Według antysymetrystów, choć chyba słuszniej byłoby ich nazwać gwardią przyboczną, polska scena polityczna rozrysowuje się w iście manichejski sposób: Platforma to symbol demokracji, PiS – dyktatury. Jeżeli ktoś się z tym nie zgadza to popełnia zbrodniomyślenie i nie jest delikatnie mówiąc obiektywny. Stąd ku zaskoczeniu wielu, po de facto przegranej PiS-u w wyborach parlamentarnych, wojsko nie wyszło na ulicę, a dyktatura jednak odda władzę.


Może więc za cenę braku tak rozumianego obiektywizmu warto jednak zachować zdrowy rozsądek. A ten podpowiada, że powinno rozliczać się każdą władzę, bez względu na osobiste sympatie i antypatie. A przede wszystkim kierować się faktami, a nie emocjami.


I nie trzeba być mistrzem spostrzegawczości by zauważyć, że nowy rząd, choć koalicyjny, to nie do końca zgodny, co doskonale obrazuje podejście tych partii do chociażby aborcji. Ta jednak jest tylko symbolem rozbieżności, oprócz tego są jeszcze kwestie mieszkalnictwa i kredytów, kwoty wolnej od podatku czy rozbuchanych programów socjalnych, których łączna realizacja doprowadziłaby zapewne do niewydolności budżetu. I jeżeli już w fazie pierwszych wspólnych uzgodnień dochodzi do nieporozumień i to takich ogłaszanych przez polityków przyszłej koalicji w mediach, to bez złośliwości można wysnuć całkiem racjonalny wniosek, że rządy te będą chwiejne i z dużą dozą prawdopodobieństwa niestabilne. Sam pomysł rotacyjności marszałka sejmu jest delikatnie mówiąc kontrowersyjny. Jednak w rozumieniu antysymetrystów stwierdzenie tych faktów jest już podstawianiem nogi przyszłemu rządowi, a to nie przystoi ,,uczciwym” komentatorom.


Podobnie rzecz się ma jeżeli chodzi o wspólną listę. To prawda, że hipoteza głosząca, że takowa nie dałaby zwycięstwa opozycji jest nieweryfikowalna, ale mimo wszystko wydaje się wciąż bardziej słuszna niż ta głoszona przez wszelkiego rodzaju zaklinaczy bezwarunkowej współpracy, którzy straszyli, że tylko ona jest w stanie zapewnić im zwycięstwo. Bo jak wiemy stało się inaczej. I nie dzięki, ale pomimo jej utworzenia udało się partiom opozycyjnym pokonać PiS. To fakty, nie przypuszczenia. Co prawda było to rozwiązanie ryzykowne, bo nie do końca było jasne czy Trzecia Droga przekroczy próg wyborczy, ale na pewno opłaciło się tym dwóm partiom, bo znacząco wzmocniło ich siłę przetargową. Wówczas, gdyby startowali z jednej listy, bardziej niż wyrazicielami woli wyborców, staliby się wyrazicielami woli Donalda Tuska. Ale może w optyce antysymetrystów liczy się tylko retoryka odsunięcia PiS od władzy, poza nią nic nie ma umocowania w słuszności. A jeżeli przy okazji będzie to służyło Platformie, tym lepiej dla koncepcji wspólnej listy.


Inna kwestia, która tak mierzi antysymetrystów to zwracanie przez kogokolwiek uwagi na agresywny styl prowadzenia polityki przez Platformę, który momentami był równie siermiężny jak ten uprawiany przez Prawo i Sprawiedliwość. Zarzutem wysuwanym pod adresem symetrystów jest ten o niesprawiedliwym traktowaniu dwóch stron duopolu. Tak jakby co wolno jednym, nie przystoi drugim. Tylko, że dla bezstronnych obserwatorów sceny politycznej Kaczyński wcale nie ma taryfy ulgowej, jest on po prostu przez nich uważany za symbol degrengolady władzy, doskonały przykład jak polityki nie uprawiać. Paradoksalnie to antysymetryści są tak bardzo zafascynowani metodami stosowanymi przez PiS, że chcą by powielała je druga strona, ta po której się stawiają. A ponoć zmiana władzy miała nastąpić m.in. dlatego by skończyć z brakiem poszanowania podstawowych zasad przyzwoitości, zaraz obok przywrócenia standardów praworządności, odpolitycznienia instytucji i zmiany mediów partyjnych na publiczne. No chyba, że to była ściema i od początku chodziło o krwawy rewanż z zastosowaniem tych samych metod, tylko w wersji hard. Wówczas warto byłoby jednak uczciwie stwierdzić, że partie tworzące nowy rząd niczym w zasadzie nie różnią się od PiS, są jak awers i rewers tej samej zepsutej monety, ale to chyba byłoby nie po linii jedynie słusznej, głoszącej że tylko opozycja ma racje i jest to racja najsłuszniejsza. Dlatego też antysymetryści tego nie zrobią, stawiając Platformę za wzór partii prawdziwie demokratycznej, szanującej literę prawa i ogólnie ucywilizowanej na wzór europejski, w czym ponoć różni się od PiS. Jest w tym niestety i niekonsekwencja i hipokryzja.


I last but not least krytyka nowego rządu koalicji jest jak najbardziej uzasadniona i pożądana, bo nie jest też tak, jak być może twierdzi gwardia ich zwolenników, że ktoś na nich głosował, bo nie mógł doczekać się Tuska w roli premiera. Otóż ku zaskoczeniu niektórych, we władzy najważniejszy jest racjonalny, rozważny, skuteczny i służący ludziom sposób rządzenia, nie zaś te lub inne twarze u steru. I być może na tym polega główna różnica pomiędzy symetrystami i antysymetrystami. Jedni są krytycznymi obserwatorami sceny politycznej, drudzy kibicami danego ugrupowania.