Data napisania:11.10.2020
Dojrzewanie pokolenia Y w Polsce przypadło na okres transformacji ustrojowej. To wydarzenie wywarło, nawet jeśli nie świadomie, wpływ na generację ludzi urodzonych w latach 80. i 90. XX wieku. Milenialsi dorastający w dobrobycie, w wielości konsumenckiego życia, są do niego bardziej przygotowani niż wcześniejsze pokolenia. Potrafią surfować nie tylko po Internecie, ale także po ofertach konsumenckich. Cenią sobie dobry produkt, często słynnej marki, przekładającej się na jakość. Świadomi, dobrze poinformowani, wymagający. Odporni na reklamę. Mający zdanie na każdy temat. Stereotyp głosi, że to pokolenie, które mówi, nie słucha. Pokolenie ,,ja”. Pokolenie roszczeniowe, na skutek wychowania, żyjących w niedostatku socjalistycznej rzeczywistości, rodziców. Braku, który musieli zrekompensować swoim potomkom. W konsekwencji milenialsi żyją często w przeświadczeniu, że wszystko się im należy. Kiedy czują, czują najbardziej. Ich problemy są najważniejsze. Ból jest największy, samotność najbardziej dojmująca.
Na skutek retoryki liberalnej wpajanej od małego jest to pokolenie indywidualistów. Dorastanie w czasie transformacji ustrojowej, otwierania się Polski na świat, mnogości wyboru począwszy od pieczywa w piekarni na podróży zagranicznej kończąc, wszystko to nie skłaniało do poszukiwania autorytetów, ale do kreowania własnej osoby. Odtąd ważne stało się wyróżnienie, bycie wyjątkowym w zglobalizowanym, zunifikowanym świecie. Odpowiedzi na nurtujące pytania dzisiaj dostarcza Google, nie autorytety. Być może stąd w tym pokoleniu myślenie hasłowe, co się też im często zarzuca. Zresztą życie w sieci, w ich wypadku, związane jest głównie z portalami społecznościowymi. To tam kreują swój wizerunek, słuchają muzyki, oglądają filmy, czytają, kontaktują się ze znajomymi. Nie ma w tym nic złego, oprócz tego że jest to inny sposób funkcjonowania niż do tej pory. Nie jest też prawdą, że do tego ogranicza się ich życie. Spotykanie się na mieście, kluby, bary, koncerty nie są im obcą formą rozrywki. Wręcz przeciwnie, jest to swego rodzaju must have udanego życia. Uczestniczą w dualnym świecie. W tym rzeczywistym i w tym na tablicy Intagrama, bo marzenia się sprzedaje. Stąd jeden i drugi jest istotny. Nie tylko treść, ale też forma. Nie tylko słowa, ale też obraz. Każdy szczegół jest ważny. Wszystko ma znaczenie.
Wychowani w utowarowionym świecie, podobnie jak spodnie czy telefon, wybierają drugą połówkę. Dzięki Tinderowi mają dostęp do palety twarzy a za pomocą jednego kciuka mogą, bez ruszania się z fotela, wybrać to, co ich interesuje. Szybko, łatwo i nie zawsze szczęśliwie. Ale to już nie kwestia aplikacji, lecz życia. McLuhanowska globalna wioska stwarza okazję by wyjść poza bańkę towarzyską. Dzięki Tinderowi mogą poznać kogoś, kogo nigdy bez niego by nie poznali.
Milenialsi późno zakładają rodzinę lub nie robią tego w ogóle. Z tego też powodu długo mieszkają z rodzicami, a jeżeli już coś wynajmują, to priorytetem nie jest wysoki standard. Pieniądze służą do spełniania swoich pasji, dlatego też wolą je przeznaczyć na zagraniczną podróż lub kurs doszkalający niż inwestować w mieszkanie. Mogą sobie na to pozwolić, bo mają poduszkę ochronną w postaci rodziców, którzy zawsze będą ich wspierać finansowo.
Życie jest za krótkie by ograniczała je praca. Wolą pracować kreatywnie niż skrupulatnie. Elastycznie niż w sztywnych ramach czasowych tak, by można je było łączyć z życiem towarzyskim. Krótko, ale treściwie – może być ich mottem. Przeszły etos pracy, wyznawany przez ich rodziców, według nich, nie przekłada się na lepszą produktywność i wydajność. Każda chwila w życiu jest ważna i nie warto jej tracić na coś bezwartościowego. Nie ma sensu poświęcać czasu na czytanie Sienkiewicza, który może i był ku pokrzepieniu serc w dziewiętnastowiecznej Polsce, ale dzisiaj jest tylko zlepkiem niezrozumiałych słów o życiu wyidealizowanej szlachty sprzed setek lat, nic nie wnoszącym do ich życia. Stąd czas poświęcony na lekturę wolą przeznaczyć na ciekawy film na Netfliksie bądź interesującą debatę na YouTubie.
Cenią swoją niezależność, której są w stanie bronić jak ich pradziadowie niepodległości. Bo to właśnie autonomia jest ich niepodległością. Nie prawdą więc jest, że są bezideowi. Mają po prostu inne priorytety, często niezrozumiale dla starszych, żyjących w innym świecie wartości, pokoleń. Niesubordynacja w ich świecie nie oznacza tak potężnych konsekwencji, jak w świecie ich rodziców. PRL znają tylko z podręczników historii i filmów Barei. Jerzy Urban bardziej im się kojarzy z prowokacyjnymi filmikami na YouTubie niż z cynicznym rzecznikiem rządu. Kolejki do sklepów są czymś nie do pomyślenia, tak samo jak pustki w zaopatrzeniu. Walkman i kaseta wideo były dla nich realne tak, jak teraz Netflix i Spotify. Pamiętają czasy bez Internetu, ale w wyniku szybko zachodzących zmian, zdążyli zapomnieć jak to było bez smartfona. Potrafią żyć w rzeczywistym świecie, ale też dobrze odnajdują się w sieci. Być może jest to jedyne pokolenie, które na własnej skórze doświadczyło zmiany świata z analogowego na cyfrowy. Nie zdążyli opanować reguł rządzących światem, a one w tym czasie diametralnie się zmieniły. Podczas ich dojrzewania zaszły gigantyczne zmiany technologiczne. Tak jakby czas dzieciństwa był zupełnie inną epoką, innym światem, po czym przenieśli się w czasie, do przyszłości.
Igrecy to ludzi żyjący na granicy. Na granicy starego i nowego. Zamkniętego i otwartego. Biednego i stopniowo się bogacącego. Szarego i kolorowego. Statycznego i dynamicznego. Ta dychotomia ich ukształtowała i to ona w głównej mierze była asumptem do przyszłych zachowań, wyborów i celów. W poczuciu dynamicznego, galopującego świata nie chcą stać w miejscu. To ludzie zmieniających się wyborów, celów, kierunków. Ludzie, którzy stawiają na samorealizację, doskonalenie siebie, racjonalny własny interes. Doceniają życie i chcą z niego korzystać pełną piersią. Obawa przed zasiedzeniem, utknięciem, objawia się ciągłą zmianą pracy. Ciągłym optymalizowaniem, ale pewnie też butą i nie przywiązywaniem się. Stąd nazywani są nielojalnymi pracownikami. Samorealizację przedkładają nad lojalność wobec pracodawcy. Czy można to nazwać egocentryzmem w najgorszej postaci? Może, ale raczej tylko z perspektywy kogoś tkwiącego w innej epoce, innym systemie, innym czasie. Dla pokolenia ich rodziców jest to nie do przyjęcia, bo w okresie ich młodości solidarność była jedną z najwyższych wartości, siłą wymierzoną w totalitarny ustrój. Dzisiaj, mimo zmieniających się wiatrach władzy, nie jest to koniecznością. Demokracja liberalna pozwoliła na realizowanie własnych interesów. Nie poświęcania siebie na rzecz wyimaginowanych potrzeb innych. Pokolenie Y partycypuje, bo tak ich nauczono. Taki był przekaz transformacji ,,przeć do przodu, dogonić Zachód”, więc to robią. Słodko – gorzki obraz milenialsów nie wpisuje ich w utarty manichejski system wartości, lecz jest znakiem ich czasu. Czasu innych norm zachowania, które zapoczątkowali. Roszczeniowość i egoizm milenialsów przetarły szlaki kolejnemu pokoleniu, pokoleniu Z, które jest takie samo, tylko bardziej. Z tym, że dzisiaj nazywa się to przedsiębiorczością i posiadaniem ambicji. Takim sposobem, najgorsze pokolenie stało się furtką, przez którą lekką stopą mogą przejść kolejne, już bez turbulencji.