Data napisania:08.06.2019
Określenie, które pojawiło się zaraz po transformacji ustrojowej na określenie ludzi, którzy są nieporadni, leniwi, nieumiejący dostosować się do reguł kapitalizmu wpisało się w retorykę liberalnych elit. Od tej pory homo sovieticus to odpowiednik niedobitków tkwiących w paternalistycznej zależności od państwa. Upadek PGR –ów sprawił, że nie tylko utracili pracę, ale także godność, która jest im teraz zwracana, dzięki transferom socjalnym. Wyraz wdzięczności uwidocznił się po raz kolejny podczas wyborów, tym razem do Parlamentu Europejskiego.
Początki sukcesu PiS wiążą się z udaną kampanią prezydencką 2015 roku i zaprzysiężeniem na prezydenta Polski Andrzeja Dudy. Klęska Bronisława Komorowskiego była początkiem upadku prestiżu Platformy Obywatelskiej i usytuowaniu jej w narożniku – opozycja. Polityka nie tylko społeczno – socjalna PiS ale także obrona centralnych elementów tożsamości takich jak rodzina, religia czy patriotyzm, była doskonale przemyślaną strategią odczytania nastrojów społecznych. Retoryka wstawania z kolan i Polski w ruinie, ale także idea wspólnotowości i równości okazała się celnie postawioną diagnozą polskiego społeczeństwa. PiS zmobilizował elektorat, który do tej pory nie był zainteresowany tego typu wyborami. Nie osiągnął tego demontażem państwa, kontrowersyjną reformą szkolnictwa, wymiaru sprawiedliwości czy upartyjnieniu instytucji państwowych lecz programem socjalnym, sprawiedliwą ,wg niektórych, redystrybucją dochodów . Można to nazwać populizmem, rozdawnictwem czy ochłapem wyborczym, ale to zorientowanie na wyborcę przyniosło wyborczy sukces. PiS natomiast zaczął jawić się jako partia, która myśli o wszystkich, nie tylko o elitach. KE działała w oparciu o sugestię, ze ich oponenci chcą zepchnąć Polskę na margines Unii Europejskiej a w najgorszym przypadku doprowadzić do poliexitu. Natomiast PiS tym razem zważając na fakt czego dotyczą te wybory, wiele włożył w to, żeby zaprezentować się jako partia proeuropejska, z zastrzeżeniem że jest to układ państw narodowych szanujących suwerenność jej części składowych. Tak więc nie było już ,, wyimaginowanej wspólnoty”, ale przyznanie Unii istotnej roli w rozwoju Polski.
Problem z opozycją polega na tym, że swojej przegranej bardziej upatruje w przemówieniu Jażdżewskiego niż we własnym dyletanctwie. Brak solidnej kampanii, spójnego przekazu, zabiegania o prowincjonalny elektorat, jeżdżenia po Polsce, odpowiadanie społecznym zapotrzebowaniom – tego wszystkiego zabrakło KE. Zamiast tego było hasło ,, Trzeba odsunąć PiS od władzy, bo szkodzi Polsce, demokracji i wolności”. Tylko, że choć newralgiczny dla funkcjonowania państwa niezależny Trybunał Konstytucyjny czy szeroko pojęte państwo prawa oparte na trójpodziale władzy nie wiele mówi przeciętnemu wyborcy. To samo dotyczy hasła ,, PiS rujnuje budżet”, bo koniunktura jest dobra, bezrobocie spada, a tak się składa, że to dzięki ,,Piątce Kaczyńskiego” pieniądze co miesiąc trafiają do rodzinnego budżetu. Obrażenie się na elektorat za to, że na niego nie zagłosował, też nie wydaję się odpowiednią taktyką. Pogardliwe wypowiedzi w stylu ,, Na PiS zagłosowali ludzie niepłacący podatków”, raczej utwierdzi o słusznym wyborze przeciwnej partii. I może wydawać się to dziwne, ale ludzie raczej nie lubią być traktowani pogardliwie z przypiętym emblematem biedo – patoli lub konserwy prowincjonalnej, która, o zgrozo, nie popierają LGBT, aborcji na życzenie i związków homoseksualnych, nie krzyczy o wolności mediów, sądów, konstytucji i demokracji. Zajmuje ich jakaś tam redystrybucja dzięki której nie pławią się już w słodkiej biedzie. Demokracja, o którą tak walczy KE opiera się na woli większości, a większości nie przeszkadza redystrybucja pieniędzy podatników. I nawet jeżeli politycy opozycji to zrozumieli, to nie są wiarygodni i zgodnie z liberalną tradycją istnieje obawa, że transfery zostaną im odebrane. Z drugiej strony powielając propozycje konkurenta, nie stają się atrakcyjną konkurencją na rynku dóbr, a jedynie desperatami u których wartością dodaną są hasła o wolności, konstytucji, demokracji i zagrzewaniu do wspólnej szarży przeciwko złemu rządowi, który rujnuje nasz kraj. Wszystko co miało potencjalnie wzmocnić zjednoczoną koalicję, jak film braci Sekielskich, afera Srebrnej i KNF -u, wysokie zarobki w NBP, działka premiera nie wpisana do oświadczenia majątkowego, nagrody dla ministrów etc., nie miało większego znaczenia. Oburzenie raczej płynęło od elektoratu wielkomiejskiego nie popierającego obozu rządzącego. Pozostała część społeczeństwa stwierdziła że nie po raz pierwszy słyszy o tego typu patologiach na górze i nie robią one już na niej tak dużego znaczenia. Tym bardziej, że nepotyzm i korupcja tkwią w pamięci ludzi jako pozostałość po poprzednim systemie, gdzie takie działania były na porządku dziennym. W myśl zasady :,,Ja coś załatwię Tobie, a Ty w zamian mojemu synowi i życie toczy się dalej”. Przysługa za przysługę. Jeżeli zaś chodzi o pomysł startowania ze wspólnej listy, to był on niewątpliwym bonusem dla byłych działaczy PZPR i późniejszego SLD i tym samym gwoździem do trumny PSL –u, który co prawda zdobył kilka mandatów, ale utracił wiejskiego wyborcę, nie proponując mu nic prócz liberalnego emblematu. Pokłosie tego sojuszu widać w popłochu i strachu przed kolejnymi wyborami, czego m.in. wyrazem jest powołanie nowej partii przez lidera PSL – u, Władysława Kosiniaka Kamysza. Czy Koalicja Polska odbuduje zaufanie konserwatywnego wyborcy, czy skończy na marginesie politycznym obok Kukiza i partii Teraz? Tego dowiemy się jesienią, na razie wygląda to jak zabawa na tonącym Titanicu.
Po majowych wyborach jedno jest pewne, monopol duopolu trwa w najlepsze i raczej szybko nie ulegnie to zmianie, o czym świadczą wyniki Konfederacji i Wiosny Roberta Biedronia. Pierwsza niedostatecznie mobilizując skrajnie prawicowy, antysemicki i mizoginistyczny elektorat nie przekroczyła progu wyborczego. Druga z wynikiem przekraczającym 6%, co prawda wprowadziła trzech euro – posłów, co jest wynikiem dość kiepskim jak na ambicję bycia trzecią siłę polityczną. Istotnym czynnikiem tych wyborów była też asymetria motywacji wyborców politycznego duopolu. Silnie się przejawiała w obozie rządzącym, słabiej zaś w KE. Zdaje się, że tylko populistyczny PiS w pełni postawił na wyborcę i po dogłębnych badaniach, ciężkiej pracy w terenie, obecności w Polsce prowincjonalnej, ale także w przychylnej sobie prasie, na plakatach wyborczych czy telewizji publicznej, która konsekwentnie prowadziła propagandę wyborczą, zdołał przekonać ludzi do poparcia list jej kandydatów, tym razem bez potrzeby chowania do szafy jej prezesa. Polisą zaś w nadchodzących wyborach może okazać się wdzięczność wyborcy, który miał okazję zwizualizować obietnice, które padły. KE pozostaje zaś w końcu znaleźć ten pomysł, który podobno jest i przyłożyć się do kolejnych wyborów mając na uwadze to, że ludzie nie chcą już, żeby było tak jak cztery lata temu.