
Krajowy Plan Odbudowy został zaakceptowany przez Komisję Europejską, co jeszcze nie oznacza, że Polska otrzyma pieniądze z Funduszu Odbudowy. Najpierw musi spełnić szereg warunków, żeby pierwsze transze z pieniędzmi do Polski popłynęły. A dokładnie 116 tzw. kamieni milowych.
Do tej pory wydawało się, że tymi warunkami, tj. zgodnie z unijną terminologią milestonesami miały być zmiany w wymiarze sprawiedliwości. I też wokół tego toczyła się debata, czyt. spór. Teraz okazuje się, że to tylko wierzchołek góry lodowej owych warunków.
Otóż w dokumencie znalazły się nie tyle te sektory gospodarki, które straciły podczas pandemii, ale arbitralnie wybrane filary. Takie jak transformacja cyfrowa, zrównoważony rozwój (cokolwiek to znaczy), spójność społeczna, zdrowie, młode pokolenie, no i oczywiście zielona transformacja. Z tym, że tutaj też nie do końca jest jasne czy zostały one odgórnie narzucone przez Unię Europejską, czy jak twierdzi minister rozwoju i technologii Waldemar Buda, zostały uzgodnione wspólnie z polskimi resortami. Jeżeli nie jest to tylko ,,retoryka suwerenności” ministra a tak było w istocie, to za przynajmniej część tych rozwiązań, jak podatki od samochodów spalinowych będzie można zrzucić odpowiedzialność na polski rząd. Z tym, że najpierw społeczeństwo, skoro będzie za to płacić, powinno zostać poinformowane o szczegółach tych negocjacji, czyli które rozwiązania ujęte w dokumencie były proponowane przez Polskę, a które przez Unie Europejską. Bo niektóre z nich jak to przywołane wyżej, ale też oskładkowanie wszystkich umów czy opłaty za wjazd na nowo powstałe autostrady i drogi ekspresowe delikatnie mówiąc budzą kontrowersje.
Uderz w stół a nożyce się odezwą. Swoje niezadowolenie zgłosił już publicznie minister sprawiedliwości i prokurator w jednej osobie Zbigniew Ziobro, domaga się od premiera wskazania tych rozwiązań w Krajowym Planie Odbudowy, które znalazły się w dokumencie unijnym, a których on ponoć nie konsultował. Jeżeli to zrobi, w ramach zakładu proponuje Morawieckiemu polski nie do końca legalny trunek, czyli śliwowicę łącką.
No tak, ale zanim Polska uzyska zgodę na wdrażanie tych ciekawych rozwiązań, musi najpierw spełnić warunki związane z wymiarem sprawiedliwości. I jak poinformowała podczas ostatniej wizyty w Polsce przewodnicząca KE Ursula von der Leyen są to: likwidacja Izby Dyscyplinarnej, stworzenie możliwości tym sędziom, którzy zostali odsunięci od orzekania odwołania się od kar i zagwarantowanie, że w przyszłości nie będzie miało miejsca kwestionowanie statusu sędziego w przypadku gdy np. skieruje pytania prejudycjalne do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Te warunki są pokłosiem ustawy zaproponowanej przez wybijającego się na niepodległość prezydenta. To on był pomysłodawcą zastąpienia źle już się kojarzącej Izby Dyscyplinarnej Izbą Odpowiedzialności Zawodowej (tzw. rebranding). W pierwotnej wersji w jej skład mieli wchodzić sędziowie wylosowani z Sądu Najwyższego w liczbie 33, z których następnie prezydent miał wybierać 11. Takie rozwiązanie nie było satysfakcjonujące dla Zbigniewa Ziobro. W końcu po to tworzył tę Izbę, żeby powoływać do niej swoich ludzi, a nie, żeby robił to ktoś inny. Oprócz tego w pierwotnej wersji była zawarta klauzula tzw. testu niezależności sędziego, czyli badania legalności ich powoływania, a także spraw, które prowadzili i prowadzą. Prawdą jest, że mogłoby to doprowadzić do niebywałego chaosu, a także możliwości podważenia każdego wyroku, a w konsekwencji znacznego wydłużenia spraw sądowych. Ale pomijając ten nie bez znaczenia fakt, Zbigniewowi Ziobrze zapewne chodziło o swoich ludzi, więc zgodził się niechętnie na to rozwiązanie, ale z zastrzeżeniem że nie może działać wstecz, czyli nie będzie odnosić się do np. członków KRS powołanych z inicjatywy ministra sprawiedliwości.
Stąd Sejm odrzucał, a następnie przyjmował z poprawkami prezydencką ustawę. Kiedy już została przegłosowana przez Sejm, do akcji wkroczył Senat, w którym większość ma opozycja. Wprowadził swoje zmiany, jak np. to że wśród tych losowo wybranych sędziów mieliby znaleźć się tylko ci, którzy orzekają w niej co najmniej od siedmiu lat. Czyli byliby to głównie ci sędziowie, którzy zostali powołani do Sądu Najwyższego przed dojściem PiS do władzy. W międzyczasie pośród tych polskich waśni i sporów KE zatwierdziła Krajowy Plan Odbudowy.
I właśnie. Ta poprawka, ale też te akceptowalne dla Ziobry są jaskrawym przykładem tego, że nie chodzi w tym wszystkim już o sprawne funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, ani też o praworządność tak ochoczo głoszoną, ale o partykularne interesy dwóch obozów.
Oczywiście te poprawki (oprócz siedmioletniej kadencji, unieważnienia wszystkich wyroków wydanych przez Izbę Dyscyplinarną oraz test niezawisłości i niezależności sędziego) Sejm może odrzucić, ale będzie do tego potrzebował bezwzględnej większości głosów, co w obecnej sytuacji może być niełatwe. PiS do zwykłej większości zmuszony jest szukać sojuszników z planktonu parlamentarnego.
Wydaje się, że spór wokół wymiaru sprawiedliwości niebawem zostanie zażegnany, ale bynajmniej to koniec zadań jakie Polska ma spełnić, by dostać pieniądze na wdrożenie kontrowersyjnych reform.
I na koniec warto przypomnieć, że Fundusz Odbudowy to nie są pieniądze od unijnego Świętego Mikołaja, znaczna ich część pochodzi z uwspólnotowienia długu zaciąganego przez wszystkie państwa wspólnoty. Dług ponad europejskimi podziałami, czyli wiele nas dzieli, ale łączy nas zobowiązanie kredytowe.