszanie radykalnych tez. A radykalizm w polaryzującej się Polsce jest medialnym strzałem w dziesiątkę. Margot nawołuje do przemocy, ponieważ, wg niej, tylko tak można coś zmienić, o czym ma świadczyć to, że żaden pokojowy protest w historii nie przyniósł pożądanych zmian. Hmm? Okrągły stół i transformacja ustrojowa w Polsce, aksamitna rewolucja w Czechosłowacji, ruch na rzecz równouprawnienia Afroamerykanów czy nawet ruch biernego oporu w Indiach, albo się nie wydarzyły, albo były nic nie znaczącymi epizodami w historii. Może młodzieńczy entuzjazm wraz z radykalizmem jest po prostu bardziej atrakcyjny, niż spokojne, pokojowe przekonywanie do swoich racji? Wypowiedź Szutowicz jest istotna, choćby z tego względu, że jest jasną deklaracją kierunku, w jakim zmierzają osoby ze społeczności LGBT, a przynajmniej ich część. Kierunku, którego drogowskazem jest przemoc. I choć środowisko to odwoływało się wcześniej do przemocy, to bardziej w praktyce niż w deklaracji, w której przedstawiało się jako ofiary niesprawiedliwości państwa i bezprawia policji jako aparatu represji tegoż.

Podczas wywiadu, na pytanie o rady, których udziela jej profesor Jan Hartman, by nie zgrywała rozwydrzonej smarkuli, bo to źle służy sprawie, stwierdza, być może słusznie, że filozof stara się być na siłę prowokacyjny.  Chwilę później wyjaśnia, że dzień jej zatrzymania, kolektyw ,,Stop bzdurom” nazywa ,,tęczowym piątkiem” parafrazując noc kryształową i długich noży. Tak, dokładnie, chodzi o pogromy wobec Żydów w III Rzeszy, podczas których demolowano mieszkania i sklepy żydowskie, a także mordowano przeciwników Adolfa Hitlera. Aż chciałoby się powiedzieć stop bzdurom i  przyganiał kocioł garnkowi jednocześnie.

Taka postawa skłania do postawienia tezy, że kolektyw bardziej walczy o permisywizm, prawo do przekraczania granic niż o prawa osób queerowych. W momencie, kiedy ktoś się z tym nie zgadza lub ma odwagę ogłosić votum separatum automatycznie staje się oprawcą, prześladowcą, nie tolerującym praw osób homoseksualnych. Coś na zasadzie moje prawo do wyrażania własnych poglądów jest bardziej słuszne niż twoje. Słowa wypowiadane przez prezydenta czy arcybiskupa o tęczowej zarazie i ideologii LGBT są skandaliczne i całkowicie nie do zaakceptowania, ale obsceniczne gesty wykonywane w kierunku narodowców, to tylko zabawny performens. Jedni mogą wyrażać swoje opinie, niszczyć mienie czy nadużywać przemocy, bo wtedy jest to słuszna walka o prawa, ale kiedy to robią narodowcy jest to skandaliczny czyn niedozwolony. W kraju, w którym wolność słowa jest jednym z podstawowych praw człowieka, warto być konsekwentnym w jego respektowaniu. W innym przypadku można dojść do zbyt daleko idących wniosków, które same się nasuwają. W każdym razie prawo polskie opiera się na woli większości, z poszanowaniem praw mniejszości. Nie zaś na narzucaniu swojej wizji społeczeństwa czy państwa przez tę drugą grupę. I o tym powinni pamiętać aktywiści, którzy głoszą swoje poglądy.

I nie chodzi o to, żeby z pozycji mentorskich udzielać im dobrych rad. Bo pewnie słusznie są obojętni wobec takowych słanych przez lewicowych i liberalnych wujków. Młodość ma swoje prawa i na tym polega pokoleniowy i młodzieńczy bunt by odciąć się od mądrości starszych pokoleń. W innym przypadku byliby ugrzecznionymi piewcami starej agendy kryjącymi się w cieniu swoich ojców. To jaką postawę przyjmą zależy od nich. Zastanawiające jest bardziej to, czy przyniesie, nie tyle zamierzony, co w ogóle jakikolwiek pozytywny efekt dla tego ruchu, bo może być tak, że któregoś dnia Margot obudzi się w rzeczywistości, w której będzie miała nie tylko naturalnych wrogów, jakimi są prawicowo – narodowe bojówki, ale też jej własne środowisko, to bardziej świadome, stwierdzi, że tego typu działalność przynosi ich środowisku więcej szkody niż korzyści i postanowi nie tylko się odciąć, ale też bojkotować taką aktywność. No chyba, że rzeczywiście, jak niektórzy twierdzą, Margot jest niesforną, buńczuczną furtką, przez którą będzie mógł wejść mainstream LGBT i zostać społecznie zaakceptowany.

Kolejne wywiady przeprowadzone z Margot, jeżeli już, to przekonują jedynie przekonanych, ale jak sama mówi, nie zależy jej by stać się przywódczynią ruchu. A więc kim chce być Margot? Kimś, kto mówi tylko w imieniu tej części środowiska, która chce o siebie walczyć. Zapomniała wspomnieć, że obowiązkowa jest akceptacja osobliwych metod owej walki przez nią stosowanej.