Data napisania:15.05.2020
Koalicja Obywatelska osiągnęła swój cel. Udało się przesunąć wybory, a wraz z nimi pojawiła się możliwość zmiany kandydata, co może uchronić partię przed spektakularną porażką. Kandydatura Małgorzaty Kidawy – Błońskiej, jak się okazało w dobie pandemii, nie była najlepszą strategiczną decyzją największej partii opozycyjnej. Brak rezygnacji z kandydowania połączony z bojkotem wprawił w niemały dysonans wyborców KO, którzy w obliczu dezinformacji postanowili przenieść swoje poparcie na pewnego kandydata, który ,pomimo warunków, nie zrezygnował z kampanii i szukał innych sposobów niż tradycyjne by dotrzeć z przekazem do wyborców. Prezydenta jak męża czy żonę, wybiera się na dobre i złe. KO, zdaję się, pominęła ten fakt, wystarczał jej przekaz o niebanalnych korzeniach Pani marszałek. Skutkiem tego był spadek sondaży do tak niskiego poziomu, że jedynym możliwym wyjściem z tej sytuacji było nieustanne dążenie do przesunięcia tych wyborów. Kiepska kondycja MKB to egzemplifikacja kiepskiej kondycji partii, która ją wystawiła. Rekordowo niskie poparcie nie jest już drobnym wahnięciem, ale kompromitacją. Kidawa – Błońska nie tylko nie jest rywalem dla Andrzeja Dudy, ale plasuje się w sondażach niżej niż Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak – Kamysz, a nawet Krzysztof Bosak!
Cel został osiągnięty, teraz trzeba pomyśleć o nowej kandydaturze. I tutaj pojawiły się takie nazwiska jak Grodzki, Tusk, Sikorski czy Trzaskowski. Z tego względu, że Donald Tusk, swoją drogą nie bez przyczyn, odmówił, a Grodzki bardziej potrzebny jest opozycji w Senacie, dwa ostatnie nazwiska wydawały się być bardziej prawdopodobne. I jeden i drugi nie są bez skazy. Sikorski, kojarzony z elitarnym panem z dworku, ma dość duży elektorat negatywny. Za Trzaskowskim ciągną się problemy związane z zarządzaniem Warszawą, jak chociażby zeszłoroczny problem z oczyszczalnią. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że większym poparciem cieszą się kandydaci o poglądach konserwatywnych, lepszym pretendentem na urząd prezydenta, pod tym względem, byłby Radosław Sikorski, który stanowi raczej prawe skrzydło PO. Za jego kandydaturą przemawiał też fakt dobrej znajomości polityki zagranicznej, doświadczenie w dyplomacji, wpływy, znana i szanowana żona, która posiada pozycję na scenie międzynarodowej, a także silny i zdecydowanie bardziej waleczny charakter niż obecna kandydatka. Za Trzaskowskim – PESEL, dobra kampania na prezydenta Warszawy, świeżość i energia w porównaniu do kontrkandydatów z Platformy. Oraz to, że jest mniej radykalny i kontrowersyjny niż Radosław Sikorski, który raczej przyjąłby postawę konfrontacyjną. Tylko czy nie wystarczy już Platformie kandydatów łagodnych i koncyliacyjnych. Jak już wiemy, koncyliacyjny kandydat okazał się żadnym prezydentem. Platforma, wystawiając kandydaturę Trzaskowskiego na prezydenta Polski, decyduje się też na ,, komisarza” w stolicy z ramienia PiS. Poza tym jest to bardziej kandydat wielkomiejskich wyborców, a nie Końskich, gdzie ponoć wygrywa się wybory. Jednak, mimo wszystko, to właśnie na Trzaskowskiego, wydaje się, bardziej stawia Koalicja Obywatelska.
Zmiana kandydata tak późno i w utrudnionych warunkach jest posunięciem ryzykownym, ale chyba jedynym by wybory nie były misją samobójczą. Nowy kandydat miałby zaledwie 6 tygodni na prowadzenie kampanii, musiałby praktycznie zaczynać od nowa, co nie wróży dobrze. Budowanie poparcia trwa miesiącami, a biorąc pod uwagę warunki, teraz musiałaby być prowadzona głównie w Internecie. Dodatkowo, ci wyborcy, którzy przenieśli swoje poparcie na innych kandydatów, raczej z nich nie zrezygnują tylko dlatego, że Platforma raczyła się obudzić. Bo problem nie leży tylko w kandydaturze, ale ogólnie partii, która jest coraz bardziej oderwana od rzeczywistości. Jawi się bardziej jako banda krzykaczy błądzących we mgle, niż polityków z krwi i kości, którzy mają ciekawy program i jasny przekaz. Dlatego zapowiadana zmiana będzie raczej uchronieniem partii przed kompromitacją niż realną wygraną.